Powątpiewanie, niedowiarstwo i wreszcie lekceważenie – a w tle rodzinne miasto... Gorzej już chyba być nie mogło.
W naszym ojczystym języku z „lekceważeniem” jest tak: chodzi o traktowanie kogoś lub czegoś bez dostatecznej uwagi, pogardliwie, bez szacunku albo nieprzywiązywanie wagi do czegoś. Bardzo wyraźnie widać tę postawę patrząc na ewangeliczne spotkanie Jezusa, który „wszedł między lud ukochany dzieląc z nim trudy i znoje” i owego ludu, m.in. ziomków z rodzinnego Nazaretu. Ale żeby nie patrzeć jedynie wstecz i nie oglądać się ciągle za siebie, wystarczy – choćby przy okazji wakacyjnych wędrówek – spojrzeć na zachowanie wielu uczniów Jezusa, którzy przychodzą do świątyni. Chodzi tu nie tylko o dobry smak, ale także o temperaturę naszej wiary.
Przed wejściem do wielu kościołów znajdują się tabliczki informacyjne, na których pojawiają się opisy bądź symbole „niestosowności”, od których warto się powstrzymać jeszcze przed przekroczeniem progu świątyni. Chodzi nie tylko o godny świątyni strój, aby okazać szacunek Stwórcy i innym, ale również o dobre maniery, jak brak konsumpcji cukierków czy gumy do żucia, wyłączenie smartfonu czy niewprowadzanie ulubionych zwierząt. W kościele ustają obowiązki towarzyskie, jak np. ukłony, powitania, ale za to są ważne gesty, jak przyklęknięcie w czasie przechodzenia przed Najświętszym Sakramentem czy dbałe wykonanie znaku krzyża, pozbawione formy „magicznego zygzaka”. Warto też zachować ciszę, aby owocnie spotkać się z Bogiem i nie modlić się zbyt głośno, aby nie zagłuszać innych.
Te proste mogłoby się wydawać przypomnienia powinny być czytelne dla przeciętnego człowieka. I na nic tu nie przyda się tu odmieniane przez wszystkie przypadki słowo tolerancja. Nie pasuje zupełnie do kontekstu. Jednak schody zaczynają się wówczas, gdy ów wchodzący do świątyni, wychowany według wzorców „cywilizacji bezstresowej” pretenduje do roli „luzaka”, dla którego tego typu zasady są przestarzałe, niedzisiejsze. Gorzej, jak jest to dorosły, który uważa, że komu jak komu, ale jemu i jego dzieciom to nikt uwagi zwracał nie będzie. Stąd dochodzi nieraz do sytuacji zarówno groteskowych, jak i – delikatnie rzecz ujmując – niestosownych. Dzieci urządzają sobie w kościele plac zabaw albo tor wyścigowy, zdarza się, że wchodzą do prezbiterium, albo znikają pod ołtarzem, na co niektórzy rodzice wydają się nie zwracać uwagi. Co więcej, nagradzają swoje pociechy.
Co ciekawsze, większość odwiedzających kościoły – czy przy okazji wakacyjnych wędrówek czy uczestnictwa w zgromadzeniach eucharystycznych – ma za sobą lata katechez, kazań, napomnień, lektur, kongresów eucharystycznych czy wytycznych Kościoła. Pytanie: czemu miała służyć ta edukacja? Oczywiście kształtowaniu wiary, ale też uczeniu właściwych wzorców, pewnej jednolitości postaw, a nie byciu quasi oryginalnym za wszelką cenę i na siłę. Chodzi więc o to, aby nasze zachowanie wypływało z autentycznego przeżywania i rozumienia wiary, modlitwy i liturgii.
Owo lekceważenie bierze się m.in. z faktu niezrozumienia swojego miejsca i roli we wspólnocie wierzących. Nie można przecież czuć się w kościele jak dyrektor czy prezes wielkiej międzynarodowej korporacji, bo do Kogoś Najważniejszego to my przychodzimy. Te pozornie tylko drobne elementy i szczegóły kultury religijnej mogą nam samym i bliźnim ułatwiać bądź utrudniać kontakt z Bogiem, znacznie wpływając na tworzenie klimatu podczas krótkiej wizyty w kościele czy sprawowania Najświętszej Ofiary.
Jezus był lekceważony w Nazarecie z powodu niezrozumienia, niedowiarstwa… ta lista wydłużyła się przez wieki, aż do dziś. Pośpiech, niedbalstwo o życie codzienne wpływa też na zachwiane relacje z Jezusem, który jako „najpiękniejszy z synów ludzkich” domaga się od swoich wyznawców chwały, czci, hołdu i uwielbienia. A to z kolei ma wpływ na wzajemne, międzyludzkie relacje – lekceważenie Boga prowadzi do pogardy wobec człowieka. Wtedy takie deklaratywne chrześcijaństwo nie ma praktycznego wpływu na naszą codzienność. I zamiast zachwytu: „jak oni się miłują”, ludzie patrząc na „napompowanych katolików”, dla których słowa: miłość wzajemna, przebaczenie, etyka zawodowa, moralność, troska o potrzebujących giną w hałasie codzienności, stwierdzają: „zobaczcie, jak oni się nienawidzą”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.