„Zaczęliśmy trzeci rok tej strasznej wojny, która jest tragedią nie tylko dla ukraińskiego narodu, państwa, naszego Kościoła, ale też dla całej Europy. Ukraina jest zraniona, ale nigdy się nie podda. Ukraina jest zmęczona, ale trwa i walczy. W dniach naszego cierpienia my jako duszpasterze w pewien sposób na nowo odkrywamy swój naród i społeczeństwo. Staramy się im towarzyszyć w tych tragicznych czasach” – powiedział arcybiskup większy kijowsko-halicki Światosław Szewczuk.
W rozmowie z polskimi dziennikarzami zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego mówił m.in. najważniejszych wyzwaniach stojących przed Kościołem, różnych rodzajach duszpasterstw zaangażowanych w pomoc, jak wyglądają relacje z papieżem Franciszkiem i Watykanem oraz warunkach pojednania z Rosją.
W czasie wojny najważniejsze jest duszpasterstwo
- Bez wątpienia duszpasterstwo rodziny jest naszym priorytetem, ponieważ rodzina jest sercem i najważniejszą komórką społeczeństwa. Przed wojną mieliśmy dwa wyzwania wobec rodziny i tym samym dwa typy duszpasterstwa. Po pierwsze na uwadze mieliśmy rodziny dysfunkcyjne, co jest naturalnym zjawiskiem społecznym i im towarzyszyliśmy oraz pomagaliśmy, żeby rodzina się utrzymała. Drugim wielkim wyzwaniem duszpasterstwa były rodziny, gdy matka albo ojciec wyjechali zarobkowo za granicę, żeby zapracować na życie. Taka rodzina de facto funkcjonowała w separacji, co było wielkim wyzwaniem i próbą dla nich, aby po rozłące mogli się z powrotem zintegrować. Na przykład matka kilka lat pracowała we Włoszech, a potem wróciła na Ukrainę, kraj się zmienił, ona się zmieniła i tym samym rodzina już nie była taka sama. Żeby związek małżeński się nie rozpadł i rodzina nadal funkcjonowała - potrzebowali pomocy.
Podam przykład kobiety, która wychowuje ośmioletnie dziecko, które nie umie ani czytać, ani pisać. Najpierw było dwa lata pandemii koronawirusa a teraz ponad dwa lata wojny. Powiedziała mi, że wszyscy ją teraz pocieszają, ale słowa pociechy wprawiają ją w jeszcze gorszy stan. Mówią jej, że musi być silna, ale ona nie może sobie z tym poradzić. Jaką zatem ofiarować jej opiekę duszpasterską? Według mnie trzeba przede wszystkim po prostu być przy niej blisko.
Teraz, z punktu duszpasterskiego, mamy co najmniej cztery nowe kategorie rodzin. Jedna kategoria to jest rodzina, która straciła na wojnie kogoś ze swoich najbliższych, których jest tysiące. Stracili swoich najbliższych na froncie, po atakach rakietowych, czy dronów. Rodzice, którzy stracili syna czy córkę, czy żona, która straciła małżonka. Co warte zauważenia, młode wdowy na Ukrainie nazywa się teraz "czarnymi tulipanami" i jest ich dużo. Młoda kobieta ma dzieci i musi jakoś żyć. Następnie matka i ojciec, którzy nie mając wiele, stracili syna. Czasem nie mają już nikogo, kto by zaopiekował się nimi na starość. Oni bezwzględnie potrzebują pomocy.
