Ostatnio dużo reklam oglądałam, duużo więcej niż zwykle, przeziębieniowe uziemienie czasem tak ma. Wnioski oczywiście przygnębiające.
Jeden oczywisty – że 99,8 procent leków i suplementów, gdyby oczywiście wierzyć w ich zachwalaną skuteczność, na spokojnie mógłby człowiek poużywać, są akurat dla niego. Lista schorzeń wszelakich i potencjalnych, braki odporności i minerałów, co tylko zechcesz – wszystko u siebie odnajdzie (choć do końca nie wiadomo, czy jest to związane z wiekiem, czy ze skutecznością reklamy). Ale do rzeczy. Moje przygnębienie płynie być może stąd, że niby do kogo są adresowane wszystkie te cud miód filmiki o dobrach więcej niż luksusowych? Bo ani ja, ani większość ludzi, których mogę sobie przed tym telewizorem wyobrazić, nie jest ich potencjalnym nabywcą – nie jest i już.
Poczucie wykluczenia ze świata opisywanego przez reklamy? Dziwaczne. A jednak. Człowiek zaczyna sobie uświadamiać, że ten pieczołowicie odmalowany, jawiący się przed oczyma świat jakby nie jest jego, dla niego. Że cała praca zespołu, który te cuda sztuki filmowej przygotował, idzie w próżnię. Biżuterie, domy, dziecięce pokoje, samochody, zegarki, ogrody, ba, nawet te syte święta z dekorowanym stołem uginającym się od kulinarnych arcydzieł – to wszystko nie jego. Czy było to dla niego kiedykolwiek synonimem spełnienia, szczęśliwego życia? Tego nie wiem. Ale dziś totalnie rozmija się z rzeczywistością, jakbyśmy zostawali przenoszeni na mgnienie w świat legend i podań ludów XYZ, obcy, trudny do pojęcia.
Czy tego właśnie potrzebujemy? Czy to pozwala nam złapać oddech? Przekonanie, że pracę wystarczy zmienić, proszek wybieli co tylko zechcę, nasze dzieci wychowa i ochroni telefon, a największy sklep zaspokoi wszystkich po kolei – czy ono jest nam potrzebne, nośne, satysfakcjonujące?
Na dobrą sprawę powinny przecież zaniknąć reklamy w tej formie. Przecież czujemy ich fałszywą nutę od lat, może kiedyś, dawno temu, były formą kontaktu producenta z klientem, ale dziś? Czy bez nich nie wiedzielibyśmy, co wybrać, co kupić, jak żyć? Czemu one służą? Rozbudzaniu apetytów? Jeśli tak, to po co są wyświetlane dla zwykłych zjadaczy chleba? Czy oni naprawdę są tak wielką siłą nabywczą, żeby to usprawiedliwić? Zadowolone gospodynie z gazetowych obrazków z lat 30. ubiegłego wieku – są dziwnie rozczulające być może, ale tego samego raczej nikt nie odczuwa dzisiaj, bo czy wierzymy w cokolwiek, co nam ta reklama sprzedaje? Czasem bawi nas sam zmyślny koncept, czasem da się wtrącić tu i ówdzie w rozmowie błyskotliwe zasłyszane hasło, ale co poza tym? Ileż razy można zmieniać nazwy, dodawać te wszystkie „ekstra”, „ultra” i „max” – czy już w punkcie wyjścia nie czujemy się tym znużeni? Nadal łykamy „na odporność” – a co roku tak samo chorujemy. Proszków, specyfików, śledzi i majonezów też nam się zdążyło już trochę w życiu popróbować. Umiemy ponarzekać: to nie działa, tamto nie działa, nie warto…
Poczucie wykluczenia ze świata opisywanego przez reklamy nie sprawia, że jesteśmy lepsi. Świadczy raczej o tym, że nie ma zmiłuj – i tamten świat musi się zmienić, dostosować w taki sposób, by stał się dla nas bardziej atrakcyjny, byśmy chcieli po niego sięgnąć, uczestniczyć, być obecnym. Tylko co nam zaproponuje wówczas? Czy na pewno to, czego byśmy chcieli?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Kalendarium najważniejszych wydarzeń 2024 roku w Kościele katolickim na świecie.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
Kalendarium najważniejszych wydarzeń 2024 roku w Stolicy Apostolskiej i w Watykanie.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.