Pośród wojny na Ukrainie Boże Narodzenie staje się jeszcze bardziej jasne, ponieważ światłość Jezusa rozbłyska pośród ciemności, trudności – mówi Radiu Watykańskiemu abp Visvaldas Kulbokas.
Te ostatnie piętrzą się zaś w nieskończoność, tylko w ostatnich dniach pośród masowego ostrzału mieszkańcy na nowo przeżywali chwile trwogi. Jak podkreśla nuncjusz apostolski na Ukrainie, w Kijowie nie ma dzielnicy, która nie doświadczyłaby eksplozji. „Każdy przeżywa wojnę na własnej skórze” – mówi hierarcha.
W tym roku świętował on Boże Narodzenie w Charkowie razem z ludźmi najbardziej doświadczonymi przez wojnę. „Dla mnie najgłębszym Bożym Narodzeniem jest właśnie to: modlić się razem z wiernymi, widzieć ich skupione oczy, ponieważ wiedzą, że nie mają nic, nikt ich nie ochroni, nie ma takiej organizacji międzynarodowej, nie ma armii zdolnej ich ochronić - pozostaje tylko Bóg” – mówi abp Kulbokas. Dodaje, że nawet w tych warunkach święto przynosi radość, bo narodziny Odkupiciela są zawsze szczęśliwą nowiną. W bliskości działań wojennych towarzyszy jednak zawsze także wielka powaga. „Zdałem sobie sprawę, że nie mógłbym świętować Bożego Narodzenia w tym czasie w miejscu, gdzie ludzie są zbyt zrelaksowani, ponieważ czułbym się tam źle, więc dla mnie był to jedyny możliwy sposób przeżywania Narodzin Chrystusa” – mówi hierarcha.
Nuncjusz na Ukrainie zaznacza, że obecność i pomoc są bardzo ważne. Potrzeba modlitwy, wsparcia humanitarnego, ale także obecności – tak, aby mieszkańcy terenów ogarniętych wojną nie zostali sami. Jako konkretny przykład pomagania abp Kulbokas przywołuje greckokatolicką zakonnicę, którą spotkał w Charkowie. Siostra Daria Panast ze Zgromadzenia Sióstr św. Józefa odniosła rany, gdy ostrzelano samochód, w którym przewoziła wraz z trzema innymi osobami pomoc humanitarną. „Kiedy zapytałem s. Darię: «Ale czy po tym, jak zostałaś ranna, ktoś był ci w stanie pomóc?», odpowiedziała: «Nie, ponieważ nie było nikogo w pobliżu», ten samochód z pomocą humanitarną był jedynym w całej okolicy” – mówi hierarcha. Dodaje, że całą grupę uratowała uważność wojskowych, którzy ich dostrzegali i, zdawszy sobie sprawę, że coś się stało, ruszyli na pomoc. „Pozostawanie blisko fizycznie jest więc ważne ze wszystkich punktów widzenia: jako pomoc osobista, humanitarna lub też psychologiczna i duchowa” – mówi abp Kulbokas. Zaznacza także, że imponujące jest widzieć, jak siostra Daria wróciła do zdrowia i do katechezy z dziećmi, do posługi w Caritas i w parafii. „Więc idzie się dalej - zostajesz zbombardowany, zostajesz ranny, a potem wracasz do zdrowia i kontynuujesz – mówi nuncjusz. – Powiedziałbym, że nawet dla tych, którzy przyjeżdżają z zagranicy, jest to również ważny dar, aby zobaczyć, jakiego rodzaju chrześcijańskim powołaniem żyjemy tutaj dzisiaj”.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.