Świat się zmienia. Ale pamiętajmy, że prócz ludzkich kalkulacji jest jeszcze Ten, który delikatną interwencja może zmienić wszystko.
Oj, nagromadziło się w świecie różnych i różnistych napięć. Wyłoniony po drugiej wojnie światowej, a potem zredefiniowany po przemianach roku 89 porządek świata wyraźnie się kruszy. Coraz wyraźniej obserwujemy, jak kolejne kraje różnymi działaniami próbują istniejący od dziesięcioleci układ rozmontować i znaleźć w nowym lepsze dla siebie miejsce. Widzimy broniące status quo Stany Zjednoczone i Starą Europę, widzimy aspirujące do odgrywania większej roli w świecie Rosję i Chiny, a do tego wiele różnych bardziej lokalnych ambicji. Ot na przykład Turcja, Arabia Saudyjska, Iran. W samej Unii Europejskiej nie sposób nie zauważyć dążenia wielkich do wzmocnienia swojej hegemonii, bez oglądania się na pozostałych, a często wręcz ich kosztem. Ku czemu to zmierza?
Dziś trudno powiedzieć, jak wyglądać będzie światowy ład za, powiedzmy, 10, 20 lat. Warto jednak zwrócić uwagę, że ten, który istniał do tej pory, niekoniecznie można uznać za najlepszy i najsprawiedliwszy z możliwych. Długo by pisać o gospodarczym wyzysku biednych przez bogatych, nie liczącym się z ludzkim życiem bronieniu własnych interesów z powoływaniem się na „bezpieczeństwo narodowe” tysiące kilometrów od granic własnego kraju, o handlu bronią, inspirowaniu niepokojów, zamachów czy nawet wojen, narzucaniu własnego systemu wartości i wielu, wielu innych. Zresztą jako Polacy w pewnej mierze na własnej skórze odczuwamy, jak to wszystko działa.
Czy ten nowy światowy ład, który wyłoni się za tych kilkanaście, kilkadziesiąt lat będzie lepszy, sprawiedliwszy? Patrząc po ludzku, wątpię. Ale nieprawdą jest, że mamy do wyboru świat wolności prawości, sprawiedliwości i uczciwości z jednej, a w najgorszym wydaniu barbarzyństwo i tyranię z drugiej.
Napisałem, że patrząc po ludzki wątpię. Próbując patrzeć po Bożemu.... No, niestety nie mam oczu Boga ani Jego przenikliwości. Ale na tyle na ile trochę, jako wierzący, znam myślenie Boże... Wydaje mi się, że Pan Bóg być może już trochę zniecierpliwił się tym naszym zadufanym w sobie nieliczeniem się z Nim. Tym powtarzanym w kółko słowem i działaniem twierdzeniem, że nie jest On dziś do niczego człowiekowi potrzebny. Że my sami; sami zapewnimy sobie szczęście i pomyślność. Mocnym sygnałem jak złudne to przekonanie jest cały czas pandemia, z wszystkimi swoimi zwrotami. Ta niepewność, jaka rodzi się z sytuacji w świecie polityki, powinna nam to dodatkowo uprzytomnić. Niestety, świat, świat zachodu, na razie się nie reformuje. Wręcz przeciwnie: wydaje się, że czas pandemii stał się czasem przyspieszenia procesów odrzucania Boga i pogardy dla Jego prawa. Dzieje się tak nawet w Kościele. Może trzeba nam mocniejszego wstrząsu, byśmy, jako społeczeństwa, swoje postawy przewartościowali?
Napisałem „jako społeczeństwa”. Bo na mniejsza skalę, w wymiarze indywidualnym coś dobrego jednak się dzieje. Rozmawiałem z kapelanem szpitalnym. Twierdził (bez podawania szczegółów oczywiście), że doświadczenie pandemii dla sporej liczby osób staje się okazją do powrotu do Boga. Nie był zresztą pierwszym księdzem, który w rozmowie ze mną coś takiego zauważył. Może faktycznie już coś zaczyna się zmieniać na lepsze, tylko na razie dokonuje się w skrytości i dopiero za jakiś czas wypłynie na wierzch? Mówi się też, że młodzi odchodzą od Kościoła. I to prawda. Ale w tych niewielu rozmowach z młodymi, jakie miałem w ostatnim czasie okazję przeprowadzić, zauważyłem wieli głód dobra, prawdy i uczciwości. Czy nie jest to dobry grunt pod zasiew wiary? Czy nie jest tak, że Bóg już przygotowuje nowe, znacznie lepsze, niż to oczekiwane przez tkwienie w starych koleinach?
Bóg jest najlepszym reżyserem życia zarówno pojedynczego człowieka jak i całych społeczeństw. Bojąc się co to będzie ufajmy, że On trzyma rękę na pulsie. I gdy my odkryliśmy własną bezradność, On zaczął mocniej działać. Tyle że nie działa według naszych schematów i oczekiwań.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.