Nie chodzi o to, by w sytuacji braku księży, przynajmniej część wykonywanych przez nich do tej pory czynności powierzyć świeckim. Argumentem nie jest brak księży, ale natura Kościoła.
Wiosna. Patrzę na pola za oknem. Ozimina długo czekała na ciepło. Ale zimę, mimo braku śniegu, przetrwała nieźle. Jare musiało zmierzyć się z wiosennymi wichurami. Żartowałem z sąsiada. Będziesz w tym roku żniwował na parafialnym podwórku. Bo ci wszystko zboże wiatr przeniósł. Żarty żartami, pierwsze oznaki suszy już są widoczne. Przynajmniej na naszych ubogich raczej gruntach. Cóż, rolnictwo zawsze było zależne od kaprysów aury. Dlatego podczas Dni Krzyżowych zanoszono modlitwy o dobrą pogodę i urodzaje.
Napisałem w czasie przeszłym. „Zanoszono”. Bo jak z wieloma tradycjami, tak i z Dniami Krzyżowymi różnie bywa. Owszem, co jakiś czas pojawiają się zachęty, by je podtrzymywać. To jednak jest możliwe tam, gdzie zwyczaj wypływał z wiary. Nie był jedynie przejawem kultury. Kto wie czy dziś nie mści się na naszym pokoleniu nacisk kładziony w minionych dziesięcioleciach na tak zwaną kulturę religijną. Zdaje się pisał o tym przed laty ksiądz Artur Stopka przy okazji sporów o miejsce krzyża. Uzasadniających jego miejsce w przestrzeni publicznej właśnie kulturą chrześcijańską. Kultura szeroko rozumiana znalazła dziś inne formy wyrazu, dlatego mamy to, co mamy. Zostały, często magicznie traktowane, brzózki z procesji Bożego Ciała, wianki na zakończenie oktawy uroczystości, czy zioła na Wniebowzięcie. A, zapomniałem o wielkanocnym koszyczku. Ten ma się dobrze. Chyba nawet lepiej niż wigilijny opłatek. Pytanie na ile te szczątkowe już przejawy kultury chrześcijańskiej zdolne są kształtować naszą religijną codzienność.
Przy okazji koszyczka, żeby trochę namącić, mały wtręt. Zainspirował mnie o. Dominik Jurczak w cytowanej tu już kiedyś rozmowie-rzece. Zwrócił uwagę na błogosławienie pokarmów w Wielką Sobotę. Relikt czasów, gdy Wigilię Paschalną antycypowano, czyli celebrowano w sobotnie przedpołudnie. Po niej, już poświęconą wodą, kropiono pokarmy na stół wielkanocny. Dziś Wigilia Paschalna wróciła na swoje miejsce. Przepisy liturgiczne nakazują, by przed rozpoczęciem Triduum tabernakulum było puste, usunięto ubiegłoroczny paschał i wodę święconą z chrzcielnicy i kropielnicy. Wszystko zaczyna się od nowa. Z wyjątkiem święconki. Na jej potrzeby albo chowa się wodę święconą, albo ukradkiem ją błogosławi, zakłócając tym samym rytm Triduum. Paradoksalnie obecność uchodźców z Ukrainy, w dużej części prawosławnych i grekokatolików, może być sygnałem i zachętą, by święconka wróciła na swoje miejsce.
O wierze przekładającej się na kulturę często mówił święty Jan Paweł II. Dlatego śp. Ojciec Jan tak wielką wagę przywiązywał choćby do symboli lednickich. Chciał tworzyć nową, odpowiadająca duchowi czasu, kulturę. Tę kształtował u źródeł chrzcielnych. Czyli traktował ją jako coś wtórnego, rodzącego się z wiary. Podobnie myślał ksiądz Franciszek Blachnicki. Nowa Kultura, jeden z filarów Ruchu Światło-Życie, jest dziewiątym, poprzedzającym AGAPE – bezinteresowną miłość, Drogowskazem Nowego Człowieka. Nie dlatego, że jest mało ważna. Jest etapem poprzedzającym szczyt dojrzałości chrześcijańskiej. Zanim ktoś nań dotrze potrzebuje wiary rozumianej jako osobisty wybór, Słowa, liturgii, świadectwa przyjmowanego i dawanego.
