Czy pod wirtualnym kloszem można nauczyć się prawdziwego życia? Chyba jednak nie.
Początek października, do wyborów 12 dni... Przygotowałem sobie wcześniej komentarz na tematy aktualne, o „Zielonej granicy”. Ale nie. Nie chcę w tak gorącym czasie dolewać oliwy do politycznego ognia. Ostatecznie, choć o ważne, wręcz podstawowe dla życia społecznego sprawy tu chodzi, mogę się powstrzymać od opublikowania czegoś, co mogłoby zostać odebrane jako polityczna agitacja, prawda?
Dziś więc mniej kontrowersyjnie, o zjawisku... hmmm... Od miesięcy mnie już niepokojącym, tyle że jakoś nie składało się, by o tym pisać. O tym, w co grają dzieci. Niekoniecznie te całkiem małe, także te prawie dorosłe. Dosłownie w co grają, no bo...
Zainstalowałem sobie swego czasu w komórce pewną grę. O ćwiczenie mózgu chodziło (To coś daje? Nie wiem). Jako że używam wersji bezpłatnej, dość często wyświetlają mi się różne reklamy. Prawie zawsze innych gier. I przyznaję, częścią z nich jestem... No nie wiem, chyba jednak przerażony. Może widzę je, bo z konta na Googlach wynika, że jestem (od dawna) pełnoletni? Te zachęcające do zainstalowania „aplikacji hazardowych” pewnie tak. Ale nie wiem.
Ot, zabawa w snajpera. Zarówno takiego z karabinem jak i „tylko” łukiem. Tu strzał do butelki, tam do człowieka. Haha, trafiłem: „obiekt (!) zlikwidowany”. Jakie to łatwe, prawda? Ciach i nie ma! A że to niby człowiek? Ze swoimi marzeniami, rodziną, przyjaciółmi? Tak, wiem, to tylko gra. Gra chyba jednak mocno stępiająca wrażliwość. Zwłaszcza, że... Jak to pisał Mickiewicz w „Panu Tadeuszu”, dokładniej „Spowiedzi Jacka Soplicy?”
Przeklęta bron ognista, kto mieczem zabija,
Musi składać się, natrzeć, odbija, wywija,
Może rozbroić wroga, miecz w pół drogi wstrzymać;
Ale ta broń ognista... dosyć zamek imać,
Chwila, jedna iskierka...
Zastrzelić? Takie „nic”. Jeszcze bardziej przerażają mnie jednak inne gry, w których zabija się „masowo”; jakieś masy maleńkich ludzików, wlewających się na ekran, są w tych grach całymi masami „likwidowane” przez mężnych obrońców.... Brrr.... Czy ktoś wychowany na takich grach będzie miał opory np. przed wciśnięciem nuklearnego guzika? Te anonimowe masy ludzi gdzieś tam daleko będą dla niego coś znaczyły? Czy raczej będą dlań tylko taką masą z komórkowej gierki? Nie, nie twierdzę, że wychowani na takich grach będą się zachowywali kiedyś jak psychopaci, ale...
Albo inny rodzaj gier: jak daleko przelecisz jakimś pojazdem – ja trafiłem na samolot – zanim się rozbijesz; uda ci się – już bez jednego skrzydła, które straciłeś zahaczając o wieżowiec – wylądować? Tak, wiem, w grach prawa fizyki nie obowiązują. Nie jest to jednak zbytnie trywializowanie katastrof? „Haha, rozbiłem się po raz osiemdziesiąty, świetna zabawa!” Albo inny typ gry, budowanie cywilizacji. Pstryk i jest zamiast lasu uprawne pole, pstryk i jest kopalnia, pstryk i jest pałac. O to „pstryk” mi chodzi. Sam grałem kiedyś w podobną grę. Tyle że tam na efekty decyzji jakiś czas trzeba było odczekać. A licznik z boku pokazywał ile lat czy wieków niby minęło. Czy ta „pozaczasowość” takich gier, to „pstryk i jest” nie jest wychowywaniem do złudzeń, że wystarczy czegoś chcieć i zaraz powinno być?
Tak, wiem, że ludzie między uszami mają mózg i że najczęściej potrafią oddzielić świat rzeczywisty od świata gier. Tylko... Od którego momentu swojego życia? I czy naprawdę do końca? Ja tam już spotkałem się z młodymi ludźmi, którym rzeczywistość i fikcja gier zdawały się na siebie zachodzić.
Konkluzja? Nie, nie zamierzam apelować o jakieś administracyjne ograniczanie dzieciom dostępu do gier. Nie zamierzam też apelować, by rodzice „internet ograniczali”. Myślę, że każdy musi tu roztropnie decydować sam. Ale apelują: rodzice, dziadkowie, wychowawcy: pokazujcie dzieciom prawdziwy świat; niech w nim uczą się żyć. Bo pod wirtualnym kloszem prawdziwego życia się nie nauczą.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.