Prawdopodobnie wielu dziennikarzy, od kilku dni, z wielkim zaangażowaniem pracuje nad podsumowaniem roku. Z reguły chodzi o dziesięć, może więcej, najważniejszych wydarzeń.
Chętnie przy najważniejszych postawiłbym znak zapytania. Bo czym mierzyć wagę wydarzenia? Ilością osób weń zaangażowanych? Jego wpływowi na bieg wydarzeń? Epokowymi zmianami? Ocena subiektywna. W dodatku krótka perspektywa czasowa nie powala dostrzec skutków, czy lepiej owoców, w przyszłości. Być może – jest wysoce prawdopodobne – to, co dziś wydaje się przełomem, sukcesem, w przyszłości okaże się zupełnie bez znaczenia.
Przełom czyli radykalna zmiana. Niemalże rewolucja. Wiatr wymiata staroci. Nowe zaciera ślady. Można w ten sposób myśleć o Kościele, wydobywającym ze swego skarbca stare i nowe? Jeśli już, będziemy co najwyżej mówić o twórczej kontynuacji, ewolucji, dojrzewaniu, powolnym przekształcaniu. Nawet Sobór Watykański II, przez wielu nazywanym przełomowym, radykalnie Kościoła nie zmienił. Czego dowodem jest choćby dyskusja o klerykalizmie. Nie tylko duchownych. Świeccy także mogą być nim zarażeni. Przez analogię o tym, czy trwający Synod rzeczywiście przeorze Kościół, zmieni jego oblicze, będziemy mogli mówić za sto lat. Po takim czasie, zdaniem wielu historyków, można spodziewać się owoców tak zwanych epokowych wydarzeń. To, co w najbliższych dniach zostanie umieszczone na top liście, znajdzie się za kilkadziesiąt lat w podręcznikach historii? Być może jako epizod…
Co oczywiście nie znaczy, że próby oceny wydarzeń ostatniego roku są czymś niepożądanym. Potrzebujemy spojrzenia wstecz choćby po to, by zorientować się czy stoimy jako wspólnota wierzących w miejscu, czy też zrobiliśmy krok do przodu. Zbudowaliśmy coś? A może zaprzepaściliśmy? Taki kończący pewien etap rachunek sumienia. Zakończony mocnym postanowieniem poprawy.
Jaki obraz wyłoni się z kończącego rok rachunku sumienia? Zależy. Oprzemy się pokusie równania wszystkiego do wspólnego mianownika, czy zgodzimy się na wielobarwność, zróżnicowanie, bogactwo? Nie można przecież wrzucić do jednego worka odchodzących z Kościoła i tkwiących w nim coraz głębiej, pełniej. Tym bardziej miarą nie może być jedynie religijność Warszawy czy innego dużego miasta. Od dawna bowiem wiadomo, że świecące nad stolicą słońce nie jest oznaką dobrej pogody w całej Polsce. To samo możemy powiedzieć o niedzielnej frekwencji, uczęszczających na lekcje religii, czy zaangażowaniu w życie parafii.
Znaki kryzysu. Jesteśmy w stanie ocenić ilu z tych, którzy odeszli, zerwało definitywnie, ilu jest na etapie chwilowego buntu, a ilu na etapie poszukiwań swojej tożsamości? To samo z wracającymi (przecież tacy są!). Ilu zatrzymało się w przedsionku, zastanawiając się co dalej, a ilu weszło w głąb? Niewymierne.
Trudno robić podsumowania. Liczby, owszem, o czymś mówią, świadczą. Ale też są bezradne gdy mamy dotknąć rzeczywistości bogatej, jaką jest Kościół i serca tworzących go wiernych. Dlatego zamiast topowej dziesiątki przypomnienie: idący za Jezusem nie oglądają się wstecz. Patrzą na Tego, który przewodzi w wierze i ją wydoskonala. Nie zawsze przeklinając nie przynoszące owoców drzewo figowe. Także obkładając je nawozem i czekając na kolejny rok.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).