Druga kategoria to są rodziny, których małżonek, syn czy córka powrócili z wojny ciężko okaleczeni. Jedna z żon mężczyzny, który powrócił z frontu z ciężkimi obrażeniami, powiedziała mi, że była niezwykle szczęśliwa, że jej mąż powrócił żywy, ale niestety po powrocie zaczęło się w domu piekło, bo zaczął obwiniać siebie, że jest ciężarem dla rodziny. Jesteśmy dumni z heroicznych żon opiekujących się niepełnosprawnymi mężami. Na szczęście jest niewiele przypadków rodzin odrzucających swoich rannych. Ale sytuacja jest dramatyczna: obecnie mamy już 200 tys. rannych, a to oznacza, że tą sytuacją jest dotkniętych 200 tysięcy rodzin. Inna statystyka mówi, że 50 tysięcy okaleczonych nie ma ręki czy nogi, a to oznacza, że oni potrzebują specjalnej opieki. Powstaje pytanie, jak sobie z tym problemem poradzić? Czasem państwo nie może się nimi zaopiekować. Dobrze, jeżeli ranni nie są zdemobilizowani, wtedy oficjalnie są członkami wojska ukraińskiego i podlegają opiece nad rannymi żołnierzami. Największy problem powstaje jednak w sytuacji, gdy są zdemobilizowani – wtedy musi się nimi zaopiekować rodzina, którą stara się wspierać Kościół.
Trzeci typ rodzin, to rodziny jeńców wojennych. Na każdej parafii, którą odwiedzam, przychodzi wiele rodzin przynosząc zdjęcia, dokumenty swoich najbliższych, którzy są w rosyjskiej niewoli, i proszą, aby pomóc im w ich uwolnieniu. Wiemy, że przebywają w strasznych warunkach, są torturowani w najgorszy sposób. Tym samym psychicznym i duchowym torturom poddani są ich najbliżsi. Mimo wielkich trudności staramy się pomagać m.in. dzięki watykańskiej dyplomacji. Tylko przez moje ręce przeszło około 3000 nazwisk, które przesłałem do Ojca Świętego prosząc o pomoc, żeby ich uwolnić. W sumie w ciągu dwóch lat doszło do 51 wymian jeńców. Wielu powróciło, ale jest to niewielka część tych, którzy pozostają jeszcze w niewoli.
Najcięższa kategoria to rodziny żołnierzy, którzy zaginęli bez wieści, nie wiadomo, co się z nimi dzieje. Mówi się, że jest 35 tys. zaginionych. Jest to dla rodzin największe "piekło" psychiczne. Psychologowie potwierdzają, że o wiele łatwiej poradzić sobie z traumą po utracie kogoś bliskiego niż z sytuacją niepewności, gdy się nie wie, co stało się z bliskim człowiekiem. Znam przypadek 23-letniej kobiety, która od dwóch lat nie ma wiadomości od swojego małżonka. Stale pyta: kim jestem? Osobą zamężną, wdową? Jak w takim przypadku uporządkować swoje życie? Albo przypadek, gdy dziecko wychowuje się bez ojca, który zaginął. Co matka ma każdego rana odpowiedzieć swojemu dziecku, które ciągle pyta, gdzie jest mój tata? Zdarza się, że w czasie wymiany jeńców wojennych ujawniają się osoby, które dotychczas były na listach zaginionych. I tak za 35 tys. zaginionymi stoi 35 tys. rodzin, które cierpią.
Każda z tych kategorii rodzin potrzebuje właściwej opieki. Staramy się jak możemy im pomóc, spotykamy się, modlimy się razem, pracujemy nad różnymi projektami. Oczywiście, nie zawsze wiemy, jak stanąć przed konkretnym wyzwaniem. Pamiętam, że gdy uczyłem się teologii pastoralnej, to duszpasterstwo dla osób w żałobie pozostawiano w rękach kapelanów medycznych. Uczyli się pomagać ludziom pogrążonym w bólu po śmierci bliskiej osoby. Tak dzieje się w normalnym społeczeństwie w kontekście śmierci. Jedną z najważniejszych form opieki, którą musimy obecnie pełnić jest duszpasterstwo bólu utraty i żałoby. Pracujemy razem z naszymi psychologami. Widzimy bardzo pozytywne skutki naszego programu leczenia i gojenia ran, realizowanego przez naszych kapłanów. Każdy duszpasterz musi nauczyć się tego nowego typu duszpasterstwa. Około półtora tysiąca naszych księży odbyło szkolenia. Dzięki temu można powiedzieć, że nasz Kościół jest światłem i głosicielem nadziei dla Ukrainy.
