Skąd oni w ogóle biorą takie fantastyczne historie?! Niektóre przywoływane wzorce wydają się tak oderwane od naszej codzienności, że – przyznajmy – przesuwają się w sferę niemalże fantastyczną. Tak jakby wróg musiał być zawsze kimś czyhającym w mrokach okopów na nasze życie. A przecież myśmy w większości wojny nie widzieli na oczy!
Przykład z niedzielnego kazania, wysłuchany wśród zimna, zacinającego deszczu i wichury w tle, gdzieś w Polsce zachodniej: błogosławiony Izydor powieszony na haku w wędzarni kauczuku. Można podziwiać erudycję i rozległość horyzontów kaznodziei, ale i jakaś niechęć nieprzystojna mnie ogarnia. Bo niby jak się, przy najlepszych chęciach, na kimś takim wzorować?! Co to znaczy chociażby, że „podczas pracy nie rozstawał się z różańcem”? Nie każdą czynność da się w ten sposób dzisiaj wykonywać, dawniej chyba też. A już zasada wierności wierze i miłości nieprzyjaciół odpływa mimochodem w jakąś przestrzeń zupełnie dla nas nierealną…
Czy przykładem okiełznania egoizmu ma być ten zwyczajowy pukający do drzwi żebrak czy bezdomny, którym w realnym świecie nie da się pomóc jednym noclegiem czy hojnym datkiem? A dlaczego nie nasz stary znajomy, który notorycznie prosi o podwózkę? I dlaczego próbować naszą życzliwość dla bliźniego musi zawsze alkoholik, a nie na przykład współsiostra, w śpiewie irytująco przeciągająca samogłoski?
Czy my w ogóle słyszymy sami siebie? Gdyby tak chcieć wyciągnąć wnioski z naszych pełnych dobrych chęci wypowiedzi, obawiam się, że niewiele by tam było logiki i zdrowego rozsądku, a i niejedna herezja by się znalazła. Nawet jeśli zdrowy rozsądek to nie wszystko, to przecież jakaś ociupina każdemu by się przydała.
Owszem, święci i błogosławieni mają naprawdę powikłane życiorysy – to najprawdziwsza prawda. Od lewa do prawa, w górę i w dół, wszystkie stany, charaktery, profesje. Jednak czy nie uchybia im czasem ta nasza ugrzeczniona łatwość uogólnień? Sprowadzanie ich do zgrabnego obrazka? To są przecież rzeczywiści ludzie – istnieli naprawdę, zmagali się z życiem w konkretnych warunkach, w konkretnym miejscu i czasie. Anegdoty, opowieści, przykłady – tak. Tyle że – tak oni, jak i my – nie zostaliśmy wytłoczeni przez Boga z jednej sztancy… Na co nam wzory i wzorce, skoro wraz z kunsztownością wypowiedzi odpływa w niebyt to, co mamy naśladować? Słuchając i czytając, czujemy się jakby zmanipulowani, a nie wsparci. Jak mniemam, nie tylko mnie rażą te naciągane opowieści „z życia wzięte”…
Błogosławiony Izydorze Bakanja, który umiałeś dochować wierności Bogu, głosić Ewangelię, przebaczyć wrogowi, wstawiaj się za nami – abyśmy byli prawdziwi, po Bożemu żyjący, ludzcy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W przeszłości kościół często bywał zamknięty. Teraz pozostaje otwarty przez cały dzień.
Ale wielu księży jest przemęczonych obowiązkami, które się na nich nakłada
Nauka patrzy na poczęte dziecko inaczej niż na zlepek komórek.