Wniosek jest oczywisty. Zanim zrodzą się nowe formy kultury chrześcijańskiej potrzeba ewangelizacji i formacji. Będącej dziełem całego Kościoła. Owocem zaangażowania świeckich i duchownych. Pierwszym drogę do aktywnego włączenia się w ewangelizację i formację otworzył soborowy Dekret o apostolstwie świeckich. Szlak z mozołem przecierał później święty Jan Paweł II w adhortacji Christifideles laici. Wreszcie przyszedł moment, gdy Franciszek uznał, że najważniejsze z punktu widzenia żywotności Kościoła posługi: lektora, akolity i katechisty, mogą, a nawet powinni, na stałe pełnić świeccy.
Co nie znaczy, że teraz już z górki. Rozmawiałem nie tak dawno z ojcem rodziny. Przed laty on i jego bracia byli ministrantami. Przyszedł czas – mówię mu – byś wrócił do ołtarza. Ja? – popatrzył na mnie zdziwiony. Przecież już nie jestem dzieckiem. Dlatego – ciągnę dalej – teraz jest najlepszy czas na powrót. Od dziecka nie można wymagać takiej samej odpowiedzialności jak od dorosłego. Poza tym dziecko nie jest autorytetem we wspólnocie. Z jego córką i zięciem poszło łatwiej. Po ślubie zasugerowałem ostatniemu: gdy przyjedziecie do naszej parafii nie będziesz miał nic przeciw, by twoja żona jak dawniej śpiewała psalm. Ależ, proszę księdza, jeśli żona to i ja; przecież w mojej rodzinnej parafii byłem lektorem. I tak zostało. W czasie Wigilii Paschalnej on czytał, ona śpiewała.
Do pokonania będą także bariery po drugiej stronie. Gdy przed niemalże czterdziestu laty zaczynałem pracę często słyszałem z ust biskupów i starszych proboszczów, że w Polsce nie są potrzebni stali diakoni i akolici, bo mamy dosyć księży. Klerykalizm w czystej postaci. Krótkowzroczność, za jaką teraz, gdy brak powołań jest coraz dotkliwszy, musimy płacić cenę. A przecież nie chodzi o to, by w sytuacji braku księży, przynajmniej część wykonywanych przez nich do tej pory czynności powierzyć świeckim. Argumentem nie jest brak księży, ale natura Kościoła, w którym ustanowił Bóg „najprzód apostołów, po wtóre proroków, po trzecie nauczycieli…” (1 Kor 12,28).
Dzięki Bogu idzie nowe. W wielu diecezjach są systematyczne spotkania formacyjne lektorów (nie ministrantów Słowa Bożego) i akolitów. Ostatnie z nich, czego prawie nikt nie zauważył, odbyło się w Licheniu, w domu rekolekcyjnym Marianów. Co ciekawe, uczestniczyły w nim także żony, ucząc się nowej w pewnym sensie roli, jaką przyszło im pełnić przy boku angażujących się w ewangelizację i formację mężów. Nie tylko one. Wszyscy, także księża, musimy uczyć się odpowiedzialności i zaufania. Nie tylko po to, by zapis: „wszyscy więc, czy to wyświęceni szafarze, czy to świeccy wierni, pełniący swój urząd posługi lub swoją funkcję, winni wykonywać tylko to wszystko, co do nich należy” (OWMR 91), nie był martwym. Przede wszystkim by celebracja liturgiczna była objawieniem tajemnicy Jezusa i Jego Ciała, którym jest Kościół, wyposażony „dla wspólnego dobra” (1 Kor 12,7) w wiele darów.
Idzie nowe. Wiosna. Jak za oknem. Wszystko dopiero wschodzi. Jedno szybciej, drugie wolniej. Na żniwa trzeba jeszcze poczekać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.