Kapelania wojskowa
- Dla nas biskupów bardzo ważna jest opieka nad naszymi księżmi, którzy znajdują się na pierwszej linii frontu. Wojna wymaga od nas jeszcze większej dynamiki ewangelizacyjnej. Musimy ją zmieniać orientując się na ludzi, którzy teraz przychodzą do naszych parafii.
Kolejnym wyzwaniem jest posługa kapelana wojskowego, która jest już prawnie uregulowana, dzięki czemu księża mogą oficjalnie służyć żołnierzom. Nie mamy jeszcze ordynariatu polowego, ale mamy przeszkolonych księży, którzy tę funkcję pełnią. Nie jest to łatwe. Chodzi o to, żeby w wojsku kapłan nie zatracił swojej tożsamości duchownego i nie stał się tylko wojskowym. Oczywiście musi mieć przeszkolenie wojskowe. Do czasu wojny nie przygotowywaliśmy księży do takiej posługi. Cały czas się uczymy w oparciu o doświadczenia kapelanów wojskowych w innych krajach, w Polsce, Niemczech, Stanach Zjednoczonych. Ponieważ Ukraina jest krajem wielokonfesyjnym kapelan nie może ograniczać się tylko do własnego wyznania. Jako katolik służy prawosławnym i protestantom. Jest to wielkie wezwanie jak przygotować kapelana do takiej posługi, która inaczej wygląda w czasie pokoju, a zupełnie inaczej w czasie wojny. Nie mogę podać dokładnej liczby, ilu mamy obecnie kapelanów, ale jest ich wielu i zapotrzebowanie jest duże, przewyższające nasze możliwości.
Kapelania medyczna
- Kolejną niezwykle ważną służbą jest kapelaństwo medyczne w szpitalach wśród rannych. Oczywiście w czasie pokoju obecność kapłana wśród chorych jest czymś normalnym, ale teraz widzimy, że nie tylko ranni, ale lekarze potrzebują opieki duchowej. Zatarła się granica pomiędzy szpitalem wojskowym a szpitalem cywilnym. Lekarze są naprawdę wyczerpani i potrzebują naszego wsparcia. Dlatego realizujemy program kształcenia kapelanów medycznych. Za wzór wzięliśmy kapelanię medyczną w Austrii. Program, który zapoczątkował nasz Kościół staje się powoli programem ogólnopaństwowym i jest również stopniowo realizowany przez prawosławnych i protestantów
Edukacja wyzwaniem humanitarnym
- Trzecim, niezwykle ważnym rodzajem posługi jest obecność kapłanów w szkole. Obecnie w Ukrainie wykształcenie podstawowe stało się wyzwaniem humanitarnym. Z powodu wojny kilkaset tysięcy dzieci nie uczy się w szkole. W wielu regionach Ukrainy, np. Doniecka, Zaporoża, Charkowa, nie mogą iść do szkoły i od miesięcy czas spędzają w piwnicach lub schronach. Niekiedy w tych regionach ogłasza się przymusową ewakuację, ale rodzice nie chcą, aby ich dzieci gdzieś wyjeżdżały i je po prostu ukrywają. Tym ludziom trzeba dostarczyć nie tylko żywność, ale też zaopiekować się dziećmi i zapewnić im edukację. Takiej sytuacji w Ukrainie nigdy nie było. W ubiegłym roku odwiedzałem miasteczko Nieżyn w okolicach Czernichowa. Opowiadam o tej sytuacji, bo w tym kontekście jest ona dla mnie emblematyczna. Przyjechałem z wizytą do naszej parafii i widzę, że nasza Caritas zorganizowała obóz edukacyjny dla dzieci. Podchodzę do jednego z chłopców i pytam: jak masz na imię? Odpowiada: Dima. Ile masz lat? Dziesięć. W której jesteś klasie? W czwartej. Obok niego siedziała dziewczynka, która bardzo dobrze go znała i mówi do mnie: Tak on jest w czwartej klasie, ale nie umie ani czytać, ani pisać. Stanąłem osłupiały i przerażony. Dziesięcioletnie dziecko, które nie umie czytać i opisać. Opiekunka zwróciła mi uwagę, że jest to efekt dwóch lat pandemii i dwóch lat wojny. W wielu miastach Ukrainy wykształcenie podstawowe możliwe jest tylko online. Żeby dzieci mogły uczyć się online, trzeba im zapewnić dostęp do internetu i trzeba, żeby rodzice byli obok dziecka, ponieważ ono samo nie będę się uczyć online.
