Najczęściej na jednym ustępstwie się nie kończy. Zgodziłeś się na jedno i drugie, czemu nie na dziesiąte?
Połowa kwietnia, epidemii w Polsce dzień 407. Ciągle wielu chorych, wielu umierających, ale z racji ilości tych, którzy przechorowali (przetestowani czy nie) i tych, którzy się zaszczepili, wszystko zdaje się już zmierzać ku końcowi. O ile nie nastąpi oczywiście jakiś nagły zwrot – pojawienie się nowej, groźniejszej i odpornej na obecnie stosowane szczepionki mutacji wirusa albo – co też możliwe – jakieś inne zabijające ludzi paskudztwo. Niestety, wraz z początkiem końca epidemii pojawia się też pomysł może tylko głupi, a może, jeśli wynikający z wyrachowania, wręcz niebezpieczny. No, i może nie tyle pojawia się, co wraca po miesiącach dekowania się. Pomysł tak zwanych paszportów kowidowych.
Chodzi przede wszystkim ułatwienie możliwości podróżowania po Europie, a później po świecie tym, którzy – uwaga – kowida przechorowali, są podwójnie zaszczepieni albo mają negatywny test (pewnie najświeższej daty) na obecność koronawirusa. To już spory postęp. Wcześniej głośno mówiono tylko o zaszczepionych, być może uznając, że jest oczywistym, iż ma to dotyczyć także tych, którzy przechorowali. W Polsce to ogromna grupa około 2,2 mln osób. Ale niekoniecznie tylko o podróże chodzi. Ciągle patrzy się na wzorce z niektórych krajów, gdzie tylko mający taki „paszport” czy ”certyfikat” mogą pójść do kina, na koncert czy na stadion. I tu robi się już bardziej nieprzyjemnie.
Nie chodzi tylko o to – na co zwraca ponoć uwagę nasz premier – że do 25 czerwca, czyli dnia w którym miałyby wejść w życie owe rozwiązania, wielu ludzi nie z własnej woli nie zdąży się podwójnie zaszczepić. Przede wszystkim chodzi o niebezpieczny precedens: uzależnienie praw obywatelskich od tego, czy ktoś się zaszczepił czy nie. Jak zwrócił uwagę jeden z naszych państwowych urzędników, takie rozwiązanie narusza podstawowe ludzkie prawa. Czy powinniśmy się na coś takiego godzić? Kto zagwarantuje, że rozwiązanie dziś nadzwyczajne, wkrótce nie stanie się normą? Może ktoś po prostu cynicznie nas testuje ilu swoich praw, za ułudę bezpieczeństwa, jesteśmy gotowi się zrzec? To przecież nie pierwszy taki przypadek. Wszechobecną możliwość podglądania tego, co robią obywatele – z kim rozmawiają przez telefon, przez komunikatory, jakie strony odwiedzają – już mamy. W imię naszego bezpieczeństwa oczywiście.
Uzależnienie prawa do uczestnictwa w życiu publicznym od zgody na szczepienie uważam za niebezpieczny precedens mogący wzmocnić zapędy totalitarne rządzących dziś światem. Tak, nie inaczej patrzę też na wiązanie szczepień z możliwością przyjęcia do żłobka czy przedszkola. Może ktoś ceni swoje bezpieczeństwo i święty spokój bardziej niż wolność. Ja takim spolegliwym niewolnikiem być nie chcę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.