Kościół, bardziej niż mój, zawsze będzie Kościołem Jezusa Chrystusa. To On powiedział do Piotra: Mój Kościół.
Mówimy oczywiście o wspólnocie uczniów Jezusa. Z tą zaś mają kłopot nie tylko niewierzący. Ostatnio, takie można odnieść wrażenie słuchając/czytając różne wypowiedzi, większym problemem jest dla ochrzczonych, bardziej lub mniej świadomie będących w jego wnętrzu. Co z jednej strony nie powinno dziwić. Z drugiej, jednak, zaskakuje.
Zacznijmy jednak od prostego pytania. Co kryje się za zaimkiem dzierżawczym „mój”. Rower może być mój, bo go kupiłem. Czyli zaimek określa własność. Czasem mówimy: mój pogląd na sprawę. Tu w grę wchodzi stosunek do pewnych prawd. Religijnych, filozoficznych, społecznych. Jest też mój ulubiony film. Dzieło, którego nie jestem twórcą. Nie wchodzi w grę kwestia własności intelektualnej; raczej osobistego stosunku do dzieła, wykonanego przez kogoś innego. Wreszcie najbardziej problematyczny mój dom. Przecież składają się nań rzeczy i osoby. Matka jest moja, ale w jakiś sposób jest także nie moja. Bo jest osobą. Należy do siebie samej. Podobnie z ojcem, rodzeństwem i dalszą, określaną jako moja, rodziną.
Proste pytanie, a nawet biegły logik zaczyna mieć problemy z tym, co oznacza zaimek dzierżawczy mój. Jedno słowo, a tyle znaczeń. Prawdopodobnie z tego powodu mamy problem z „moim Kościołem”. Bo o tym, co moim jest, a co nie jest, decydują różne, bardzo często mało racjonalne kryteria. Minęły czasy sporu, czasem nawet na śledzie, o dogmaty. Przyszła era sporu o kwestie drugorzędne. Jak chociażby dyskusja o czerwone buty papieża po wyborze Franciszka. Wielkim błogosławieństwem, pomyślałem wówczas, był brak Internetu w dobie pontyfikatu Świętego Piusa V. Łatwo można wyobrazić sobie oburzenie, a nawet hejt, jaki by towarzyszył jego pojawieniu się, po raz pierwszy w historii papiestwa, w białej sutannie. Jeszcze większy byłby w momencie, gdy ogłaszał „Mszę wszechczasów”. Przecież jednym podpisem zlikwidował wszystkie, mające mniej niż dwieście lat, ryty lokalne, pozostawiając, czego dziś się nie zauważa, starsze. Może w ten sposób chciał ocalić ryt dominikański? Przecież był jego duchową ojczyzną. Iluż wówczas, patrząc na papieskie inicjatywy, mogło powiedzieć to nie jest mój Kościół. A nie powiedzieli. Dlaczego?
Bo Kościół, bardziej niż mój, zawsze będzie Kościołem Jezusa Chrystusa. To On powiedział do Piotra: Mój Kościół. Tak, w tym kontekście pisany zawsze dużą literą. Dlatego we wszelkich sporach, w pewnym momencie, trzeba zatrzymać się i zastanowić. Chodzi o mój, czy Mój – Jego Kościół. Ba, roztrząsając temat uczciwie pewnie zauważymy, że im bardziej mój, tym mniej Mój, czyli Jego.
Od czego, idźmy dalej, zależy, czy mój jest Mój/Jego.
Szukając odpowiedzi warto sięgnąć do Ojców Kościoła. Bo podobne do naszych wątpliwości i problemy miało już pierwsze pokolenie chrześcijan, czego przykładem jest choćby słynne „ja od Pawła, a ja od Apollosa” w Pierwszym Liście do Koryntian. Podobne napięcia musiały być w Efezie, skoro kilkadziesiąt lat później interweniował Święty Ignacy Antiocheński, pisząc list do tamtejszej gminy. Rozważaliśmy go w ostatnią niedzielę. Pisał w nim między innymi: „Wszelkimi sposobami trzeba wam wielbić Jezusa Chrystusa, który was uwielbił, abyście zjednoczeni w tym samym posłannictwie, to jest, poddani biskupowi i prezbiterom, osiągnęli pełnię świętości (…) Dlatego trzeba, abyście pozostawali w jedności z waszym biskupem, co też zresztą czynicie. Wasze czcigodne prezbiterium, czcigodne wobec Boga, złączone jest tak z biskupem, jak struny cytry. W jednomyślności i zgodnej miłości wznosi się pieśń ku chwale Jezusa Chrystusa. Każdy z was niechaj stanie się członkiem takiego chóru, abyście jednomyślni zgodą, podejmując harmonijnie melodię Bożą jednym głosem, śpiewali Ojcu przez Jezusa Chrystusa”.
Proste. Zjednoczeni z biskupem/papieżem jak struny cytry. I mój staje się Mój.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.