Bardzo często jest tak, że szkoła ze względu na groźbę ataków z powierza, żeby móc nauczać, musi mieć schron. Na przykład szkoła ma 600 dzieci, a schron może pomieścić tylko 200. Dlatego trzeba wprowadzić trzyzmianowy system nauczania. Co ciekawe dzieci z wielu szkół, które znajdują się obok naszych kościołów znajdują często w ich podziemiach schronienie. To pokazuje, że edukacja jest też wielkim problemem humanitarnym. Na przykład w Charkowie buduje się pierwszą na Ukrainie podziemną szkołę. Dla mnie nauczyciele, którzy nie wyjechali i pozostali w Ukrainie, pracujący naprawdę za grosze, są także bohaterami tej wojny. Oni też potrzebują opieki duchowej. Najbliższe posiedzenie naszego Synodu Biskupów będzie poświęcone głównie temu, jak zapewnić duszpasterską opiekę nauczycielom, dzieciom i rodzinom.
Czy można w obecnej sytuacji mówić już o przebaczeniu?
- Rzeczywistość życia w przebaczeniu należy do serca duchowości chrześcijańskiej. Nie możemy tego tematu obejść. Apostoł Paweł mówił sam o sobie, że jest apostołem przebaczenia i pojednania. Prosił: pojednajcie się z Bogiem. To temat centralny duchowości chrześcijańskiej. Ale to przesłanie w czasie wojny brzmi jak prowokacja, w sensie pozytywnym. Doświadczamy, że przebaczenie w czasie wojny jest możliwe tylko wtedy, kiedy jest dzieleniem się tym przebaczeniem, które już każdy z nas otrzymał od Boga. Jeżeli Bóg wybaczył mi, jestem zdolny, by przebaczać innym. To przebaczenie nie jest sprzymierzeniem się ze złem. Kiedy wybaczamy komuś, to nie znaczy, że pochwalamy jego niegodziwość. Przeciwnie. Jeżeli nie mamy w sobie siły, aby wybaczyć, aby przezwyciężyć nienawiść, poddajemy się naturalnej reakcji na doznane zło, zapętlamy się w tym złu i nie potrafimy się od niego uwolnić. Przebaczenie daje wolność. Przebaczenie jest warunkiem dla chrześcijańskiego życia w wolności. Nie jestem wolny, jeżeli nie jestem zdolny uwolnić się od tego zła, które mi ktoś wyrządził. Jest to rzeczywistość duchowa bardzo osobista i nie może być narzucona z zewnątrz. Można być do tego zachęcanym, ale nie można być zmuszanym. W kontekście wojny jest to powiązane z leczeniem ran.
Jeżeli chodzi o pojednanie z rosyjskim agresorem, jest to cały proces, który jest przed nami. Wymaga etapów, które głosimy już teraz i już teraz się przygotowujemy. Od dawna wiemy, że proces ten wymaga przede wszystkim tego, aby przestać się ranić. Ciężko się jednać, gdy ktoś do nas strzela, bombarduje, nie daje prawa istnieć. Zatem konieczne jest powstrzymanie agresora.
