Zdaniem Jałmużnika Papieskiego, spieszącemu w imieniu Ojca Świętego z pomocą osobom dotkniętym lub narażonym na zarażenie COVID-19, wirus uczy wielkiej pokory. Nie ma względu na osoby, na żadne godności i tytuły, może zaatakować każdego bez wyjątku. Pokazuje, że nasze życie i przetrwanie w warunkach pandemii nie do końca zależy od nas samych.
Kard. Krajewski udzielił wypowiedzi Radiu Watykańskiemu na temat swojego osobistego zmagania z koronawirusem, którym był również zakażony.
- Spędziłem prawie jedenaście dni w szpitalu. Czułem się całkowicie bezbronny. To drugi człowiek decyduje o przebiegu terapii, jakie działania zostaną podjęte. W przypadku tego wirusa nikt nie jest niczego pewien, nawet lekarze. Nigdy nie wiadomo, jak rozwinie się on u danego człowieka. Przyszli po mnie ci w gorszym stanie niż ja i wyszli. Przyszli ci, którzy byli w bardzo dobrym stanie i dzisiaj modlimy się za nich, bo już ich nie ma. To zatrzymanie życia jest nam bardzo potrzebne, bo zaczynamy myśleć o latach przeżytych, robimy rachunek sumienia. Ja wyciągnąłem na nowo swój testament. Postarałem się uwspółcześnić go do sytuacji, jaka jest dzisiaj. Zdajemy sobie wtedy sprawę ze znaczenia przyjaźni innych ludzi, która jest nam okazywana w chorobie, ale przede wszystkim przychodzi refleksja, że nasze życie nie zależy od nas, że ono naprawdę znajduje się w rękach Boga – podkreślił kard. Krajewski.
– Są ci, którzy bardzo młodo umierają i nie wiemy, dlaczego, a ci, którzy są starsi, nie mogą umrzeć, a chcieliby, bo już tak bardzo cierpią. To jest jedna wielka tajemnica, do której zbliżamy się przez tego ohydnego wirusa, który atakuje jak złodziej, znienacka i jeśli w odpowiednim momencie do zakażonego nie dotrze pomoc, to odchodzi - dodał.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).