Na marginesie dyskusji synodu o synodalności i głosów o zmiany w Kościele.
Co trzeba zrobić, żeby zostać księdzem? Nie tylko trzeba zgłosić się do seminarium. Trzeba zostać przyjętym (to wcale nie formalność), przejść sześcioletnią formację połączoną ze studiami teologicznymi, w końcu zostać przez przełożonych i biskupa uznanym za zdatnego do przyjęcia święceń. Tak, w sumie sześć lat procesu weryfikacji kandydata. Nota bene, procesu, który moim zdaniem powinien wyglądać zupełnie inaczej niż wygląda, ale to temat na zupełnie inny komentarz. Sześć lat. Co musi zrobić świecki, by móc zaangażować się na rzecz Kościoła?
Nie tylko dla fachowców
Podsumowując jedną ze swoich ostatnich katechez papież Franciszek powiedział do Polaków: „Sobór Watykański II przypomina nam, że wszyscy ochrzczeni są powołani do bycia apostołami. Wymaga to rzeczywistej współpracy między hierarchią i wiernymi świeckimi, bo w Kościele istnieje różnorodność posług, ale jedność misji. Zachęcam was do przemyślenia na nowo tych relacji oraz wspólnego zaangażowania w nową ewangelizację waszej Ojczyzny”. No tak, zdecydowanie trzeba, by świeccy angażowali się w misję Chrystusa i Kościoła. Prorocką (nauczycielską), kapłańską i pasterską (królewską czyli służebną). Są do tego wręcz zobowiązani przez przyjęcie chrztu. Tylko, powtórzymy, jakiej formacji czy weryfikacji powinien się poddać, zanim zacznie coś robić w imieniu Kościoła? Bo przecież w jakiś sposób będzie potem jego twarzą, prawda?
Zadaniem ludzi świeckich jest zajmować się sprawami świeckimi i kierować nimi po myśli Bożej – tak mniej więcej ujęli to ojcowie ostatniego soboru. To dla większości w pierwszym rzędzie rodzina: żyć po chrześcijańsku, uczyć swoje dzieci chrześcijańskiego stylu życia. I wśród „dalszych bliskich” świadczyć swoją postawą o Jezusie. Dla prawie wszystkich owo zajmowanie się sprawami świeckimi i kierowanie nimi po myśli Bożej to też praca zawodowa. Lekarz, pielęgniarka, nauczyciel i parę innych to zawody, w których bardzo liczy się, jakim się jest człowiekiem. Świetna okazja do dawania świadectwa swojej wierze. Podobnie jest z wszystkimi, którzy z racji pełnionych obowiązków mają jakąkolwiek władzę nad innymi. Nie inaczej jest też z politykami: ważne jest jakim człowiekiem jesteś, jakimi wartościami w swojej działalności się kierujesz. Ale, jak się zastanowić, to w prawie każdej pracy można takie świadectwo swojej wierze dawać. Czy w pracy budowlańca, czy górnika, czy urzędnika, sprzedawcy, kierowcy – wszędzie ważne jest, by chrześcijanin był dobrym, życzliwym uczynnym człowiekiem. Czy takie zadania to mało?
Do takiego zaangażowania się na rzecz misji Kościoła nie trzeba żadnej formacji i weryfikacji. I myślę, że to kluczowy, choć bardzo przez nas, świeckich, zaniedbywany obszar. Bo wielu wierzących w Chrystusa w praktyce kieruje się zupełnie innymi niż chrześcijańskie zasadami; prezentują sobą zupełnie inne niż chrześcijańskie style życia. W rodzinie, w pracy, w życiu społecznym, politycznym.... Często nawet publicznie występuje przeciwko obecności chrześcijaństwa w różnych wymiarach życia. Ot, gwałtowny sprzeciw wielu niby pobożnych chrześcijan przeciw religii w szkole i domaganie się, by była pierwszą albo ostatnią lekcją ucznia... Tak, na tym polu jest bardzo dużo do zrobienia. Bo chrześcijanie powinni w pustynniejącym duchowo świecie być oazami życia. Niestety....
Pomożesz? A potrafisz?