Etap leczenia ran wymaga też sprawiedliwości. Musimy uszanować ofiary, zadośćuczynić im i powiedzieć jasno, kto jest zbrodniarzem. Jeżeli nie będzie trybunału nad czynami zbrodniarza, zagraża to powstrzymywaniu zbrodni w przyszłości. Zatem trybunał stanowi jednocześnie prewencję. Musimy pojednać między sobą nie tylko racjonalne idee, ale też ludzkie serca.
Takie podejście sprawiło, że zwłaszcza Ukraińcy tak mocno zareagowali w sytuacji, gdy podczas nabożeństwa Drogi Krzyżowej z papieżem w Rzymie postawiono ze sobą Ukrainkę i Rosjankę. Nie da się tak zaimportować pojednania, sprowokować go w taki sposób. To jeszcze nie był i nie jest na to czas, ponieważ wojna wciąż trwa. Obawiano się również, iż takie inicjatywy mogą zdyskredytować pojednanie. Zagrożeniem było też wykorzystanie propagandowe takich gestów. Takie imitacje przebaczenia i pojednania mogą zdyskredytować samą ideę.
Jak wyglądają relacje z papieżem Franciszkiem i Watykanem?
- Równolegle z wojną trwa pewien kryzys informacyjny z Watykanem. Ukraińcy wypowiedzi papieża nie odbierają tylko na poziomie politycznym, czy dyplomatycznym, ale też duchowym, dlatego bardzo bolesne są dla nich wypowiedzi takie, jak ta ostatnia o białej fladze. Dla nas, grekokatolików, jest to trudne, zwłaszcza w kontekście Ukrainy, gdzie większość ludzi przyznaje się do prawosławia. Prawosławni pytają nas, czemu jeszcze jesteście katolikami? Każdy moment, kiedy muszę komentować takie sytuacje, to dla mnie wyznanie wiary katolickiej, okazja do dania świadectwa, uzasadnienia mojej nadziei.
Dla mnie osobiście był to wielki psychologiczny atak ze strony rosyjskiej poprzez instrumentalizację osoby Ojca Świętego. Rosjanie, żeby złamać Ukraińców, używają wszystkiego, żeby wzburzyć emocje, wzbudzić podejrzenia co do lojalności sojuszników. Atak ma zdezorientować człowieka, żeby nie wierzył nikomu, nawet własnym przekonaniom. Kiedy popatrzymy na te wypowiedzi, najpierw wywiad, potem jego spreparowanie i ujawnienie tylko jednej części. Udzielałem wywiadu temu samemu dziennikarzowi. Jego metodą jest mówienie o kolorach. W 2022 r. ze mą mówił o kolorze niebieskim. Teraz z papieżem mówił o kolorze białym. On narzucił Ojcu Świętemu refleksję o kolorze białym w kontekście relacji w czasie wojny. To manipulacja. Doszło do rozdzielenia i konfliktu pomiędzy symbolem i słowem. Bo symbol ma swój zmysł i swoje znaczenie, żyje swoim życiem. A słowo ma swoje. Tak doszło do tego, że papież chciał mówić o dialogu, pertraktacjach, ale narzucono mu symbol białej flagi. I nikt już nie usłyszał, co mówił o dialogu, a wszyscy komentowali kolor, który jest kolorem poddania się.
Po opublikowaniu fragmentu wywiadu Stolica Apostolska zrozumiała, że został on zmanipulowany. W oświadczeniu rzecznika Watykanu, Matteo Bruniego wskazano, aby skoncentrować uwagę na wypowiedzianych przez Ojca Świętego słowach, a nie na symbolu. Niestety to się nie udało. W Ukrainie nikt nie koncentrował się na treści papieskiej wypowiedzi, ale komentowano sens symbolu. Moim zdaniem manipulacja ta była bardzo dobrze przygotowana. Moim zdaniem Ojciec Święty nie użył wszystkich instrumentów swojego departamentu do spraw komunikacji, żeby się ochronić przed tą manipulacją. Nie wiadomo, czy przed publikacją wywiad był autoryzowany. Niestety doszło do specjalnej operacji informacyjnej i ataku na Ukrainę. W tym kontekście doszło naprawdę do kryzysu wiary w prymat papieża wśród ukraińskich katolików. Musiałem wydać oświadczenie, w którym napisałem, że nawet kiedy Ojciec Święty się myli jako człowiek, kiedy pada ofiarą manipulacji, skała św. Piotra stoi i trwa. Jesteśmy katolikami nie dlatego, że Franciszek jest papieżem, ale dlatego, że to Chrystus założył nasz Kościół. Jesteśmy katolikami, ponieważ wierzymy, że to On zbudował go na skale Piotra i żadne piekielne bramy go nie przemogą. Musimy to głosić w kontekście Ukrainy.
