Dzieci nie nadrobią straconego dzieciństwa, muszą żyć dzisiaj.
Właśnie mija rok od zbombardowania Teatru Dramatycznego w Mariupolu. Z tej okazji Ukraińcy ułożyli z płonących świec - m.in. na chodnikach Kijowa i Lwowa – napis: dzieci. Podobny napis mieszkańcy schronu namalowali rok temu przed teatrem w nadziei na to, że uchroni ich to przed bombardowaniem ze strony rosyjskiego najeźdźcy. W kolejnych miesiącach byliśmy świadkami bestialskiego ostrzeliwania szkół, przedszkoli i szpitali pediatrycznych, co było wcieleniem zła w czystej postaci. Obecnie w wioskach wokół Bachmutu rosyjscy agitatorzy chodzą po domach i zmuszają rodziców do podpisania dokumentu, w którym odmawiają zarządzonej przez ukraińskie władze ewakuacji dzieci z tych terenów. Decyzja ta została podjęta po tym, co wydarzyło się m.in. w Mariupolu i wciąż dokonuje na terenach przyfrontowych, skąd, jak mówią wciąż szczątkowe dane, w głąb Rosji wywiezionych zostało ok. 20 tysięcy dzieci.
Deportacje dzieci i ich indoktrynacja to nowy sposób walki z Ukrainą. Ich „edukatorami” są m.in. brutalni czeczeńscy wojskowi. Organizacje broniące praw człowieka podają, że znaleziono ślady ośrodków dla dzieci i młodzieży zarówno blisko frontu, na Krymie, jak i na odległej Kamczatce. W poszukiwaniach użyto mi.in. zdjęć satelitarnych i postów publikowanych w rosyjskich mediach społecznościowych. Wiele dzieci zostało zabranych siłą z ukraińskich domów dziecka oraz innych instytucji wychowawczych. Na jednym ze zdjęć, które przeciekło do mediów, młodzi chłopcy znajdują się w towarzystwie jednego z oddanych współpracowników czeczeńskiego przywódcy Ramzana Kadyrowa, podczas gdy dokonuje przeglądu ofiar czy studiuje mapy miast, które mają zostać zbombardowane. W rocznicę wybuchu wojny dzieci z Mariupola zmuszono do podziękowania Władimirowi Putinowi za ocalenie.
Wciąż brak dostatecznych reakcji na apel międzynarodowych organizacji humanitarnych, które wezwały ONZ do wszczęcia międzynarodowego śledztwa w sprawie ukraińskich dzieci wywiezionych do Rosji i zbrodni popełnianych na najmłodszych. Tu nie może być opieszałości i politycznej poprawności. Już dziś przedstawiciele ukraińskiej Caritas organizują pomoc psychologiczną dla dzieci naznaczonych wojenną traumą. Ich liczba z każdym tygodniem rośnie, a i tak jest to mniej tragiczne doświadczenie niż bycie odebranym rodzicom i codzienne zatruwanie serc i sumień ideologią ruskiego miru. To wojenne dzieciństwo jest jednym jakie mają. Nie będą mogły powtórzyć swego życia i nadrobić straconego dzieciństwa, gdy wróci pokój.
W Ewangelii istnieje tylko dzisiaj, natomiast jutro jest niepewne. Mocniej pokazuje to czas wojny, kiedy pomagamy teraz, to jesteśmy w samym sercu Ewangelii, a kiedy odkładamy pomoc, to wielu ginie i cierpi. Los ukraińskich dzieci, to też pytanie o to jak organizować dalszą pomoc humanitarną, bo kolorowy miś czy opłacenie zajęć z rówieśnikami może bardziej ratować przyszłość niż kolejny worek ryżu czy ciepły sweter, też tak przecież bardzo potrzebny. W czasie wojny bardziej żyje się chwilą obecną; tym, co danego dnia mogę zrobić dla bliźniego, co mogę zrobić dla dziecka, które jest w potrzebie. Co mogę dzisiaj powiedzieć, by komuś dać nadzieję i wzmocnić w tym trudnym przeżywaniu codzienności. Wojna uczy nas konkretu bycia w sercu Ewangelii.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.