Patrzę na zdjęcia i filmowy zapis ostatnich wydarzeń w Afganistanie. A równocześnie mam w pamięci inne, podobne sytuacje.
„A módlcie się, żeby ucieczka wasza nie wypadła w zimie albo w szabat. Będzie bowiem wówczas wielki ucisk, jakiego nie było od początku świata aż dotąd i nigdy nie będzie” (Mt 24,20n). To dwa zdania Jezusowego proroctwa o zburzeniu świątyni i całej Jerozolimy, o strasznej wojnie i dramatycznej ucieczce nie wiadomo dokąd i nie wiadomo, czy to ratunek, czy tylko próżna szamotanina. To było dwa tysiące lat temu i wcale nie po raz pierwszy. Ludzie uciekają od tysięcy lat. Zostawmy na boku skojarzenia narodowe bądź plemienne, uwarunkowania polityczne, możliwe w swoim czasie techniki walki, uśmiercania i ucieczki. Zostaje wciąż taka sama tragedia tysięcy niewinnych ludzi. Tych, którzy usiłują uratować siebie, swoje kobiety i swoje dzieci. I te ledwo co narodzone. A dzieci przychodzą na świat także w czas ucieczki…
Patrzę na zdjęcia i filmowy zapis ostatnich wydarzeń w Afganistanie. A równocześnie mam w pamięci kronikarską relację ks. Peikerta, proboszcza z Görlitz-Ost (dzisiejszy Zgorzelec). Rok 1945. Dotychczasowi mieszkańcy Śląska w popłochu uciekają przed sowiecką armią. Jest morderczy mróz, panuje zabójczy głód i paraliżujący strach. Jest w zapiskach wstrząsający fragment o kościele wypełnionym na wysokość gdzieś metra ciałami dzieci, które nie przetrzymały głodu, zimna, chorób… Przenoszę oczy na ekran telewizora, ogromny transportowy samolot kołuje na kabulskim lotnisku. Potwornej wielkości maszyna oblepiona ludźmi jak mrówkami. Odpadają, silniejsi utrzymują się, chwilę potem nie ma już jak „wysiąść”. Sypią się na beton. Szczęście mają ci z wysokości kilku metrów, mogą przeżyć, ale ten? Leci z wysokości unoszącego się samolotu, szans nie ma żadnych. A może właśnie otrzymał ostatnią szansę, by go nie dopadli Talibowie?…
Minęli Görlitz, mówię o matce mojego kolegi, który miał wtedy roczek, było rodzeństwo, jakiś tam wózek i beznadziejna droga na zachód. Kobieta z malcami dotarła aż w okolice Monachium. Bohaterka. Jedna z bardzo wielu. Za ileś miesięcy mogła wrócić. Do czego i do kogo? Wróciła. Męża nie było, wojna… Ślązacy? Niemcy? Ja Polak w trzy miesiące po przyjściu na świat, tej samej zimy roku 1945 też swoją ucieczkę miałem. I Mamę, bohaterkę. Ale zostawmy w tej chwili te nasze, niepokojące, czasem podświadome, szufladki. Tu Niemcy, tu Rosjanie, tu Ukraińcy, tu Polacy… itd.
Ludzie. To wszystko cierpiący ludzie i drudzy na bestie przerobieni… Też ludzie? Gdzie i jaka jest więc prawda o człowieku? Wydaje się, jestem pewien, że człowiek zostawiony swoim odruchom i instynktom, zostający pod wpływem ideologii jakiegokolwiek bestialskiego systemu, nieuchronnie wpasowuje się w ową nieludzką machinę. Tak to działało na europejskiej scenie historii od lat prawie stu. Dawniej także. Tak to działa w Korei, w Afganistanie. W tym ostatnim o tyle drastyczniej, że tak po prawdzie nie ma „narodu afgańskiego”. Są klany, plemiona, szczepy. Z własnymi językami i tradycjami. Nawet religia muzułmańska ich nie jednoczy, bo jej wyznawcy podzieleni są na dwa, a w istocie na więcej odłamów.
Łupem wojennym są także ludzie. W odległych czasach i w minionej kulturze materialnej ów ludzki łup był traktowany różnie. Często jako niewolna i bardzo tania siła robocza – na roli, w winnicach, w domowym gospodarstwie. Bywało, że młode kobiety i młodziutkie dziewczęta stawały się żonami zwycięzców. Słowo „żona” miało jednak inne niż nasze rozumienie; i chyba nic się nie zmieniło. W krajach takich jak Afganistan, w czas wojny, to słowo jest kłamstwem straszliwym. Taka „upolowana” dwunastolatka staje się seksualną zabawką wojownika, któremu przypadła przy podziale łupów. Strasznie brzmi to ostatnie zdanie… A jak zabawka się znudzi, albo jest uparta, to zawsze można… – Taki jest ten świat. Dramatem to, że w żaden sposób pomóc nie możemy.
A jeśli zastukają do naszych granic uciekinierzy? Już stukają. A pokonali tysiące kilometrów. Widocznie dużo wcześniej swój exodus zaczęli. A może to są uciekinierzy na zamówienie? Polityczne oczywiście. Wpuścić? I co dalej, Polsko, Europo? Już to przerabialiśmy i, niestety, ocena niedostateczna. Nie dziwię się, że politycy w tym miejscu zaczynają się jąkać. Ale to sprawy nie rozwiąże. Bo wciąż, od tysięcy lat uciekają.
„A módlcie się, żeby ucieczka wasza nie wypadła w zimie albo w szabat. Będzie bowiem wówczas wielki ucisk, jakiego nie było od początku świata aż dotąd i nigdy nie będzie” – powtarzam słowa Jezusa. Na czas takich dramatów poleca nam modlitwę. Obyśmy przynajmniej tej Jezusowej rady posłuchali. Jeśli nam, póki co, nic na taką miarę nie grozi, niech to będzie modlitwa za sponiewieranych i za tych, którzy mogliby ich doli ulżyć, a nie potrafią i nie bardzo chcą palcem ruszyć. I mówią: „to było nieuniknione”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.