Czy jestem tradycjonalistą? Choć kocham Tradycję, to pewnie jednak nie.
Podstawą wiary Kościoła jest Tradycja i Pismo Święte – mówią teologowie. Tak, nie odwrotnie. Bo Pismo Święte, konkretnie Nowy Testament, to spisana tradycja Kościoła pierwszego wieku. Niekoniecznie w całości. Z całą pewnością jest jednak Nowy Testament super ważnym tej tradycji świadkiem. I tej właśnie Tradycji, Tradycji Kościoła Apostołów, z pewnością należy się szczególny szacunek. Oczywiste? No niby tak, ale…
Zarzucają tradycjonaliści Kościołowi, że po Soborze Watykańskim II zdradził Tradycję. Dowody? Ekumenizm, dialog międzyreligijny i akceptacja dla wolności religijnej. Do tego dochodzą zarzuty z pola liturgii. Że niedobrze twarzą do ludzi, w językach narodowych, i w ogóle jak można było reformować strukturę Mszy Wszechczasów i pod tę nową dostosowywać kościoły. Słucham tych zarzutów od lat. I nieodmiennie od lat nie mogę zrozumieć, jak można nie zauważać oczywistości, że reformy ostatniego soboru nie tyle były wprowadzaniem do Kościoła jakichś nowinek, ale zwróceniem uwagi na tę najstarszą Tradycję Kościoła?
Ekumenizm? Spójrzmy jak bardzo starano się w czasach apostolskich o jedność. Gdy powstał spór o zachowywanie przez byłych pogan prawa mojżeszowego, zdecydowano się spotkać i po rozważeniu argumentów za i przeciw zdecydować. Czytamy o tym w Dziejach Apostolskich. Co proponuje tradycjonalizm dziś? Uparte trwanie przy swoim wbrew następcom Apostołów. Zauważa tylko różnice i z uporem domaga się trzymania jednej linii w najdrobniejszych nawet szczegółach. Ignoruje przy tym wszystko co łączy. A przecież łączy przynajmniej wiara w jedynego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa i jeden chrzest, prawda? Nawet wyznanie wiary możemy recytować to samo, bo różnice między nami dotyczą spraw bardziej szczegółowych…. Czy takie akcentowanie wszelkich możliwych różnic, a pomijanie tego, co łączy można nazwać wiernością Tradycji?
Albo dialog międzyreligijny. Nie trzeba dialogować, trzeba nawracać – słyszymy dziś z tych kręgów. No dobrze, ale jak nawracać bez rozmawiania? Młotkiem? Jasne: chrześcijanie, katolicy, rozmawiając z wyznającymi inną religię czy niewierzącymi muszą dbać o to, by zachować swoją tożsamość. Ale przecież żeby ludziom pokazać Jezusa trzeba świadectwa miłości prawda? Nie wielkich słów. Trzeba żyć tak, by inni patrząc na nas chcieli stać się częścią naszej wspaniałej wspólnoty. Czy nawrócę kogoś, gdy się na niego obrażę, bo nie chce przyjąć tego, w co ja wierzę? Zresztą co znaczy „ja nawrócę”? Czyż wiara nie jest łaską czyli darem Boga, a ja najwyżej Jego narzędziem?
O kwestii wolności religijnej nawet pisać wstyd. Bo co jest dla owej wolności alternatywą? No pewnie, talibowie też są przeciw wolności religijnej. Wszyscy prześladowcy chrześcijan podobnie. Obrażać się na papieża za deklarację z Abu Zabi, w której napisano, że sam Bóg szanuje wolność człowieka to w gruncie rzeczy zaprzeczyć nawet podstawowym prawdom biblijnym. Bo przecież Bóg uszanował wybór Adama i Ewy, wybór Kaina, budowniczych wieży Babel i wielu innych, nieprawdaż? Cała historia zbawienia jest historią, w której Bóg skłania człowieka, by opowiedział się za Nim z wolnego wyboru. Nie pod żadnym przymusem.
Podobne zarzuty można postawić tradycjonalistycznemu myśleniu o Mszy. Przecież pierwsi chrześcijanie nie mieli kościołów. Sprawowali Eucharystię po domach albo na grobach męczenników, w katakumbach. Nie mieli więc „tradycyjnych” ołtarzy z nastawą ołtarzową. Nie mieli tabernakulum, a komunię chorym do domu roznosili sami. Patrz patron ministrantów święty Tarsycjusz. A Mszę chrześcijanie z Jerozolimy sprawowali nie w języku okupantów, po łacinie, ale pewnie w tym języku, jakim mówili na co dzień, czyli po aramejsku. Czemu powrót do tych tradycji, przygotowywany zresztą przez dziesięciolecia ruchem liturgicznym, uważać za odstępstwo od prawdziwej wiary?
Tak naprawdę troszczyć się powinniśmy przede wszystkim o to, byśmy byli Kościołem Chrystusowym z prawdziwego zdarzenia. A o tradycje o tyle, o ile w ty pomagają. Jeśli zaciemniają przesłanie Jezusa (patrz rzadka komunia święta spowodowana lękiem przed jej sprofanowaniem), to po co nam one?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wychowanie seksualne zgodnie z Konstytucją pozostaje w kompetencjach rodziców, a nie państwa”
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.