I nie tylko. Bo co z klimatem, ekologią, nierównościami społecznymi... Kardynał Gerhard Müller dzieli się swoimi przemyśleniami.
Franca Giansoldati: Które z wielkich problemów teologicznych pozostają otwarte i wymagałyby bezzwłocznej interwencji przyszłego papieża?
Kardynał Gerhard Müller: Przede wszystkim trzeba będzie zająć się problemem wiary. Wyzwanie, jakie nihilizm i ateizm rzuciły ludzkości, zawsze stanowiło podatny grunt dla ideologii totalitarnych. Brak prawdziwej religii, żywej relacji z Bogiem pozostawił w społeczeństwie ogromną pustkę, którą potajemnie wypełniła rozpacz. Polityka, jakkolwiek jest ważna, nie zdołała nadać ludzkiemu życiu sensu ani teologicznie wyjaśnić tajemnicy istnienia. My, chrześcijanie, stanowimy dzisiaj mniejszość, ale nie udało się nas złamać.
Czy mając na uwadze encyklikę Laudato si’, uważa ksiądz kardynał, że Kościół przyszłości będzie musiał stawić czoła również problemom związanym z ekologią i klimatem?
Problem środowiska mieści się w obrębie teologii, choć wykracza poza ramy teologii klasycznej. Bóg powierzył ludziom pieczę nad stworzeniem, aby mogli się nim cieszyć i wzrastać w harmonii z innymi istotami żyjącymi. Z całą pewnością nie uczynił tego po to, żeby człowiek dbał o własne interesy, bezlitośnie eksploatując wspólne dziedzictwo. Encyklika Laudato si’ jest jednym z kamieni milowych pontyfikatu Franciszka i pod pewnymi względami można by ją zestawić z Rerum novarum. Z punktu widzenia teologii nie jest to jednak tekst innowacyjny, ponieważ dysputy wokół tego ważnego tematu – jak również wokół stworzenia jako takiego oraz pojęcia ekologii integralnej – toczą się w wytyczonych dawno temu granicach. Niemniej jednak jest to ważny dokument i należałoby go włączyć do kanonu lektur szkolnych. Ekologia integralna, uwzględniająca podstawowe wartości humanizmu, jest potrzebna. Kiedy mówimy o ekologicznym nawróceniu, nie mamy na myśli czegoś na kształt pietas wobec środowiska. Chodzi raczej o nakłanianie do oddolnych działań, w które zaangażowałaby się cała ludzkość. Takie działania, napędzane przez spotkanie z Chrystusem, mogą ocalić nas przed katastrofą, której widmo zawisło nad światem wraz z nastaniem antropocenu. Ten, kto szanuje przyrodę, musi szanować również ludzkie życie, od chwili poczęcia aż do śmierci.
Jakim konkretnie wyzwaniom trzeba będzie sprostać?
Największe z wyzwań dotyczy transhumanizmu, czyli ruchu kulturowego, którego zwolennicy opowiadają się za wykorzystaniem postępu technologii i nauki do poprawy kondycji ludzkiej – poprzez zwalczanie chorób, wydłużanie życia, rozwijanie zdolności intelektualnych i społecznych. My, chrześcijanie, nie możemy podpisać się pod stwierdzeniem: „Niech ludzie robią to, co uważają za słuszne, nam jest wszystko jedno”. Kościół musi zająć jasne stanowisko w tej sprawie. Mamy obowiązek chronić ludzką godność i przypominać o sensie życia, a nie tylko dbać o własny interes. Na tym polega nasza misja. Z postępem technologicznym wiążą się również inne wyzwania. Technologia sama w sobie jest dobra, ale to, czy stanie się czymś wspaniałym, czy raczej szkodliwym, w dużej mierze zależy od użytku, jaki się z niej uczyni. Mamy tu do czynienia z odwieczną różnicą pomiędzy dobrem a złem, której istota nie tkwi w technologii, lecz w zasadach moralnych. Kościół powinien nauczyć się mówić o tym bardziej otwarcie, choć to nie spodoba się finansistom ani politykom, zwłaszcza politykom katolickim, którzy będą musieli przypomnieć sobie istotę wiary, a nie tylko myśleć o kolejnych wyborach.
Jedno z wielkich wyzwań, z którymi kardynałowie będą musieli się zmierzyć podczas najbliższego konklawe, z pewnością dotyczy postawy Kościoła wobec panujących na świecie nierówności: z jednej strony mamy niewyobrażalne bogactwo, a z drugiej – skrajną nędzę…
W Davos regularnie spotykają się najbogatsi i najbardziej wpływowi ludzie świata. W rękach tejże grupy skupia się dziewięćdziesiąt pięć procent zasobów naszej planety. W tym gremium rodzą się ważkie projekty, mające odmienić świat i wyznaczyć cele na najbliższą przyszłość. Moim zdaniem w Davos kreśli się wypaczony obraz rzeczywistości. Bogacze podejmują działania filantropijne, aby sprawować kontrolę nad masami (mam na myśli na przykład propozycję ustanowienia uniwersalnego dochodu podstawowego). Swego czasu Stalin także utrzymywał, że wszyscy jesteśmy równi i powinniśmy otrzymać równe szanse. Dlaczego o tym mówię? Walka z nierównością, niesprawiedliwością, głodem i dysproporcjami jest naszym wspólnym celem. To szlachetny i nadrzędny cel. Czy jednak w Davos ktokolwiek zadał sobie pytanie, skąd na naszej planecie bierze się nędza? Cofnijmy się w czasie o dwa stulecia. W okresie kolonializmu przywódcy naszego świata wzbogacili się kosztem Afryki i Ameryki Łacińskiej. Dzisiaj ten sam cel osiąga się innymi środkami. Przyjrzyjmy się na przykład jednemu z najbardziej zamożnych ludzi na ziemi, Jeffowi Bezosowi. Otóż Bezos dorobił się fortuny dzięki przedsiębiorstwom, które raczej trudno byłoby uznać za wzór spójności, dalekowzroczności i solidarności. Społeczna doktryna Kościoła poucza, że wielkie bogactwa należy dzielić równo. Każdy człowiek ma prawo do godziwego wynagrodzenia za swoją pracę i do urlopu. Nie może być tak, że na koniec miesiąca pracownik otrzymuje tysiąc euro, a dyrektor – dwa miliony. Nawet dziecko rozumie, że taka przepaść jest niedopuszczalna. Praca jest naszym wspólnym dobrem i społeczna doktryna Kościoła kładzie nacisk na fakt, że przychód powinien być dzielony wedle właściwych proporcji.
Marks też tak twierdził…
Tak, ale Marks przyszedł na świat osiemnaście wieków po Chrystusie. Nasz Pan jako pierwszy mówił o wielkich bogaczach, opowiadał się po stronie ubogich, krytykował możnych oraz tych, którzy wykorzystywali swoje wpływy dla własnej chwały, a nie dla dobra ludu. Juliusz Cezar, władca Rzymu, okrył się wielką sławą i był wyśmienitym strategiem, zastanówmy się jednak, ilu ludzi straciło życie z powodu jego żądzy podbojów. To samo dotyczy Napoleona. Podwójne standardy są na porządku dziennym...
*
Powyższy tekst jest fragmentem książki "W dobrej wierze. Co będzie z Kościołem w XXI wieku?", która właśnie ukazała się nakładem wydawnictwa Esprit.
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.