Ubóstwo, wojny, krzywdy, epidemie to w tym kraju powszechne doświadczenia.
W Liberii trzeba przede wszystkim ratować ludzi – uważa ks. Lorenzo Snider. Misjonarz przypomina, że kraj został mocno dotknięty epidemią Eboli i koronawirusa. 83 proc. mieszkańców żyje poniżej granicy ubóstwa, służba zdrowia praktycznie nie istnieje. Ludzie pracujący na roli od rana do nocy zarabiają dziennie równowartość 6 złotych. Jednym z wyzwań jest także walka o sprawiedliwość. Odpowiedzialni za krwawe mordy podczas wojny domowej nie stanęli dotąd przed sądem.
Wojna domowa trwała w Liberii jedenaście lat. Zginęło w niej 250 tys. ludzi a miliony straciły domy i dorobek całego życia. Prawie wszyscy urodzeni przed 2003 r. mają za sobą doświadczenie przebywania w obozach dla uchodźców. Do tego ludzie są wyczerpani epidemiami. „Jednym z głównych zadań Kościoła jest obecnie towarzyszenie im w cierpieniu i walka z ubóstwem” – wyjaśnia ks. Snider, od niedawna pracujący w miasteczku Foya, w północno-zachodniej części kraju.
W tym regionie ewangelizacja była prowadzona głównie przez protestantów. Katolicy przybyli niedawno, na krótko przed wojną domową, dlatego brakuje księży. W diecezji Gbamga, która stanowi 30 proc. terytorium Liberii, jest ich zaledwie ośmiu. Parafie prowadzone są głównie przez świeckich katechistów. Dbają nie tylko o stan budynków, ale także o duszpasterstwo i przygotowanie dzieci do sakramentów. „To głównie młodzi ludzie. Na nich opiera się dzisiaj liberyjski Kościół” – wyjaśnia ks. Snider.
Młodzi są siłą tego Kościoła
„Zachęcamy młodzież do wspólnego działania, aby jeszcze skuteczniej pracowała dla dobra kraju. Młodzi są tutaj siłą napędową społeczeństwa i Kościoła. W Liberii stanowią większość populacji. Mam w mojej parafii grupę ponad 60 młodych wolontariuszy, którzy zdecydowali się jeden w dzień w tygodniu poświęcić na pomoc osobom, które są w gorszej sytuacji niż oni – powiedział papieskiej rozgłośni ks. Lorenzo Snider. – Od roku wspólnie pomagamy w budowie szkoły w jednej z wiosek położonych głęboko w lesie, blisko granicy. To konkretny przykład czym się tutaj zajmujemy. Jest tam mnóstwo dzieci, które inaczej nie miałyby żadnego dostępu do edukacji. Nasza pomoc polega na noszeniu worków z piaskiem potrzebnych do budowy. Trzeba pokonać kilka kilometrów polnymi drogami, które nie są dostępne dla samochodów.“
"Franciszek jest przytomny, ale bardziej cierpiał niż poprzedniego dnia."
„Co pomogło mi stawić opór? To proste: Bóg” mówi ojciec Bohdan Heleta, redemptorysta.