Czy to dobrze, czy źle? Nie umiem rozstrzygnąć.
Jak wtedy, kiedy sami z siebie byśmy tak wcześnie nie wstali, ale zrywamy się (no, może gramolimy) z łóżka, bo jakoś głupio przed dzieckiem. Albo kiedy niewykonanie czegoś dawałoby złe o nas świadectwo, a nam ciągle zależy. Czy kiedy wszyscy wokół coś robią, więc i my czemu mielibyśmy się wyłamywać.
Tak, mamy to jakoś wkodowane, że nie należy robić niczego dla poklasku, że liczy się bezinteresowność, nie opinia innych. Szlachetne intencje? Proszę bardzo.Ale co, jak my tacy do końca szlachetni nie jesteśmy? Porzucać dobro, bo doszukać się można nie do końca czystych intencji? Czy też tak zaangażować się w badanie własnych motywacji, że okazja do dobra przeszła nam koło nosa? Bo przecież plączemy się w zeznaniach – i z czasem już nie opinia innych na nasz temat się liczy, a nasza własna – to, co my myślimy, że oni pomyślą.
Jeśli w rodzinie, grupie ludzi (od kilku zaprzyjaźnionych osób przez wszelakie wspólnoty, po naród) istnieją jakieś mechanizmy, tradycje, rytuały, które wspierają to, co dobre, prawdziwe, piękne – czemu z nich nie skorzystać? Jak jedna osoba szwankuje – inne ciągną ją w górę, czy nie jest to jedna z najprostszych zasad działających w grupie? Czy nie? Bo może w naszej raczej się takie osoby punktuje, wytyka słabość, wyolbrzymia własne zasługi i to, że „ja nie mam z tym problemu”?
Kiedy się sprząta,ktoś myje okno, ktoś odkurza – liczy się nie to, kto co, a to, żeby było posprzątane. Zazwyczaj. Bo czasem owo „kto co” zaczyna być najważniejsze, rozgrywamy przeciwko sobie, bo zwyczajnie coś się komuś należy (obibokowi nagana, pracowitemu satysfakcja).
Czyli to dobrze czy źle? Mamy swoje motywacje wspomagać opinią, pokazywać się z jak najlepszej strony? Może sukces zależy tu od ludzi, którymi się otaczamy? To znaczy warto oglądać się na tych tylko, którzy mają te same – dobre – cele? Szukać wśród swoich jakiś sojuszników?Jednego w sumie mamy. To znaczy nie tyle jednego, co najważniejszego – Pana Jezusa. Nie odkryjemy Ameryki uznając, że żyć trzeba w Jego obecności. Przykładać własne wybory to Jego woli, zapatrywań, pragnień.
Nasze decyzje nie są być może aż tak oderwane od szerszego społecznego, wspólnotowego kontekstu, jak moglibyśmy mniemać. W tej nagonce na szukanie poklasku czasem zapominamy, że zazwyczaj równie ważne co dbać o dojrzałość własnych motywacji jest budować wokół siebie jakąś, nazwijmy to, kulturę prawości. Taką przestrzeń, że nasza wspólna wyobraźnia, wspólne myślenie, obyczaje, współdziałanie kierują się w stronę tego co wartościowe i – nie bójmy się tego powiedzieć: święte. Nie chodzi o nadpisywanie górnolotnej filozofii do prostych w sumie zasad współistnienia z ludźmi, tylko o docieranie do sedna zjawisk. A nawet niekiedy o jakieś porzucenie tej fiksacji na własnym punkcie – tego czy jesteśmy dość czyści, uduchowieni, schludni, by działać po Bożemu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek spotkał się z wiernymi na modlitwie Anioł Pański.
Symbole ŚDM – krzyż i ikona Matki Bożej Salus Populi Romani – zostały przekazane młodzieży z Korei.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.