Wracam do pytania o formację i weryfikację tych, którzy mieliby się angażować w działalność Kościoła tak, że staliby się jego twarzami.... Proszę jednak zauważyć: jeśli ktoś nie sprawdza się na tych polach, o których napisałem wyżej, ma raczej słabe referencje, by pełnić w Kościele jakieś bardzie eksponowane funkcje, prawda? Nie chodzi mi o pobożnych rodziców, którym nie udało się przekazać wiary własnym dzieciom. Ale jeśli ktoś sam na co dzień niespecjalnie kieruje się Ewangelią, myli z nią różne modne postulaty współczesności, to raczej trudno by stawał się taką twarzą Kościoła...
Przypatrzmy się jednak konkretom: angażowanie się w misję pasterską, czyli służbę Kościoła. To przede wszystkim szeroko rozumiana praca charytatywna, ale i pomoc w bieżącej obsłudze parafii. Szczerze? Nie spotkałem się jeszcze z tym, by jakiś proboszcz odmówił ludziom, którzy na tym polu chcą włączyć się w działanie Kościoła. Wręcz przeciwnie: trudno chętnych do takiego zaangażowania się znaleźć. W tej kwestii „żniwo wielkie robotników mało” pasuje jak ulał. I w tej misji nikt raczej nikogo nie weryfikuje: chcesz się zaangażować, zapraszamy. Sprawdzisz się w pracy...
No to misja prorocka, nauczycielska. Ha, żeby nauczać, trzeba trochę więcej wiedzieć, prawda? Świeccy mają możliwość podjęcia pracy katechetów. Tylko to wymaga ukończenia specjalistycznych studiów. Czy jest wielu chętnych? Tak, wielu, ale coraz bardziej odczuwalne są na tym polu braki. To ciężka i niewdzięczna praca. Jak mawiał bp. Kusz, wielu którzy ją odejmowali było przekonanych, że to praca w winnicy Pańskiej, ale gdy ją podjęli okazało się że trafili do kamieniołomów. Chętni? No właśnie...
No to może w parafii? Różne są, prawda. W mojej jest wiele grup formacyjnych. Sam od lat jestem zaangażowany w kręgu biblijnym. Otwartym na każdego, kto się zjawi. Przed laty miałem okazję słuchać i rozmawiać z wieloma młodymi przy okazji uczenia paru osób gry na gitarze. Potem ze dwa lata prowadziłem grupę lektorów. Teraz, od paru miesięcy, katechizuję „mających zaległości” – zasadniczo dorosłych kandydatów do bierzmowania, ale i przygotowujących się do chrztu tudzież przyjęcia do Kościoła katolickiego. Wiem, że przez lata byli też w naszej parafii tacy, którzy pomagali w przygotowaniu do bierzmowania młodzieży. Nie ma możliwości zaangażowania się? Oczywiście do niektórych z tych działań potrzebne jest przygotowanie czy predyspozycje, ale można, prawda?
No to jeszcze misja kapłańska: bycie pośrednikiem między Bogiem a ludźmi. Hm. Nikt nikomu nie zabrania modlitwy wstawienniczej, za innych... W mojej parafii w tygodniu od rana do wieczora wystawiony jest Najświętszy Sakrament. Można przyjść. Jest grupa Odnowy w Duchu Świętym. Jest też coś takiego jak Apostolstwo Dobrej Śmierci. Moim zdaniem niezwykle ważna sprawa... Ale to mało widoczne i jeszcze mniej zaszczytne. No tak, w mojej parafii świeccy od lat też włączają się czynnie w sprawowanie liturgii przez posługą lektora. Jedynym kryterium jest umiejętność sensownego przeczytania lekcji. Trzeba po prostu przed mszą zgłosić chęć przeczytania. Jest chór, jest schola, są zaangażowani w animację muzyczną mszy z udziałem dzieci... Są też nadzwyczajni szafarze komunii co niedzielę spieszący do chorych. Tu siłą rzeczy trzeba już jakiegoś rozeznania, ale też jest to możliwość dla niejednego chcącego się bardziej zaangażować w działania Kościoła...
