Zanim nogi zrobią pierwsze kroki, serce, ręce i dusza wędrują już na Jasną Górę.
Skarpetki i koszulki (koniecznie bawełniane), czapka i okulary przeciw słońcu, dwie pary butów, ciepły polar, trochę jedzenia, a od 5 lat maść z witaminą A – to na pewno musi być. W plecaku. Bo w sercu dzieje się o wiele więcej i intensywniej.
Wariatka?
Opalona, ze starannym makijażem, ubrana ze smakiem, wyperfumowana – słowem kobieta. – Nie masz pieniędzy, żeby wyjechać nad morze? – Co cię tam tak ciągnie? – Jak można cały dzień po pierwsze modlić się, po drugie modlić się, no i po trzecie modlić się? – pytają znajomi. Teresa Kwiatkowska tylko się uśmiecha. Oni naprawdę niczego nie zrozumieją, zbyt wygodnie poukładali swój świat, za dużo wysiłku włożyli, żeby życie ich nic a nic nie bolało, uwierzyli w swoje siły i siłę bankowego konta, lubią swoje fotele, kanapy i swoją plazmę na ścianie. Bardzo. Jak to zostawić? Jak oderwać się od świata, któremu oddało się tak wiele? – Potrzeba wiary. Trzeba Bożego wezwania.
Historia Abrahama jest historią każdego pielgrzyma, zwłaszcza gdy po raz któryś z rzędu wyrusza na pątniczy szlak – zapewnia Teresa Kwiatkowska. – Co roku obiecuję sobie i krzyczę do innych: nigdy więcej! Nie wrócę tu! Mam dosyć! Obolała, zmęczona, bezsilna wobec wewnętrznych zmagań. Wystarczy jednak, że przyjdzie wiosna. Świat budzi się do życia, ja zaczynam tęsknić za pielgrzymką. Za drogą i jej ciszą, za codzienną Mszą św., Różańcem i Koronką. Za piosenkami i rodziną. Tak, rodziną – wyznaje już nie „pani”, ale siostra Teresa.
Szóste z kolei
Siła pielgrzymkowych więzi. – Idę po raz 12. i jak co roku musiałam zdecydować, jaka jest główna intencja mojej drogi – mówi Teresa, a jej głos się łamie, bo zaczyna opowieść o bohaterskiej Marii, babci, która z gromadką swoich wnuków przez lata wędrowała na Jasną Górę. – Tak chciała im pomóc. Nie miała pieniędzy i możliwości, dała im to, co dla niej było najdroższe: wiarę, a ponieważ znała swoją słabość, oddawała wnuki pod opiekę Matki Najświętszej – wspomina. Gdy w tym roku przegrała walkę z chorobą, wnuki zostały same, tzn. z rodzicami, którzy nie do końca radzą sobie z piątką dzieci. – Na pogrzebie siostry Marysi zobaczyłam, że jej córka jest w stanie błogosławionym. To szóste dziecko w tej rodzinie. Dzisiaj ruszam na Jasną Górę z modlitwą, by rodzice stanęli na wysokości zadania, by mieli siłę ochronić całą rodzinę. Będę się modlić, żeby życie bez babci Marysi wciąż dawało jej wnukom szansę na normalność – kończy, sięgając po chusteczkę.
Matuś, bo tak wołają na Teresę, to jedna z tych, które się nie poddają. – Lata płyną, ale medycyna też idzie z postępem – już się uśmiecha. – Ketonal rano, Ketonal wieczorem i daję radę – zdradza swoje „dopingowe” sztuczki. – Za dużo spraw dzieje się we mnie i wokół mnie, żebym miała odpuścić. Pan Bóg stawia mnie na drodze ludzi potrzebujących czegoś wyjątkowego: modlitwy połączonej z ofiarą zmęczenia, wyrzeczenia, a nawet cierpienia. Dopóki oni liczą na moje przed Bogiem wsparcie, muszę ruszać w drogę. Nie mam wyjścia – zapewnia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.