Obecnie jesteśmy świadkami kryzysu w relacjach polsko-ukraińskich związanego m. in. ze zbożem. Co powinniśmy zrobić, aby nie niszczyć tego wspaniałego kapitału w naszych stosunkach po wybuchu wojny? Nie ulegać rosyjskim manipulacjom i iść dalej w przyszłość drogą solidarności i przyjaźni.
- Chciałbym zacząć od słów wdzięczności dla narodu polskiego, państwa polskiego i polskiego Kościoła za wsparcie Ukrainy. To, czego doświadczamy codziennie, naprawdę jest świadectwem wiary chrześcijańskiej. Co ważne dla społeczeństwa polskiego słowo „Ukrainiec” nie brzmi abstrakcyjnie. Polacy spotykają się z ponadmilionową rzeszą konkretnych ludzi, którzy teraz jako uchodźcy naprawdę czują się komfortowo w państwie polskim. Chciałbym naprawdę od całego narodu ukraińskiego i od naszego Kościoła serdecznie podziękować za to, zwłaszcza Kościołowi rzymskokatolickiemu w Polsce, że nasi biskupi korzystają z gościnności biskupów polskich. Na przykład nasza eparchia wrocławsko-koszalińska w czasie wojny podwoiła liczbę swoich parafii. Podwoiła dlatego, że polscy biskupi otworzyli swoje kościoły dla naszych księży i wiernych. Serdeczne Bóg zapłać! Proszę też nie zmęczcie się obecnością naszych braci i sióstr między Wami! Pamiętajcie też, że są oni tylko ludźmi, a nie aniołami. Jako Kościół zachęcamy do wyrażania wdzięczności wobec polskiego państwa i Kościoła, żeby Ukraińcy integrowali się z polskim społeczeństwem i pracowali dla dobra polskiego państwa. Wiemy, że setki tysięcy Ukraińców pracuje w Polsce i płacą podatki. To znaczy, że nie mają intencji, żeby „trzymać rękę w kieszeni” Polaków. Potrzebowali na początku wojny pomocy, ale teraz naprawdę pracują dla dobra Polski, która tylko na tym zyskuje. Musimy też wychowywać naszych ludzi, aby respektowali i żyli według reguł jakie obowiązują w Polsce.
Jeśli chodzi o protesty rolników blokujących ukraińską granicę, to chcę zaapelować, aby nie dać się zmanipulować i wykorzystać zaistniałej sytuacji do konfrontacji z Ukrainą. To nic innego jak polityczna manipulacja. Kiedy rolnicy protestują i blokują ukraińską granicę, podczas gdy zboże i inne produkty z Rosji swobodnie wjeżdżają do Polski, czy nie oznacza to manipulacji? Musimy stanąć w obliczu nawet bolesnej prawdy i rozwiązywać zaistniałe problemy. Jedynym sposobem na to jest dialog. Rozumiemy problemy i jesteśmy gotowi do otwartego dialogu i rozwoju naszych stosunków. Jeżeli nie ma dialogu, jeżeli się nie ma rozmów pomiędzy rządem ukraińskim, rządem polskim nie uda się uregulować sporu. Proszę nie poddajcie się manipulacjom. Tak jak Ojciec Święty stał się ofiarą manipulacji ze strony rosyjskiej, taką samą ofiarą może być społeczeństwo polskie, zwłaszcza rolnicy.
