Istotą faryzeizmu nie jest brak miłosierdzia, ale praktyczna niewiara w Boga.
To dla mnie jeden z najbardziej intrygujących tekstów w Biblii. Jezus zapowiadając uczniom przyjście Ducha Świętego mówi, że „przekona (On) świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie”. O sądzie – bo władca tego świata, diabeł, został osądzony – wyjaśnia moment później Jezus; domyślam się, ze chodzi o krzyż i zmartwychwstanie. O sprawiedliwości – bo Jezus idzie do Ojca; rozumiem to tak, że choć współcześni odrzucili Jezusa, Bóg widzi w Nim sprawiedliwego i Go przyjmuje. Najbardziej jednak uderzające jest, co Jezus mówi o grzechu: „bo nie wierzą we Mnie”. Może trochę zaskakiwać, prawda? Nie ma tu niczego, co zwykle przez grzech rozumiemy – rożne złe czyny, słowa, złe myśli czy prowadzące do zła zaniedbania. Grzechem jest niewiara. To jakby kwintesencja każdego grzechu. Do niewiary jakby wszystkie inne się sprowadzały. Bo...
Wiele grzechów człowiek popełnia przez swoją słabość, ułomność. Wie co jest dobre, chce dobra, ale mu nie wychodzi. To nie jest wielki problem. Kto wierzy w Jezusa zyskuje odpuszczenie grzechów. Są też jednak grzechy, które wynikają z lekceważenia Boga i Jego Syna, Jezusa, z odrzucania Jego autorytetu. Czyli z niewiary właśnie. I to problem znacznie większy. Nie wierzyć w Jezusa to największy grzech. Bez wiary nie można przecież zyskać odpuszczenia grzechów....
Czemu piszę o tym w komentarzu do spraw bieżących? Nie chodzi mi o miliardy niewierzących w Jezusa, którzy z różnych powodów nigdy Mu nie wierzyli. Wstrzymuję się z osądem tych, którzy choć w Jezusa wierzyli, jednak wiarę w Niego porzucili. Bardziej chodzi mi o zjawisko „niewiary wśród wierzących”. No bo co znaczy wierzyć? To znaczy mówić „tak” objawiającemu się Bogu; mówić „tak” Jezusowi, prawda?. A co jeśli ktoś, choć uważa się i uchodzi za wierzącego, odrzuca Jego autorytet i tworzy dla siebie czy innych jakieś „nowoczesne” chrześcijaństwo? Czy można powiedzieć, że wierzy w Jezusa? Nie ma tu znaczenia, czy ubiera się w spódnicę, spodnie czy sutannę. Kolor tej ostatniej też.
Ot, nie najważniejsze, ale znamienne: czy wierzy Jezusowi człowiek, który próbuje „demokratyzować” Kościół? Myślę, że gdyby Jezus takiego chciał, to taki byłby on od samego początku. Tymczasem Jezus z wielu swoich uczniów wybrał 12 apostołów. I im – jak pokazuje apostolska tradycja – powierzył kierowanie Kościołem. Co wcale nie przeszkadzało innym w angażowanie się w dzieło ewangelizacji. Skoro Jezus tak to ustanowił, to czy „demokratyzowanie” Kościoła jest wyrazem wiary w Niego? Wątpię.
Myślę też o kwestii kapłaństwa kobiet. Znów – gdyby Jezus tego chciał, powołałby do grona apostołów kobiety, prawda? Tymczasem nie tylko w wydarzeniach opisanych w Ewangelii, ale także od początku Kościoła mamy niezmienną tradycję: prezbiterami, biskupami, są tylko mężczyźni. W imię czego tę tradycję zmieniać? Wiary w Jezusa? Wątpię jeszcze bardziej. To już wyraźne poprawienie Go. Jesteśmy mądrzejsi, bardziej nowocześni niż On...
Pójdźmy dalej: stosunek do praktyk homoseksualnych. Sam Jezus o tym nie mówił, ale mowa jest o tym w najstarszej tradycji apostolskiej, pismach Pawła. Powstałych nota bene jeszcze przed Ewangeliami, o czym wykształceni teologicznie przecież wiedzą. I w tej tradycji mamy wyraźne stwierdzenie, że kto takich czynów się dopuszcza królestwa Bożego nie odziedziczy (Ga 5). Więcej nawet, praktyki homoseksualne są w niej ukazane jako kara za bezbożność; są przykładem zdeprawowanej głupoty rodzącej się z odrzucenia Boga (początek Listu do Rzymian). W imię wiary w Chrystusa dziś część chrześcijan, także tych w sutannach, odrzuca tę prawdę i chce błogosławić homoseksualnym związkom? Karkołomna teza.
I podobnie jest w kwestii nierozerwalności małżeństwa. Tu akurat sam Chrystus uczył bardzo wyraźnie: co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela (np. Mk 10). Wyrazem wiary w Jezusa jest twierdzenie, że to wiele nie znaczy? Że ktoś, kto zawarł ponowny związek i nie zamierza nawet powstrzymać się w nim od współżycia, może spokojnie przystępować do Komunii? Choć przez wieki Kościół uważał inaczej, godząc się raczej na rozłam (anglikanie) niż odstąpienie od tego nauczania?
Faryzeusze – słyszą nieraz pod swoim adresem ci, którzy domagają się wierności apostolskiej wierze. Jesteście niemiłosierni! No tak, ale to manipulacja. Bo jest dokładnie odwrotnie. Istotą zarzutów jakie stawiał Jezus faryzeuszom nie był brak miłosierdzia, ale taka interpretacja Bożego prawa, która pozwalała „ze spokojnym sumieniem” go nie zachowywać; tworzenie gąszczu obyczajów, których zwykłemu człowiekowi trudno było się trzymać, ale które wypaczały istotę Bożego prawa. Proszę zajrzeć: Mt 23 i wyraźniej Mk 7. Tam wyraźnie mowa jest o zastępowaniu przykazań Bożych własnymi tradycjami, pozwalającymi przykazania omijać... Tak, istotą faryzeizmu była praktyczna niewiara w Boga. I dokładnie tak jest z tymi, którzy dziś nauczanie Jezusa próbują poprawiać: nie wierzą w Chrystusa.
Co pozostaje chrześcijaninowi, który staje dziś w obliczu takich „nowych świateł”? Wiernie trwać w nauce Apostołów. Nie ma przecież innej Ewangelii niż ta, przyniesiona przez Jezusa Chrystusa (Ga 1). A ona jest jaka jest. Potwierdzona wiarą dwóch tysięcy lat Kościoła.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).