Kierowany zachętą papieża Franciszka do przemyślenia na nowo relacji między duchownymi a świeckimi i do wspólnego zaangażowania w nową ewangelizację mam więc kłopot. Widzę, że to i owo trzeba by poprawić, ale nie widzę potrzeby wprowadzania jakichś fundamentalnych zmian. Mam wrażenie, że wystarczyłoby, żeby i jedni i drudzy dobrze wypełniali powierzone im obowiązki. Jasne, dobrze by było, gdyby jedni i drudzy mieli dla siebie więcej wyrozumiałości i zaufania. Zwłaszcza tam, gdzie do podejmowania tych czy innych zadań nie są potrzebne święcenia kapłańskie. Ale tego nie wprowadzi się reformami...
Rozumieć Kościół
Skąd więc tak głośne wołanie o zmiany i zmianę parzenia na rolę świeckich w Kościele? Myślę, że przede wszystkim wynika to z niezrozumienia czym jest Kościół (że to wszyscy ochrzczeni, a nie tylko „funkcyjni”) i zapomnienia o roli świeckich w Kościele – zajmować się sprawami świeckimi i kierować nimi po myśli Bożej. Roboty na tych świeckich polach tyle, że i tak nie da przerobienia. Po drugie zaś... Jeszcze rok temu napisałbym, że to problem pragnienia niektórych świeckich, by mieć w Kościele większą władzę, o większej liczbie spraw móc decydować. Tak, coś w tym jest. Przy czym uważam, że demokratyczny (nie mylić z synodalnym) sposób zarządzania Kościołem nie jest w moim odczuciu najmądrzejszy, bo zbytnio podatny na kierowanie się modami. I zrównujący tego, który rozumie czym jest Kościół i zna Ewangelię z tym, któremu tylko się wydaje albo który chciałby wręcz narzucić Kościołowi swoje własne, nieewangeliczne rozwiązania. Ale dziś myślę, że problem w czym innym niż w pragnieniu władzy.
To raczej problem niezauważenia, że Kościół to w praktyce parafia. To w niej powinny koncentrować się wszystkie najważniejsze działania, to jej powinny służyć różne ruchy, stowarzyszenia czy inicjatywy. W zgodzie z myślą ks. Franciszka Blachnickiego, który tak ukierunkowywał prace w Ruchu Światło-Życie, by był zakorzeniony w parafii, służył parafii i docelowo przestał być potrzebny w już przenikniętych jego stylem parafiach. Dziś mamy tak, że wiele różnych ruchów, stowarzyszeń, grup żyje dla siebie. Nie będąc zakorzenione w parafii nie tylko nie czerpią z ich żywotności (nowi członkowie), ale i nie mają gdzie realizować swojego apostolskiego zapału. Szukają różnych dróg dojścia do ludzi, gdy tymczasem najprościej przez parafię i w parafii. Nawet jeśli potrzeba do tego jakiegoś skontaktowania się z tymi, którzy do kościoła przestali chodzić. Owa niemożność realizowania apostolskiego zapału rodzi zaś frustrację. I szukania winnych tego stanu rzeczy. Księży, proboszczów najczęściej oczywiście, bo oni nie pozwalają, bo z ich powodu w parafiach nic się nie dzieje itd itp. A sprawa nie tak prosta. Po pierwsze dlatego, że proboszcz musi wiedzieć kogo zaprasza do duszpasterskich akcji. Łatwiej byłoby mu, gdyby znał paru z nich. Po drugie jest świadom, że najlepsze rekolekcje zmienią niewiele, jeśli nie będzie po nich dalszej, mrówczej pracy, której, niestety, sam nie wykona. A po trzecie, prozaiczne... zaproszenie grupy ewangelizatorów sporo kosztuje, prawda?...
Raz jeszcze: zadaniem ludzi świeckich w Kościele jest zajmowanie się sprawami świeckimi i kierowanie nimi po myśli Bożej. Wielkie, przeogromne zadanie. Nie tylko niezauważane. Przez wielu, także deklarujących się jako katolicy, mocno kontestowane. Bo nie można niby wiary do wszystkiego mieszać, a do polityki już zwłaszcza. Tymczasem nie zastępowanie księży, także w sprawach związanych z władzą w Kościele, ale zajęcie się tymi „świeckimi” obszarami jest podstawowych zadaniem ludzi świeckich. A po drugie – parafia. To jest to najważniejsze środowisko wiary. To żywe parafie sprawiają, ze żywy jest powszechny Kościół. Nie odwrotnie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wychowanie seksualne zgodnie z Konstytucją pozostaje w kompetencjach rodziców, a nie państwa”
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.