Rozmowa KAI dr Anetą Rayzacher–Majewską, konsultor Komisji Wychowania Katolickiego KEP i wykładowcą katechetyki z UKSW.
Religia jest jedną z kluczowych lekcji, które służą formacji ogólnoludzkiej i chrześcijańskiej. Czy osoba, która nie ma fundamentalnej wiedzy biblijnej lub pojęcia o największych chrześcijańskich uroczystościach, może pretendować do miana osoby wykształconej? - mówi w rozmowie z KAI dr Aneta Rayzacher–Majewska. Konsultor Komisji Wychowania Katolickiego KEP i wykładowca katechetyki z UKSW komentuje też polityczne zapowiedzi usunięcia religii ze szkół oraz najnowsze dane dotyczące uczęszczania na ten przedmiot.
Z danych zebranych przez Komisję Wychowania Katolickiego KEP wynika, że średnia frekwencji na lekcjach religii w Polsce to nieco ponad 80%. To powód do optymizmu czy pesymizmu?
- W tej kwestii jestem raczej zwolenniczką realizmu. Nadal mamy większość rodziców, którzy chcą, by ich dzieci uczęszczały na religię i przede wszystkim moja troska dotyczy uczniów zapisanych. Oczywiście, odejście każdego ucznia niepokoi, jednak należy rozpatrywać je w szerszym kontekście. A kontekst jest taki, że dopóki ktoś będzie mógł bez konsekwencji rezygnować z tych lekcji, dopóty będą osoby korzystające z tej możliwości. Pamiętając o tym, iż wypisanie się z religii czy też brak zapisania na nią w zdecydowanej większości jest decyzją rodziców – przynajmniej formalnie, to mój niepokój budzi świadomość rodziców i ich odpowiedzialność. Jako matka chcę dla swoich dzieci jak najlepiej, czego wyrazem jest choćby troska o wpojenie im wartości, kształtowanie właściwych postaw. A w warunkach szkolnych religia jest jedną z kluczowych lekcji, które służą formacji ogólnoludzkiej i chrześcijańskiej. Taka formacja przekłada się na właściwe kształtowanie postaw społecznych i funkcjonowanie w kulturze, która ma swe korzenie chrześcijańskie. Czy osoba, która nie ma fundamentalnej wiedzy biblijnej lub pojęcia o największych chrześcijańskich uroczystościach może pretendować do miana osoby wykształconej?
Dość jeszcze wysoką frekwencję utrzymują przedszkola i szkoły podstawowe, natomiast już w szkołach średnich następuje duży spadek uczestnictwa, nawet poniżej 30% jak w przypadku archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej.
- Na tę sytuację również trzeba patrzeć w szerszym kontekście. Już choćby skonfrontowanie frekwencji na religii z mapą preferencji podczas ostatnich wyborów czy przekonaniami władz terytorialnych pokazuje, że nie ma przypadków. Jeżeli większe są starania o zniechęcanie do udziału w religii przez jednostronne ukazywanie tych lekcji czy umieszczanie w planie zajęć w sposób dyskryminujący tych, którzy na nie chodzą, podane procenty przestają zaskakiwać. Gdyby uczciwie zachowywano proporcje w nagłaśnianiu pozytywnych przykładów z lekcji, tak jak do tej pory widać skupienie na ewentualnych niechlubnych przykładach, to również sprzyjałoby budowaniu innego wizerunku religii w szkole. W świetle pojawiających się „clickbajtowych” nagłówków w odniesieniu do młodzieży można zrozumieć, że nie chcą być utożsamiani z tym, co choćby media zniekształcają i ukazują w kpiący sposób. Jest to dla mnie niezrozumiałe zwłaszcza dziś, gdy coraz głośniej jest o problemach młodzieży, jej wrażliwości i zachowaniach ryzykownych – że tak wielu dorosłych nieodpowiedzialnie naraża młodych ludzi uczęszczających na religię na hejt, przykładając rękę do ośmieszania i wytykania palcami. Z jednej strony więc nagłaśnia się tragiczne sytuacje i zachęca do zapobiegania im, z drugiej zaś jątrzy między młodymi i przyzwala się – czy wręcz daje przykład – na kpienie z innych, obrażanie czy poniżanie. Mam wrażenie, że próbuje się „zmęczyć” społeczeństwo tematem religii w szkole, podsycając niechęć względem tych lekcji i oczywiście jest to działanie celowe, niewiele mające wspólnego z prawdą czy obiektywizmem.
