W ognistym piecu można chwalić Boga. Na zielonych pastwiskach – schodzić na manowce grzechu.
Przyznaje, ręce mi opadają. Co jakiś czas spotykam się z pytaniami czy wręcz stwierdzeniami dotyczącymi zagrożeń duchowych, w których... No właśnie. O ducha ma chodzić, prawda? To czemu zagrożeniem dla ducha ma być to, co materialne? Ot, kolekcjonowanie figurek słoni? Albo czemu zagrożeniem dla ducha ma być rzekomo niewłaściwe w swojej formie wyrażanie wiary? Czy, na przykład, przyjmującemu wiarą i miłością Komunię może duchowo zaszkodzić to, że robi to na stojąco czy na rękę? Nie sądzę. Przeciwnie, wydaje mi się, że poważnym zagrożeniem dla ducha jest ponad to co najważniejsze – wiara, miłość – stawianie tego, co ma znaczenie najwyżej drugorzędne – postawa ciała. No bo czyż nie jest to przejaw magicznego spojrzenia na wiarę? Że najważniejsza jest postawa ciała, gest, a nie ludzkie serce, ludzka dusza? Zwłaszcza iż Kościół uczy przecież, że niegodnie przyjmuje Komunię ten, kto ma świadomość, ze popełnił grzech ciężki i się z niego nie spowiadał, a różne postawy podczas przyjmowania Komunii dopuszcza...
Wydaje mi się, że warto przypomnieć oczywistość: najpoważniejszym, a nie wiem nawet czy nie jedynym zagrożeniem duchowym dla człowieka jest grzech. Bo to grzech może spowodować, że choć wszczepieni w Chrystusa, zostaniemy od tego winnego krzewu odcięci i wyrzuceni w ogień. I chodzi tu zarówno o grzech ciężki, skutkujący nieraz całkowitym odwróceniem się od Boga, jak i te lekkie. Tak, lekkie też. I to chyba nawet bardziej, bo człowiek je lekceważy – przecież nic wielkiego się nie stało! – i staczając się w różne wady coraz mocniej się demoralizuje tak, że przestaje zauważać już w sobie nawet bardzo poważne zło.
Konkretniej? Przykazań jest dziesięć. Grzechy przeciwko każdemu z nich mają swoją specyfikę, uderzając w inną sferę ludzkiej duszy. Nietrudno zauważyć, jakim zagrożeniem duchowym dla człowieka jest sytuacja, gdy ponad Boga stawia co innego. Nawet jeśli gdy sobie nie zdaje z tego sprawy. Ot, magiczne podejście do wiary. Przekonanie, że pewne pobożne praktyki sprawią, że Bogiem można się nie przejmować. Tak można podchodzić do praktyki pierwszych piątków miesiąca, do „pompejanki” i paru innych. Czy nie jest objawem poważnego nieporządku duchowego, że w internecie wielu, i to nawet na poważnych portalach, pisze o „skutecznych” modlitwach w takiej czy innej intencji? Wystarczy zakręcić odpowiednio modlitewnym młynkiem, Bóg musi wysłuchać?
Albo często z początku niby niewinna wiara we wróżby, zabobony, noszenie amuletów i temu podobne. Albo też – z innej strony – stawianie ponad Boga jakiejś ideologii, także narodu. Widzieli to nasi dziadkowie na przykładzie hitlerowskich Niemiec, widzimy my patrząc na putinowską Rosję. Czyż to nie jest bardzo poważne zagrożenie duchowe? Ogromne. Dopadło nawet moskiewskiego patriarchę, dziś usprawiedliwiającego zbrojną napaść na inny kraj. A co powiedzieć, gdy człowiek na miejscu Boga stawia siebie? Gdy Bóg musi jak on chce? Proszę zobaczyć co się dzieje, gdy ludzie „poprawiają Boga”, poprawiają jego przykazania.. Ot, niemiecka Droga Synodalna.... Ogromne to zagrożenia duchowe.
Albo drugie przykazanie: gdy człowiekowi wydaje się, że „Gott mit uns”, „Bóg z nami” i usprawiedliwia swoje niecne postępki wola Bożą. Albo gdy – trzecie przykazanie – tak jest zapatrzony w zysk, że nie pozwala innym odpoczywać. To samo niebezpieczeństwo widać też w przykazaniu siódmym i dziesiątym: to pożądanie dóbr materialnych za wszelką cenę. Nie zagrożenie duchowe? A przecież nieraz zaczyna się niewinnie. Że przecież muszę zadbać o przyszłość swoich dzieci...
