Jak to pisał święty Paweł o prawdziwej miłości? Że jest cierpliwa, łaskawa, nie szuka poklasku i tak dalej... Takie chyba są nasze parafie.
Wiele lat temu, gdy jeszcze uczyłem w szkole, zdarzało mi rozmawiać z uczniami o różnych oskarżeniach wobec księży. Wtedy na tapecie było głownie ich (rzekome) bogactwo, czasem niewłaściwy stosunek do wiernych. Charakterystyczne, że kiedy sprowadzało się rzecz do konkretu – tych księży, których faktycznie poznali – okazywało się, że wszyscy byli lubiani. Nawet jeśli mieli jakieś przywary, to nie przesłaniały one młodym tego ogólnego wrażenia „fajności”, jakie w ich sercach owi księża zostawili. Zarzuty jakie formułowali dotyczyły – prawie zawsze – księży, o których słyszeli. Charakterystyczne, prawda?
Myślę, że coś podobnego dzieje się dziś w Kościele. Dyskusje o jego kondycji toczą się na podstawie daleko idących uogólnień. Z oczu jakby stracił się konkret. A ten konkret to nie Kościół powszechny, w którym dyskutuje się o tych czy innych sprawach, nie diecezje, które choć nazywane w prawie Kościołami partykularnymi są wspólnotami mocno anonimowymi, a parafie. To tam ucieleśnia się konkret. I tam, przede wszystkim, jest podczas każdej Mszy jest wśród swoich obecny Chrystus.
Najlepiej znam oczywiście swoją parafię. Przepraszam, nie jestem proboszczem, to może lepiej napisać, że tę, do której należę :-). I co w niej widzę?
Niedziela, godzina 7:55. Idziemy z Panem Jezusem do chorych. Kilkanaście osób czeka. Czasem może i więcej. Mało? No pewnie. Księża co miesiąc mają ich na liście znacznie więcej. To nic nie znaczy? Dla tych, do których przychodzimy, znaczy bardzo wiele. A miłość bliźniego to nie liczby, ale konkret.
Koło godziny 9:30. Idę na Mszę. Pod probostwem zbiera się kolejka potrzebujących. Za chwilę dostaną kanapki na śniadanie. Kilkadziesiąt. Nie robią się same. Ktoś musiał zadbać, by było za co z czego, ktoś musiał przygotować. I tak codziennie...
Godzina 10:00. Rozpoczyna się „moja” Eucharystia. Rzadko pełnię rolę psałterzysty, jeszcze rzadziej lektora. Zazwyczaj jest ktoś inny. Nie, ministranci też rzadko. To obojga płci dorośli, którzy deklarują przed Mszą, że będą czytać czy zaśpiewają psalm. A sama Msza... Cóż: z atmosfera bywa różnie. To nie to, co w Triduum, gdy od chóralnych modlitw i śpiewów drży sklepienie kościoła. Ale ludzie przychodzą, modlą się, przystępują do komunii. Prawda, najczęściej starsi. Ale młodzi też. Najważniejsze jednak co innego: w naszej parafii codziennie co najmniej dwa razy (w niedzielę więcej) „przez Chrystusa z Chrystusem i w Chrystusie”, „w jedności Ducha Świętego” wielbi się Boga Ojca. Jest w naszej parafii źródło i szczyt Kościoła. Tak, jesteśmy dzięki Chrystusowi Kościołem na pewno żywym. I Kościołem w którym leczy się poranionych. To z kolei w spowiedzi. 15 minut przed każdą mszą – a w tygodniu są jeszcze wyznaczone dodatkowe godziny – kapłan (przed świętami znacznie częściej w liczbie mnogiej) jedna ludzi z Bogiem. Wielka sprawa. Nie da się grupowo. Trzeba pojedynczo. I tak się u nas w parafii dzieje.
Poniedziałek, wieczór. Prowadzę katechumenat dla „spóźnionych bierzmowańców”, czasem przygotowujących się też do uregulowania spraw swojego związku. Nic wielkiego, w porywach parę osób. Ale ci, którzy chcą – a chcą najczęściej, bo ksiądz pogadał przy jakiejś okazji, choćby ostatnio na kolędzie – mogą zaniedbanie naprawić. Zanim jednak wejdę ze „swoimi” do salki, spotykam wychodzących z wieczornej Mszy ludzi z grupy Odnowy w Duchu Świętym. Co tydzień się wspólnie modlą. Często też członków chóru, który tego dnia ma próby. W ogóle tego dnia jest „muzycznie” – w sali na innym piętrze ćwiczy schola. Nie, nie dziecięca: dorosłych. No i pojawia się też – bodaj raz na miesiąc - animator jednej z grup młodzieży, przygotowujących się do bierzmowania. Bywa, że i w kościele dalej coś się dzieje. To spotkanie rodziców przygotowujących się do pierwszej Komunii. A później, gdy po skończonym spotkaniu wychodzę z salki, spotykam bardzo często zanoszących do budynku różne produkty, które potem dostaną ubodzy. Co wieczór (albo prawie co wieczór) odbierają z jednego (?) z pobliskich marketów towary, które mają już krótkie terminy przydatności do spożycia.... Zresztą na terenie mojej parafii działa też kapłan w ramach „Światła z familoków”; stałe duszpasterstwo w dzielnicy – mocno upraszając – zaniedbanej. Owoce jego pracy też widać...
Nie, nie będę zanudzał opisywaniem co dzieje się w inne dni. I przepraszam proboszcza i wikarych, że nie piszę o wszystkim. To tylko to, z czym bezpośrednio się stykam przychodząc w te dwa dni na tych parę godzin do kościoła. Ale całkiem sporo, prawda? Nie jest to Kościół wielkich mas, ale na pewno Kościół żywy, szczerze oddany sprawom Bożym. I podejrzewam, że podobnie jest w wielu innych parafiach. Nie ma może fajerwerków, ale jest zwyczajny, pełniący swoją misję proroka, kapłana i pasterza Kościół. Prawdziwy Kościół. Bo jest w nim Chrystus.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.