Miłość nie jest kochana, jak mawiał św. Franciszek? Katolicyzm przez katolików chyba też.
No i po wyborach. Prezydium episkopatu znaczy się. Znamy nowego przewodniczącego, znamy jego zastępcę… O wybranych niewiele mogę powiedzieć. To znaczy czytuję czasem ich wypowiedzi, słyszę takie czy inne (dobre!) opinie, ale nic więcej. Nie wystawiam więc żadnych not, nie próbuję wróżyć jak sprawdzą się na swoich stanowiskach. Cieszę się o tyle, że w moim odczuciu – mogę się mylić - wybrani są ludźmi środka. To w dość burzliwych dla Kościoła w Polsce czasach chyba dobrze.
Dziwię się za to tym, którzy na wieść o tym wyborze zaczęli rozdzierać szaty. Także dlatego, że bardziej od tego czy innego przewodniczącego Konferencji Episkopatu czy jego zastępcy kształt Kościoła w Polsce zależy od biskupów poszczególnych diecezji. Przede wszystkim jednak uważam, że zależy on od nas samych. Tak, od nas. Nawet nie od tego, jakie podejmiemy inicjatywy albo jakie akcje przeprowadzimy. I ile będzie takich, które nazwiemy (najczęściej bezpodstawnie) ewangelizacją. Chodzi raczej o to, że to ja mam być solą tej ziemi i światłem świata. I to na mnie patrząc ludzie mają chwalić naszego niebieskiego Ojca. Myślenie, że samym prowadzeniem takiej czy innej kościelnej polityki można zapełnić kościoły… Nie, nawet nie chce mi się tego komentować.
Może nie mam racji, ale ten głośny zawód po wyborach jest dla mnie pochodną innego trawiącego wielu polskich katolików problemu: tego przekonania, że droga, którą ja idę jest jedyną słuszną. Nie ma miejsca na pluralizm, nie ma miejsca na harmonię różnorodności, nie ma radości, że jedni chwalą Boga tak, inni inaczej. Jest obce duchowi prawdziwego katolicyzmu powtarzanie „tylko”, „tylko”, „tylko”. Jest dążenie do urawniłowki: wszyscy mają być tacy jak ja i moi kumple. I „tylko” mój pomysł na przyciągnięcie ludzi do Chrystusa jest dobry. A jeśli doświadczenie temu przeczy, to winni są ci, którzy się nie przyłączyli. Jakby Boża łaska, od której wszystko tak naprawdę zależy, była już bez znaczenia. Widać to zarówno u tych z ciągotami tradycjonalistycznymi, jak i w „Kościele otwartym”. „Tylko”. Tymczasem katolickie jest „i”. Można tak, można inaczej. I można otwierać się też na zaskakujące i niespodziewane, choć nie pasujące do moich dotychczasowych wyobrażeń. Byle zmieścić się w ramach…
Lubię być katolikiem. Właśnie z powodu tego „i”. I choć nie mam nic przeciwko „nowoczesnej” modlitwie spontanicznej właśnie wybieram się na całkiem tradycyjną Drogę Krzyżową. Nawet nie dlatego, że to mi jakoś potrzebne. Byłem przecież dziś na mszy, wysłuchałem nawet kazania. A i rozważania mam na naszej stronie. Ale chcę po prostu razem z innymi uczcić Chrystusa. Ot, tak...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.