Wracając do statystyk, pokrywają się one w zasadzie z mapą religijności znaną z badań Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego. Największa jest frekwencja na katechezie w diecezjach wschodnich i południowo-wschodnich, najmniejsza na tzw. Ziemiach Odzyskanych oraz w Łodzi i Warszawie.
- Uściślę może, że frekwencja „na lekcjach religii”, bo przypominam, że w szkole mamy lekcje religii, nie – katechezę. Choć oczywiście mam świadomość, iż wiele osób o różnym statusie czasem myli te rzeczywistości, nad czym ubolewam, ale nie odpowiadam za to, czy czytali dokumenty katechetyczne lub czy je zrozumieli. Wiele mediów – zwłaszcza nieprzychylnych religii w szkole – również miesza pojęcia. Mogą to robić z powodu nikłej wiedzy na tematy, które poruszają albo celowo, ponieważ proszę zauważyć, że „katecheza” całkiem słusznie bardziej kojarzy się z Kościołem i wiarą niż lekcja religii. Jeśli więc zamierzają krzewić swe uprzedzenia względem religii w szkole, mogą specjalnie używać terminu „katecheza”, co skieruje uwagę na Kościół katolicki, choć nieustannie podkreśla się, że dokładnie te same regulacje prawne co do religii katolickiej odnoszą się także do wielu innych Kościołów i związków wyznaniowych, które są uprawnione do nauczania w szkole swojej doktryny.
Wracając do przytoczonej frekwencji, te wyniki to już nawet nie ukryty program pewnych osób piastujących rozmaite ważne stanowiska – osób, które nie potrafią pogodzić się z tym, że inaczej myślący też mają swoje prawa i nikt im nie może ich odebrać. Chwytają się więc wszelkich sposobów, by przeforsować swoje poglądy. Co zabawne, często są to osoby mające tolerancję, akceptację na ustach. Zapominają dodać, że ich rozumienie tolerancji i akceptacji jest mocno zawężone i odnosi się tylko nich samych i osób podzielających ich sposób myślenia, poglądy.
Trzeba też dodać, że dziecko samo się nie zapisze, więc jeśli rodzic ma uprzedzenia do lekcji religii, to uniemożliwi swojej pociesze udział w tych zajęciach. Na szczęście zdarza się, że po pewnym czasie, być może pod wpływem opowieści rówieśników z klasy czy przedszkolnej grupy, dziecko jest zapisywane na religię, słysząc na temat tych lekcji wiele pozytywnych rzeczy.
Dane ogólnodiecezjalne tego nie pokazują, ale widoczne są różnice między frekwencją w dużych miastach a terenami wiejskimi.
- Różnice pomiędzy frekwencją w dużych miastach a terenami wiejskimi mogą wystąpić, choć znów to będzie zależało od wielu kwestii, choćby od tego, czy mówimy o szkole podstawowej czy średniej, o miejscowościach, które na swoim terenie mają szkołę, czy też uczniowie są dowożeni do placówki w sąsiedniej miejscowości. W przypadku szkół średnich jasne jest, że dla uczniów dojeżdżających ważniejszy od planu lekcji będzie rozkład jazdy. Jeśli z powodu lekcji religii mieliby nie zdążyć na autobus i czekać godzinę na kolejny, to religia staje się ofiarą. W mniejszych miejscowościach jeszcze można liczyć na wzajemne relacje mieszkańców. Tam, gdzie te relacje są poprawne, w ślad za nimi idzie dobre porozumiewanie się na różnych płaszczyznach, także w kwestii religii w szkole. Nawet relacje proboszcza z rodzicami dziecka mogą być lepsze, począwszy od tego, że nie są oni dla siebie anonimowi. W kontekście tego, co było wcześniej wskazane, mam wrażenie, że w mniejszych miejscowościach czasem łatwiej z dystansem podejść do pewnych kwestii poruszanych w mediach, nie dać się oszukać. W wielkich miastach jest większa anonimowość, czasem sąsiedzi mieszkający na jednym piętrze niewiele o sobie wiedzą, więc znacznie łatwiej manipulować takimi osobami, które nie zweryfikują docierających informacji. Kilka lat temu natrafiłam na doniesienia medialne o szkole w archidiecezji łódzkiej, w której rzekomo nie było religii, ponieważ nikt się nie zapisał. Jakże wielkie było moje zaskoczenie, gdy udostępniłam tekst w prowadzonej przeze mnie na Facebooku grupie dla katechetów i odezwała się nauczycielka… ucząca tam religii. Ile osób czytających nagłówki zada sobie trud, by sprawdzić prawdziwość przekazanych treści? Obawiam się, że niewiele… Takie rzeczy dzieją się, gdy prawda przestaje być wartością a ktoś karmi się sensacjami.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).