Porozmawiajmy o pogodzie

Radzenie sobie z nieprzewidzianymi okolicznościami zakłada hart ducha i umiejętne korzystanie z dostępnych środków. Często bardzo prostych środków.

Reklama

Podobno rozmowa schodzi na ten temat, gdy nie ma innego. Ale co zrobić, gdy od wschodu pojawia się kolejna chmura. Choćby nie wiem jak bardzo chciał, wszystko sprowadza się do deszczu. Obojętnie kto zjawi się w domu, zaczyna od narzekania. Ja zresztą też, bo kolejny sezon kajak leży w krzakach i nic nie wskazuje na to, że w najbliższych dniach pojawi się szansa skorzystania z wakacyjnych rozkoszy. Więc nie mając innego wyjścia rozmawiamy o pogodzie i słuchamy o pogodzie. Przy okazji słuchania odrobina skojarzeń.

Relacja z zalanego deszczem pola. Kobieta narzeka. Żaden ciężki sprzęt tam nie wjedzie. Wszystko się zmarnuje. Słuchając przypomniałem sobie rozmowy ze starymi mieszkańcami Krzewentu. To taka wieś, wciśnięta między cztery jeziora, w połowie oparta o brzeg słynnych Błot Rakutowskich. Opowiadali jak w deszczowych latach sierpami koszono trawę i w wiklinowych koszach wynoszono ją z zalanych łąk między Rakutowskim a Żłobami. Dziś łąki leżą odłogiem, bo komu by się chciało lecieć ze świtaniem rannej zorzy i kosić po rosie.

Wbrew pozorom nie chodzi o to, by wrócić do czasów, gdy ludziom żyło się znacznie trudniej. Zestawienie tych dwóch przykładów kapitalnie pokazuje jak w ciągu jednego, może dwóch pokoleń, zatraciliśmy umiejętność radzenia sobie w sytuacjach trudnych. Czyli coś, co decydowało o tym, że z różnych nieprzewidzianych kataklizmów, nieszczęść i innych zawirowań, człowiek wychodził zwycięsko. To radzenie sobie z nieprzewidzianymi okolicznościami zakłada hart ducha i umiejętne korzystanie z dostępnych środków. Często bardzo prostych środków.

Obserwowałem kiedyś, na tak zwanym spotkaniu integracyjnym, młodych gimnazjalistów. W deszczowy dzień mieli rozpalić ognisko. Nikt z nich nie wierzył, że jest to możliwe. Niektórzy rozglądali się za kanistrem benzyny. Unoszący się znad kopczyka chrustu dym, a potem tryskające z ognia iskry dla wielu były szokiem. Tym bardziej, że papieru do rozpalenia też nie użyto. Gdy już się trochę rozgrzali i zaczęli konsumować upieczone kiełbaski, zaczepiłem ich pytaniem. A gdyby tak w mieście, gdzie żyjecie, przez tydzień nie było prądu i gazu? Odpowiedzią była cisza i przerażenie w oczach. No to zaczęliśmy integrację. Wybór drewna, porąbanie go (niektórych trzeba było uczyć trzymania w ręku siekiery), zgromadzenie odpowiedniego igliwia, ułożenie ogniska, znalezienie drzazgi, czy jak kto woli szczapy smolnej…  

O, właśnie zaświeciło słońce, a mnie zaświtał pomysł na mały konkurs wakacyjny. Nagrodą będzie osobista satysfakcja, a pytanie brzmi: co to jest drzazga, w niektórych rejonach Polski zwana smolną szczapą. Dając w komentarzu odpowiedź można przy okazji podzielić się swoimi doświadczeniami rozpalania ogniska w niepogodę, bez użycia zapałek, benzyny i tym podobnych środków.


 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7