Co moje, jest moje. I nie zmienia tego oferta podyskutowania na ten temat.
Stolica Apostolska wydała deklarację, w której przypomina Kościołowi w Niemczech, że trwająca w tej wspólnocie „Droga Synodalna” „nie ma mocy zobowiązującej biskupów i wiernych do przyjęcia nowych sposobów rządzenia oraz nowych podejść do doktryny i moralności”. Podkreślmy, żeby jasno wybrzmiało: nie ma prawa wprowadzać zmian w zakresie sposobu sprawowania władzy, zmieniania prawd wiary oraz wprowadzania zmian w zakresie tego, co nazywamy chrześcijańską moralnością. Oczywistym jest dlaczego. Bo prawdy wiary wypływają z objawienia. I jeśli jest się chrześcijaninem - uczniem, nie można poprawiać Chrystusa. I Ducha Świętego, który nie tylko działa dziś, ale i działał od wieków w Kościele. Podobnie jest w ogromnej mierze także z zasadami moralnymi. W ogromnej mierze, bo w objawieniu mamy tylko pewne zasady ogólne, bez wchodzenia w szczegóły. Tyle że akurat najmocniej chyba kontestowana przez „Drogę Synodalną” (i nie tylko) kwestia nierozerwalności małżeństwa została przez Jezusa bardzo dokładnie wyjaśniona (np. Mk 10). Podobnie zresztą jak u Pawła kwestia praktyk homoseksualnych. A kwestia sprawowania władzy Kościele... Cóż, ta w dużej mierze też wynika z tego, co przekazał Jezus i jak zdecydowali o tym, z asystencją Ducha Świętego, pierwsi chrześcijanie. I komu jak komu, ale ludziom z wykształceniem teologicznym nie trzeba tego przypominać. Dlatego mocno mnie dziwi oburzenie kierownictwa „Drogi Synodalnej” na ten watykański dokument. Gdyby jej członkowie kierowali się tymi zasadami - przypomnianymi im zresztą przez Papieża ze dwa lata temu - nie byłoby potrzeby powstania tego dokumentu.
Kierownictwo „Drogi Synodalnej” zapewniając, że niczego nie chce Kościołowi Powszechnemu narzucać, ale ma obowiązek wskazać, co zdaniem członków tego ciała powinno w Kościele ulec zmianie, wyraża gotowość do rozmów z Watykanem. I oburza się, że dotąd Stolica Apostolska takimi rozmowami nie była zainteresowana. Sęk w tym, że... jak to grzecznie i bez rozwlekania tematu ująć... do tej pory Droga Synodalna w ogóle się głosami z Watykanu i innych Kościołów nie przejmowała. Świadczą o tym kolejne przyjmowane przez to gremium dokumenty. Dlatego, przyznaję, dzisiejsza odpowiedź kierownictwa „Drogi Synodanej” budzi we mnie śmiech. Trochę przypomina mi to taktykę Rosji wobec Ukrainy: co moje to moje, a o twoim możemy podyskutować. (Czyli że nie ma mowy o powrocie do granic sprzed 2014 roku, nawet z początku 2021, ale przecież chcemy kompromisu). Czy przedstawiciele Drogi Synodalnej w ogóle zakładają, że mogliby się wycofać z wszystkich niezgodnych z nauczaniem Kościoła pomysłów? Bo mocno mi się wydaje, że liczą na to, że cześć z nich jednak przejdzie. I przejdą do historii jako ci światli luminarze, którzy wydobyli Kościół z epoki potrydenckiej a pchnęli go na tory nowoczesności.
Tyle że po co Kościół, który zmieniałby nauczanie swojego Mistrza? Jak mówić o wierności Jego słowom, skoro można je interpretować tak, że przestają znaczyć co znaczyły zarówno w Jego czasach jak i przez dwa tysiące lat trwania chrześcijaństwa?
Zarozumiale zabrzmi co napiszę, ale, co mi tam, wiem skąd się taka postawa bierze. Z zapominania, że nie jest się właścicielem, a sługą.... Obrazek będący unaocznieniem tego problemu widziałem z dekadę temu na jednym z Katkolikentagów: podczas Mszy – prawda że plenerowej, ale było sucho – nikt nie klękał na przeistoczenie. Tak, Kościół w Niemczech musi się nauczyć zginać przed Panem kolana. Bez tego...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.