Chrześcijanie dla lwów!

Igrzyska trwają. Mam na myśli to, co dzieje się w polityce. Czy przyjdzie też czas na „opiłowanie” wierzących ze szkolnych lekcji religii?

Reklama

Bardzo ciekawy wywiad dr Anetą Rayzacher–Majewską, konsultorką (?) Komisji Wychowania Katolickiego KEP i wykładowcą katechetyki z UKSW opublikowała Katolicka Agencja Informacyjna. Pierwszy raz od  nie wiem jak dawna, usłyszałem – choć oczywiście mogłem wielu wypowiedzi nie usłyszeć – kogoś, kto potrafi bez ogródek wskazać różne przyczyny takiego a nie innego podejścia młodych do tych zajęć. Bez okrągłych zdań i przede wszystkim tego nieznośnego, ciągłego bicia się w piersi (cudze oczywiście, nie własne), jakby nie istniało mnóstwo innych niż „nasza wina” powodów takiego obrotu sprawy. Wiele się w ostatnich latach katechetom oberwało. Od wielu. Nawet od tych, którzy raczej powinni ich wspierać. Dobrze, że ktoś, bardziej kompetentny niż Andrzej Macura, odważył się coś takiego powiedzieć.

Hm... Dożyliśmy trudnych czasów. Czasów całkiem realnego zagrożenia wybuchem wojny, i to na wielką skalę. Czasów, w których przestaje się liczyć demokracja, a liczą establishmentowe układy (mam na myśli np. działania Komisji Europejskiej wobec Polski). I czasów, w których z sejmowej mównicy ogłasza się, że 35 procent Polaków... nie jest Polakami. No bo jak inaczej rozumieć wypowiedzi, że teraz przywraca się Polskę Polakom? A na domiar złego jeszcze te ataki na to dobro, które wnosi w społeczeństwo Kościół. Jakbyśmy my wierzący, byli „wrogami rodzaju ludzkiego” – jak to oskarżano w pierwszych wiekach chrześcijan.

No bo w sumie, jakby nie patrzyć, jesteśmy. Mówimy, że nad człowiekiem jest Bóg, że nad ludzkimi prawami prawa Boże, że zabijanie nienarodzonych i dobijanie starców to grzech, że niemoralnością jest seksualna rozwiązłość i że cel nie uświęca środków (to odnośnie do szerzenia dla osiągnięcia swoich celów oszczerstw). Tak wygodne byłoby życie bez tych chrześcijan, którzy są ciągłym wyrzutem sumienia, prawda? No cóż, taka nasza rola. Być solą, być światłem...

Może to moje czarnowidztwo to efekt końcowolistopadowych ponurości, może  przeżyć osobistych czy starzenia się ;-) W każdym razie zastanawiam się dosyć często, jak się w tym wszystkim odnaleźć. To znaczy co na moim (naszym) miejscu zrobiłby Jezus. I myślę, że znam odpowiedź. To co zrobił, gdy w trzecim roku swojej działalności, wiedząc co się stanie, zdecydował się pozostać w Jerozolimie. Kiedy nie ma innego wyjścia trzeba po prostu przyjąć krzyż. I mimo wszystko trwać w wierności  Bogu. Aż do śmierci. A potem będzie zmartwychwstanie. I niebo.

 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama