„Nasz Dziennik” zarzucił części mediów, a także niektórym instytucjom kościelnym zmanipulowanie wypowiedzi o. Rydzyka i wykorzystanie jej do „uderzenia w Radio Maryja i Kościół”. Czy słusznie?
W środę 9 grudnia w „Naszym Dzienniku” ukazał się artykuł „Medialne kamienowanie”. Sprawa dotyczy wypowiedzi dyrektora Radia Maryja wygłoszonej podczas Mszy św. sprawowanej w sobotę w Toruniu z okazji przypadającej 29. rocznicy rozgłośni. O. Tadeusz Rydzyk wspomniał w niej o bp. Edwardzie Janiaku, byłym ordynariuszu kaliskim, wobec którego toczy się postępowanie w sprawie sygnalizowanych zaniedbań odnośnie do oskarżeń o nadużycia seksualne niektórych duchownych. „To jest współczesny męczennik... mediów. Media to zrobiły” - mówił redemptorysta. W kolejnych słowach odniósł się także do filmu braci Sekielskich „Zabawa w chowanego”, którego bohaterem jest bp Janiak. „A teraz zwłaszcza te filmy... te filmidła. I jeszcze nazywają to niektórzy »dokument«. To jest manipulacja, bo to nie jest żaden dokument. To jest oszczerstwo (...). Nie dajmy się. I w Kościele się nie dajmy. To, że ksiądz zgrzeszył? No, zgrzeszył, a kto nie ma pokus? Niech się pokaże”.
Czytaj również: "Męczennicy" i ofiary
Te słowa dyrektora katolickiej rozgłośni wzbudziły ogromne kontrowersje i oburzenie w wielu środowiskach. Abp Wojciech Polak wezwał prowincjała redemptorystów do reakcji na słowa o. Rydzyka. Krytycznie do wypowiedzi toruńskiego redemptorysty odniósł się Dyrektor Centrum Ochrony Dziecka przy Akademii Ignatianum o. Adam Żak. Także Administrator Apostolski Diecezji Kaliskiej abp Grzegorz Ryś przeprosił wszystkich, których dotknęła ta wypowiedź. „Bagatelizowanie grzechu, a jeszcze bardziej jego konsekwencji w życiu osób poszkodowanych, nie ma nic wspólnego z drogą Ewangelii” - napisał abp Ryś.
Wreszcie głos zabrał sam o. Rydzyk, oficjalnie przepraszając za swoją wypowiedź. „W mojej wypowiedzi odnosiłem się do atmosfery medialnej, która ferując przedwczesne wyroki utrudnia właściwym organom rzeczowe zbadanie problemu, dogłębne wyjaśnienie jego przyczyn, aby ofiary mogły otrzymać niezbędne zadośćuczynienie, a Kościół - również zraniony takimi czynami - środki zaradcze na przyszłość. Zdaję sobie sprawę, iż moje spontanicznie wypowiedziane słowa zostały inaczej zrozumiane i boleśnie dotknęły wiele osób. Przepraszam, iż tak się stało. Nie było to moim zamiarem”.
Na tym sprawa mogłaby się zakończyć. Jednak „Nasz Dziennik” podjął temat na nowo, publikując obszerny artykuł, a także komentarz („Zasadzka na sprawiedliwego”) oraz rozmowę z Sebastianem Karczewskim, autorem książki „Pedofilią w Kościół”, znanym z oskarżeń wobec niektórych biskupów o fabrykowanie (!) dowodów w sprawie pedofilii księży. Dziennik w dodatku zarzucił części mediów, a także niektórym instytucjom kościelnym zmanipulowanie wypowiedzi o. Rydzyka i wykorzystanie jej do „uderzenia w Radio Maryja i Kościół”.
„Dlaczego w kolejnej wściekłej nagonce przeciwko Radiu Maryja pomagają niektórzy ludzie Kościoła - pisze Małgorzata Rutkowska. - Dlaczego występując jako »pożyteczni idioci« szargają dyrektora katolickiej rozgłośni?”. Zaś Karczewski odpowiada, że medialna technika stosowania kłamstw „była podstawą budowania machiny propagandowej Josepha Goebbelsa w nazistowskich Niemczech”.
Po przeczytaniu tych tekstów, zrodziły się we mnie takie wnioski:
1. Osoba publiczna, jaką niewątpliwie jest dyrektor Radia Maryja, występując publicznie, musi liczyć się z krytyką i oceną swoich wypowiedzi. Jeśli więc w swoim wystąpieniu (które na obecną chwilę ma już ponad 80 tys. wyświetleń na YT), porusza tematy budzące silne emocje, to obrażanie się za to, że ktoś ośmielił się medialnie oburzyć czy wykazać absurdalność wypowiedzianych słów, jest po prostu niepoważne.
2. „W żaden sposób nie miałem zamiaru krytykować ani tym bardziej podważać decyzji Ojca Świętego wobec toczącej się sprawy ks. bpa Edwarda Janiaka” - napisał w oświadczeniu o. Rydzyk. Zgadzam się, że zgodnie z prawem, zwykłą ludzką przyzwoitością i chrześcijańską miłością bliźniego nie wolno nikogo skazywać, dopóki nie zostanie udowodniona wina. Jednak zasada ta działa także w drugą stronę - źle jest kanonizować kogoś, wobec którego ciągle toczy się postępowanie wyjaśniające tak poważne zarzuty. Nazywanie więc byłego biskupa kaliskiego „współczesnym męczennikiem” (to określenie dyrektor Radia Maryja podtrzymał raz jeszcze w wywiadzie dla „Naszego Dziennika”, opublikowanym 8 grudnia) jest mocnym nadużyciem i deprecjonowaniem prawdziwego męczeństwa, rozumianego jako oddanie życia za Chrystusa i drugiego człowieka. Wreszcie, dopóki konkretny biskup, kapłan czy przedstawiciel jakiejkolwiek innej profesji, nie zostanie oczyszczony z zarzutów tuszowania pedofilii wśród swoich podwładnych, wyniesienie go do rangi męczennika jest spotęgowaniem cierpienia ofiar. Powtarzam: jest jak plunięcie im w twarz.
3. O. Rydzyk tłumaczył w oświadczeniu, że nie miał zamiaru „w żaden sposób rozmywać trawiącego (Kościół) dramatu grzechu i przestępstwa pedofilii”, a słowa „To, że ksiądz zgrzeszył? No, zgrzeszył, a kto nie ma pokus?” nie odnoszą się do grzechu pedofilii, ale ogólnie do grzesznej kondycji każdego człowieka. Jednak taka wypowiedź, w bliskości tej wcześniejszej o bp. Janiaku, którego sprawa o zaniedbanie spraw związanych z przestępstwem pedofilii wśród podlegających mu duchownych cały czas jest badana, wywołała jednoznaczne skojarzenia i zrozumiałe oburzenie w wielu środowiskach - począwszy od osób skrzywdzonych, po hierarchów Kościoła. I trudno jest uwierzyć, że człowiek, który od trzech dekad mocno „siedzi” w rzeczywistości medialnej, nie zna mechanizmów rządzących przestrzenią publiczną, gdzie każde słowo powinno być rozważnie wypowiadane. Nie mówiąc już o tak delikatnej i bolesnej sferze.
4. I na koniec. Nie ma we mnie zgody na sytuację, gdy nieprawdopodobny dramat konkretnych ludzi, skrzywdzonych przez niektórych duchownych - przez grzech pedofilii albo tuszowanie tych grzechów - zostaje sprowadzony do problemu ataków na Kościół. O. Rydzyk i Radio Maryja wywołali nas do tablicy. Nas, czyli tych, dla których Kościół nie jest i nie będzie obojętny; którzy w Kościele widzą swój dom, miejsce obecności Ojca i którym zależy na przyprowadzaniu braci do Kościoła, a nie patrzeniu, jak z niego odchodzą.
Zobacz Antywirus:
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.