Gdzie w Kościele jest butla z tlenem?
Od powietrza, głodu, ognia i wojny… Od dłuższego już czasu rozbrzmiewa ten śpiew w naszych świątyniach. Wybaw nas, Panie… Wiemy, wierzymy, że wszystkie nasze ludzkie środki ostrożności są ważne. Ale też wiemy, że potrzebujemy Kogoś, kto przeprowadzi nas przez epidemię mocną ręką. A jeżeli przyjdzie czas, to i na drugą stronę. Do miejsca, gdzie zacznie się prawdziwe życie.
Mało o tym myślimy, rzadko. Z lękiem. Bardziej mając nadzieję na pozostanie tu. Od nadziei poza widnokrąg uciekamy. Czyżbyśmy zostali zawirusowani czymś, co atakuje nie tylko płuca? Także serce, duszę?
Od powietrza… Kiedyś mówiło się „morowe powietrze”. Dziś jest covidowe. Wdziera się nie wiadomo jak i którędy do naszych domów. Ale i do serc, do Kościoła. Czekamy na szczepionkę. A póki jej nie ma? Najważniejszy jest tlen.
Nie tylko covid leczony jest tlenem. Także różnego rodzaju gangreny, martwice. Gdzie wydawać by się mogło poza amputacją już nic nie pomoże, tam cuda czyni terapia tlenowa. Butla z tym życiodajnym gazem znajduje się w każdej karetce pogotowia.
Gdzie w Kościele jest butla z tlenem?
„Mając wokół siebie tak wielu świadków, odłożywszy wszelki ciężar (…) winniśmy wytrwale biec w wyznaczonych nam zawodach” (Hbr 12,1). „Czym dusza w ciele, tym chrześcijanie w świecie” – pisał w drugim wieku autor listu do Diogneta. Świadkowie wiary, liczni, duszą świata, tlenem Kościoła. Niby oczywiste. A jednak w rozmowach, dyskusjach, poszukiwaniach, coraz bardziej umyka.
Patrząc jak inni coraz częściej sięgają po skalpel, by ciąć, amputować, czyścić, pomyślałem, że warto rozejrzeć się wokół i sięgnąć po tlen. Czyli po tych licznych wokół nas świadków. Niekoniecznie chodzących po ulicach ze śpiewem „Jezus jest Panem” na ustach. Za to będących znakiem nadziei i dając nadzieję innym. Jak mawia Franciszek – po sąsiedzku. Trzy przykłady spoza kościelnej kruchty.
Gdy wielu drży o pracę, o los firm, inni organizują pomoc. #wpieramylokalnybiznes – coraz częściej możemy znaleźć ten hashtag w mediach społecznościowych. Jest zaproszenie, jest odzew. Wracamy do małych sklepików. Bo raz, nie ma tłoku. Dwa, stojąca za ladą pani Hania zna nasze gusty i upodobania. Chleb można kupić zostawiając na furtce torbę. Jeśli nie mamy drobnych możemy być pewni reszty. Zupa z pobliskiej, małej restauracji, dotrze pod drzwi, a na opakowaniu ze świeżymi, domowej roboty pierogami, znajdziemy dobre słowo: smacznego.
Gdy pozornie wszystko zmierza w kierunku konfrontacji i wydaje się, że najczęściej powtarzanym słowem jest to pisane ośmioma gwiazdkami, pod falą szumowin płynie rzeka, wręcz morze dobroczynności. Licytacje, zbiórki w naturze i pieniężne. Dla konkretnego domu opieki, dla konkretnego człowieka. Nie wiem, czy ktoś próbował policzyć ich wielkość i skalę. Z pewnością nie są to miliony. Pewnie mówić trzeba o miliardach. Patrząc na te wszystkie akcje, uczestnicząc w nich, można pytać: gdzie ten schyłek wartości chrześcijańskich. O którym tak często mówi się i pisze w mediach. Przecież samarytanka nie wzięła się z Kodeksu Hammurabiego. Zatem coraz bardziej obojętni, czy coraz bardziej wrażliwi tą wrażliwością, z jaką miłosierny Samarytanin pochylił się nad leżącym na drodze do Jerycha?
Samarytanin prowadzi nas do kościelnej kruchty. Podobno coraz bardziej śmierdzącej, odpychającej. Z której wielu chce wyjść, by nie mieć z nią nic wspólnego. Taką jest rzeczywiście?
Znalazłem wczoraj stronę ze świadectwa. Wierzę, wyznaję, daję świadectwo. „Dlaczego ludzie wierzą w Boga? Czy można poczuć Jego żywą obecność? Jak Bóg może zmienić życie człowieka? Między innymi na te pytania znajdziemy odpowiedź w tym nietypowym cyklu fotograficznym, który przedstawia niezwykle intymne historie bohaterów, opowiadające o obecności Boga w ich życiu. Portretowane osoby mają za zadanie zaświadczyć o swojej wierze własnoręcznym pismem oraz głosem. Projekt zakłada pełną dowolność, czym ma być owe świadectwo. Przepuszczając te teksty przez swoją wrażliwość możemy dowiedzieć się czegoś nie tylko o bohaterach cyklu, o sobie i swojej wierze, ale również zupełnie nowych rzeczy o samym Bogu”.
Przeglądam te historie wiary i myślę o cytowanych na początku słowach z Listu do Hebrajczyków. „Mając wokół siebie tak wielu świadków…” Przeglądam i przecieram oczy ze zdumienia.
„Ad maiorem Dei gloriam! To wezwanie od blisko 25 lat, czyli od czasu ukończenia rekolekcji III stopnia Ruchu Światło-Życie, towarzyszy mi w podejmowanych przeze mnie decyzjach i działaniach. Słowa modlitwy św. Ignacego z Loyoli mocno porządkują moje wybory sprawiając, że dobro wspólne staje się dla mnie ważniejsze niż mój prywatny interes” (Patryk).
„Czas przyjęcia Sakramentu Bierzmowania zbiega się często z decyzją układania sobie życia już bez Boga i z dala od obowiązków, jakie nakłada wiara. U mnie było, dzięki Bogu, odwrotnie” (Szymon).
„Podczas rekolekcji 2 stopnia ONŻ Pan Bóg pokazał mi, że jestem cudowną osobą, piękną i w końcu stworzoną na jego podobieństwo. Kiedyś zapytano mnie: "Dlaczego nie chciałam się zmienić?" Mówiłam: "Ale po co? Ja chce być akceptowana taka jaka jestem” (Karolina).
Prawda o kościelnej kruchcie. Owszem, czasem zionącej stęchlizną, zagrzybionej, wydawało by się odpychającej. Ale są już w niej aparaty tlenowe. Boże cuda techniki sprawiające, że toczona chorobą tkanka powoli odżywa, zmienia swoją strukturę, jest w stanie odzyskać swoją pierwotną żywotność. By w końcu stać się tym, czym była u swego początku. Zaproszeniem. Do nadziei poza widnokrąg.
Ktoś zarzuci brak odniesienia do Eucharystii i sakramentu pokuty… Jest. W świadectwach.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
"Każdy z nas niech tak żyje, aby inni mogli rozpoznać w nas obecność Pana".
Franciszek spotkał się z wiernymi na modlitwie Anioł Pański.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.