Wojna to wielka szansa na pogłębienie relacji ekumenicznych. Nic tak nie zbliża jak wspólne przeżywanie narodowego dramatu.
- Oczywiście Ukraina ma wielką szansę ekumeniczną, ponieważ nic tak nie zbliża jak wspólny ból. Kiedy odwiedzaliśmy miejsca, gdzie leżeli zabici przez wojska rosyjskie nasi rodacy, to wszyscy mieliśmy uczucie, że jesteśmy jednością, i katolicy, i prawosławni, i protestanci, i żydzi, i muzułmanie. Rosyjska kula nie rozróżnia. Od samego początku wojny relacje pomiędzy Kościołami i religiami podniosły się na zupełnie inny poziom. W obliczu wojny niejako "zawieszono" różnice konfesyjne w imię służby ludzkiemu życiu. Jest to coś niesamowitego. Wojna ujawniła też kto jest kim, jaki Kościół jest naprawdę Kościołem, żyje życiem religijnym, a kto tylko symuluje, że jest Kościołem, jest instrumentem mniejszej czy większej manipulacji ukraińskim społeczeństwem. Oczywiście wojna sprzyja ludzkiej skłonności do konfliktu. 80 procent naszych parafii składa się z ludzi zranionych i nie jest łatwo tworzyć wspólnotę. Ludzie noszą w sobie nie tylko pozytywne cechy, ale też swoje rany i bóle. Niektórzy psychologowie twierdzą, że od początku wojny wszystkie relacje ludzkie uległy degradacji i trzeba je odnowić i budować, a chodzi o relacje człowieka z Bogiem, z samym sobą, rodziną, najbliższymi oraz ze swoim Kościołem. Musimy także odnowić relacje z wyznawcami innego Kościoła, czy grupy religijnej. Właśnie jesteśmy w trakcie procesu odnowy i budowania relacji, co nie zawsze jest łatwe. Na pewno jest to wielka szansa ekumeniczna.
Czy w obecnej trudnej sytuacji nie byłoby jakimś wyjściem zawarcie rozejmu?
- Od samego początku wojny władze Ukrainy z prezydentem na czele chciały dialogu z Rosją. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że alternatywą dla wojny jest dialog. Ale się okazało, że Rosja nie uznaje Ukrainy jako podmiotu dialogu. Od początku Rosja mówi, że Ukraina nie jest państwem, nie jest narodem ze swoim językiem, historią, kulturą. Dla niej bycie Ukraińcem oznacza być zwolennikiem ideologii nazistowskiej. Rosjanie otwarcie mówią, że nie ma z kim rozmawiać. Z naszej strony zawsze była gotowość do pertraktacji. Podkreślmy wojna trwa nie od dwóch lat, ale od ponad dziesięciu lat. Ukraina zawsze chciała prawdziwego dialogu. Do czego doszło? Ujawniono, że podczas spotkań pomiędzy delegacjami rosyjskimi i ukraińskimi na początku wojny, jeszcze w lutym, marcu 2022 r. Rosja domagała się ze strony Ukrainy tylko kapitulacji. Po kilku miesiącach zrozumieliśmy, że jedynym sposobem, aby pozostać przy życiu jest obrona. Po ponad dwóch latach nic się nie zmieniło. Rosja stale powtarza, że jej celem jest denazyfikacja, co oznacza Ukrainę bez Ukraińców. Jej celem jest demilitaryzacja, czyli terytorium Ukrainy bez państwa, ponieważ dla Rosjan nie jesteśmy narodem, jesteśmy tylko terytorium. Celem ataków na Ukrainę jest też to, żeby po prostu Ukraińcy wyjechali, żeby wyludnić nasze miasta, wioski, ziemie. Oni potrzebują terytorium nawet bez ludzi.
