O ekologiczną roztropność

Ograniczać się? Najlepiej, żeby ograniczyli się inni. My mamy prawa.

Reklama

Czy klimat się ociepla? Twarde dane wskazują, że tak. Co to ocieplenie wywołuje? Hm... Człowiek – można usłyszeć. Przez to, że jego działalność – spalanie paliw kopalnych, wycinanie lasów i parę innych – powoduje radykalne zwiększenie zawartości dwutlenku węgla w atmosferze. Prawda to? Ano prawda, tylko nie „cała prawda”. Klimat z natury jest zmienny, a wpływ nań ma nie tylko zawartość gazów cieplarnianych w atmosferze, ale wiele innych zjawisk, także tych związanych z ruchami Ziemi, na które wpływu nie mamy (no, choć podobno chińska Zapora Trzech Przełomów jednak nań wpłynęła). Nie mnie oczywiście oceniać, jak wielki jest wpływ tych różnych czynników i jakie są ich wzajemne korelacje. Nie sposób jednak nie dostrzec jak mętne to wody; jak fakty mieszają się tu z propagandą, a troska o zachowanie klimatu dla przyszłych pokoleń – podkreślmy klimatu z natury zmiennego – z całkiem przyziemnymi interesami gospodarczymi i finansowymi.

Pierwszy z brzegu przykład. Czytam, że gdzieś tam w świecie powódź. Największa od  80 lat. Albo susza. Największa od 50 lat. I potem „nawijka”, jak to człowiek niszczy klimat i jak takich katastrof będzie coraz więcej.  Widać w czym rzecz, prawda? Skoro największe od 80 czy 50 lat, to znaczy, że 80 albo 50 lat temu, w erze „przedcieplarnianej” były większe, nie tak? Dziwię się, jak dziennikarze nie wstydzą się pod czymś takim podpisać. Albo tak zaczadzeni są „klimatyczną propagandą”, że wyłączyło się im myślenie, albo w tej propagandzie cynicznie uczestniczą, zbierając „granty” od tych, którym na tej „klimatycznej propagandzie”, bynajmniej nie z powodów altruistycznych, bardzo zależy.

Inny przykład? Straszenie, jak to topnienie lodowców zaleje niektóre obszary ziemi, a inne upał tak rozpali, że nie da się tam żyć. To możliwe? Tak, jak najbardziej. Tyle że mało prawdopodobne, by jednego dnia wszyscy mieszkający na danym obszarze musieli się spakować i wynieść. Po prostu, gdy warunki do życia na danym terenie będą coraz trudniejsze, ludzie stopniowo będą przenosić się gdzie indziej. Tak jak to ma miejsce w zupełnie niezwiązanymi z klimatem przypadkami. Na świecie nie brak obszarów, niegdyś zamieszkałych, które dziś są wyludnione. Z różnych powodów. Tak po prostu bywa. Żyjemy w świecie, w którym zmienność, nie tylko klimatu, jest czymś naturalnym. Nawet góry – wydawałoby się symbol trwałości – erozja nieubłaganie spłukuje na dna mórz, a dawne ich dna ruchy tektoniczne wypiętrzają w góry. Już sam pomysł, by ograniczaniem ilości emisji CO2 petryfikować coś, co z natury jest zmienne, trąci „wieżobabelską” pychą.

Nie chronić klimatu? Puścić wszystko na żywioł? Myślę, że w tej kwestii, podobnie zresztą jak ogólnie w kwestii ochrony środowiska naturalnego, mieszają się postulaty dobre i szlachetne z egoistycznymi gierkami różnych grup interesów. Stanowczo nie możemy wyeksploatować Ziemi tak, że przyszłych pokoleń na niej nie będzie, bo nie da się na niej żyć. Nie wolno jednak zapominać o tych, którzy żyją na niej tu i teraz. Nie można „kocham ludzkość, ale nienawidzę człowieka” (z Dostojewskiego) zamienić na „kocham przyszłe pokolenia, nie obchodzi mnie człowiek żyjący dziś”. Nie można nie zauważać tych wszystkich toczących się wokół ochrony klimatu gierek, ukrytych interesów i towarzyszącej temu obłudzie. Nie można nie zauważać, jak sprawa jest wykorzystywana jako narzędzie polityki imperialnej i neokolonialnej; polityki, która ma zabezpieczyć status silniejszych, bogatszych czy bardziej rozwiniętych, kosztem tych, których rozwój, dla dobra środowiska, się zablokuje. Nie można też nie zauważać zagrożenia totalitaryzmem, jaki grozi społeczeństwom pozbawionym dywersyfikacji źródeł energii i uzależnionych od dobrej woli tych, którzy mają dostęp do wyłącznika. Na problem trzeba po prostu patrzyć całościowo. Nie tylko przez pryzmat hasła „chrońmy klimat” w nadziei, że inne związane z tym problemy rozwiążą się same.

Nie ukrywam, że takiego właśnie stanowiska oczekuję od mojego Kościoła. Roztropnego, umiarkowanego, w ocenie sprawy kierującego się nie modami, ale mężną sprawiedliwością. Temat korzystania z dobra wspólnego jakim jest środowisko, jest zresztą w teologii moralnej obecny już od dawna. Chodzi o to, by słusznie przypominając w tej kwestii zasadę powszechnego przeznaczenia dóbr dla dobra jednych, innych z tej powszechności nie wykluczać. Bo inaczej karty pozostaną te same, tylko zostaną inaczej, niekoniecznie sprawiedliwie, rozdane.

I jeszcze jedno. Mieszkam w Polsce, w klimacie, w którym żeby nie marznąć przez pół roku trzeba domy ogrzewać. I ciągle słyszę (może słuch mam na tym punkcie przeczulony) pomruki świata, jak to rozrzutnie zużywam wspólne wszystkim ludziom zasoby. Mam więc dla „południowców”, którzy takich problemów z ogrzewaniem nie mają, propozycję: jeśli tak bardzo chcecie chronić środowisko, to wyłączcie swoje klimatyzatory. Upał można znieść, na mrozie się zamarza. A wyłączając je nie tylko zaoszczędzicie całe mnóstwo energii elektrycznej, produkowanej przecież także przez konwencjonalne elektrownie, ale solidarnie przyczynicie się, zwłaszcza w miastach, do zmniejszenia dokuczliwości upałów. Bo prawa fizyki są nieubłagane: im mocniej (i egoistycznie) studzicie wasze mieszkania, sklepy i sale konferencyjne, także te w których debatujecie o ochronie klimatu, tym goręcej jest na waszych ulicach.

 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7