Albo czwarte przykazanie, gdy ktoś bezdusznie nie dba o bliskich. Czyż nie jest to prosta droga do zniszczenia w sobie miłości? Albo piąte przykazanie. Zostawmy morderstwa czy bicie, ale takie uderzanie w drugiego słowem, pozwalanie sobie na wyzwiska, deprecjonowanie jego wartości, ośmieszanie. Nie wielkie zagrożenie, ze człowiek stanie się kompletnym egoistą, nie przejmującym się innymi, bo on ma prawo? Przecież to prosta droga do piekła. Albo przykazanie szóste, gdy człowiek ciągle nienasycony szuka coraz mocniejszych doznań i pogrąża się w bagnie perwersji? Albo dziewiąte, gdy nie stawia jasno tamy swojemu pożądaniu? Z czasem przekonany, że mu się należy bierze nie zważając na nic, bo przecież ma prawo. A ósme? To zakłamanie, to stawianie swoich podejrzeń ponad fakty, w przekonaniu, że przecież na pewno jest jak myślę, a to inni kłamią? Nie potężne zagrożenie zadufaniem w sobie i rozwalającą wszystko pychą?
Wyraźniej jeszcze widać owo zagrożenie jakim jest grzech, gdy spojrzymy na tzw. siedem grzechów głównych. Chodzi o pychę, chciwość, nieczystość, zazdrość, nieumiarkowanie w konsumpcji, gniew i lenistwo. Człowiek ogarnięty nieposkromioną pychą będzie dążył do realizacji swoich celów nawet po trupach. Nie trzeba parzyć na Putina. Można na różnych domowych dyktatorów, nie znoszących jakichkolwiek dyskusji z żoną czy dziećmi. Podobnie może być w układach w pracy. Czyż to, że ktoś jest ogarnięty pychą choć w małym stopniu nie jest ogromnym zagrożeniem duchowym? Tak, przecież łatwo może się rozróść.
Pomińmy chciwość, nieczystość, nieumiarkowanie, bo mocno w chodzą w to, o czym mowa już było przy przykazaniach. Ale taka zazdrość: czy ktoś, kto nad sobą w tym względzie nie pracuje, nie naraża się na to, że niebawem stanie się człowiekiem, który bez zahamowań będzie kopał pod innymi, bo on musi być najlepszy i mieć najlepsze? Czy jad chorej zazdrości o męża nie potrafi zniszczyć miłości? Ogromne zagrożenie. Albo gniew: kiedy mnie nie słuchają, gdy nie mogę postawić na swoim, to zniszczę. Nie straszne to? Ot, taki „potopowy” Kmicic „puszczający kura po zaściankach”... A lenistwo? Ogarnięty nim pomoże, gdy trzeba by się było wysilić? Albo będzie czekał, aż zrobią inni? Czy zbawienie takiego człowieka nie jest zagrożone, skoro widział Jezusa głodnym, spragnionym, nagim w więzieniu czy przybyszem, a nic nie zrobił?
I o to właśnie chodzi. To grzech jest najpoważniejszym jeśli nawet nie jedynym zagrożeniem duchowym dla człowieka. To, co jest na zewnątrz, wszystko to, czym możemy nasiąknąć nie ma znaczenia, jeśli nie zmienia naszej duszy. Staje się niebezpieczne, gdy człowieka nasiąka. Ale to ciągle będzie związane z grzechem, nie będzie się działo poza wolą człowieka. Ot, otaczania się ezoteryką. Przecież tu nie chodzi o to, że ona wokół człowieka jest, ale o to, że człowiek tego szuka, tego chce. Człowiek wierzący nie musi się wyprowadzać z domu dlatego, że obok zamieszkała wróżka. Prawdziwym zagrożeniem byłoby, gdyby sam zaczął u niej szukać „wróżkowych” porad (bo jak nie ma zegarka, to o godzinę może ją spytać)...
Naprawdę warto tak na sprawy patrzyć. Codziennie modlimy się „zbaw nas ode złego”. Ta prośba na pewno jest przez Boga słuchana. Nic nam nie grozi, jeśli szczerze w Niego wierzymy, w nim pokładamy nasze nadzieje i mocno Go kochamy. Ale jeśli odrzucając Jego wymagania grzeszymy, nic dziwnego, że zapadamy się w bagno zła coraz głębiej...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.