Ze strony Ukrainy zawsze jesteśmy otwarci na dialog, ale musimy być uznani jako podmiot dialogu. Tak samo jest na poziomie kościelnym. Od wielu lat Rosyjski Kościół Prawosławny nie chce z nami prowadzić dialogu. Otwarcie mówią, że nasz Kościół nie ma racji istnienia. Zawsze chcą mówić o nas bez nas, nawet w relacjach ze Stolicą Apostolską. To samo teraz widzimy na poziomie geopolitycznym. Rosja chce rozmawiać o Ukrainie, ale bez Ukrainy, czy to w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi czy Europą. Ostateczne rozwiązanie problemu Ukrainy jest takie samo jak w czasach nazistowskich ostateczne rozwiązanie problemu żydowskiego.
Ze strony społeczeństwa ukraińskiego są też obawy, żeby nie doszło do zamrożenia konfliktu ponieważ oznacza to danie szansy Rosji, aby powołała więcej wojska, dozbroiła się i po jakimś czasie zaatakowała nas z jeszcze większą siłą. Zostało to powiedziane otwarcie, że Rosja nigdy nie zaakceptuje istnienia państwa ukraińskiego. Dopóki Rosja nie zaakceptuje naszej podmiotowości to nie ma mowy o żadnym dialogu. Zgadzamy się z Ojcem Świętym, że dialog jest jedyną alternatywą, ale musi to być autentyczny dialog prowadzący do prawdziwego pokoju.
Chciałbym też jeszcze zwrócić uwagę, że w tym roku będziemy wspominać podpisanie memorandum budapeszteńskiego. W grudniu 1994 r. Ukraina oddała Rosji rozmieszczoną na jej terytorium broń atomową. W naszych rękach było więcej broni atomowej niż w Chinach, Wielkiej Brytanii oraz Francji razem wziętych. Po rozpadzie Związku Radzieckiego, w ramach tej umowy Rosja zagwarantowała nam suwerenność włącznie z Krymem i Ukraina zaufała tej umowie. Teraz jeden z gwarantów tej umowy nas nie tylko zaatakował, ale twierdzi, że nasze państwo nie ma racji bytu.
Jak powinna wyglądać Ukraina po wojnie?
- To wielkie pytanie. Ukraina po wojnie to wielka szansa dla całego społeczeństwa. Kiedy modlimy się o Ukrainę po wojnie to modlimy o wyzwolenie terytoriów okupowanych, ponieważ tam są ludzie, którzy są nieustannie torturowani. Modlimy się o powrót do domu jeńców wojennych, o uleczenie traum wojennych, o powrót uchodźców i odbudowę naszych wiosek i miast oraz całego państwa.
Oczywiście jeśli chodzi o odbudowę Ukrainy, to przede wszystkim musimy odbudować człowieka, serce ludzkie, uleczyć rany. Moim zdaniem znakiem tego, że Ukraina zwyciężyła nie będzie tylko odzyskanie kontroli nad granicami Ukrainy z roku 1991, co jest niezbędne i potrzebne, ale przede wszystkim kiedy ukraińskie kobiety nie będą się bać rodzić dzieci i zakładać rodziny. Odbudowanie Ukrainy nie jest możliwe bez promocji rodzinnych wartości. Zaczęliśmy naszą rozmowę od ran wojny, jakich doznała na sobie rodzina, która jest sercem społeczeństwa. Kiedy rodzina będzie zdolna dawać nowe życie, wtedy odrodzi się społeczeństwo i jako duszpasterz będę mógł powiedzieć, że Ukraina zwyciężyła.
Abp Światosław Szewczuk spotkał się w ubiegłym tygodniu (19 marca) z grupą polskich dziennikarzy przebywających w Kijowie w ramach wyjazdu studyjnego organizowanego przez Katolicką Agencję Informacyjną wraz z Departamentem Informacji Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.
To doroczna tradycja rzymskich oratoriów, zapoczątkowana przez św. Pawła VI w 1969 r.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).