…i z otchłani ruandyjskiego ludobójstwa podźwignąć się do nowego życia
Pewnego popołudnia, gdy wracałam z pracy, nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Oparłam się o osmaloną ścianę jakiegoś domu i osunęłam z jękiem na ziemię. Obok przejeżdżały samochody wiozące zagranicznych dyplomatów, mijały mnie autobusy, którymi pracownicy misji ONZ wracali po pracy do domów, z warkotem silnika przejechał pojazd wojskowy pełen rechoczących i klnących żołnierzy, przeszły koło mnie dwie kobiety wracające z targu warzywnego z koszami na głowach i zajęte plotkowaniem o swoich mężach. Świat się kręci dalej, bez względu na to, ilu ludzi zostało zarżniętych – pomyślałam. – Jak oni tak mogą? Deptać po ciałach umarłych? Spacerować po krwi? Czy nikogo to nie obchodzi? Jaki jest sens cierpieć na tym świecie, skoro wszyscy mają nas w nosie?
Ostry kawałek nadkruszonego muru wrzynał mi się w plecy, a ja tępo wpatrywałam się w ostatnie, zachodnie blaski dnia. Pragnęłam zniknąć z tego świata, zajść razem ze słońcem, zanurzyć się w ciemność, uwolnić się od bólu życia – tu, wśród ruin pozostawię moje ciało rozkładowi, a dusza odpłynie gdzieś daleko. Boże, błagam, weź mnie w ramiona – prosiłam bezgłośnie. – Moi bliscy są już u Ciebie, więc dlaczego chcesz, abym tkwiła tu, w tym okrutnym, wstrętnym miejscu? Dlaczego muszę tak cierpieć, walcząc samotnie o przetrwanie, skoro moja dusza rwie się do Ciebie? Jestem gotowa odejść. Proszę, zabierz mnie… chcę umrzeć.
Pragnęłam uciec od istnienia. Oczami wyobraźni zobaczyłam Sarę i jej rodzinę czekających na mnie z kolacją i martwiących się, dlaczego tak długo nie wracam. Miałam nadzieję, że nie będą mieli mi za złe i nie będą się obwiniali, jeśli już nigdy nie zobaczą mnie żywej. Potem pomyślałam o moim bracie Aimable, ale przyszło mi do głowy, że skoro i tak stracił już prawie całą rodzinę, to zniesie także moją śmierć. Zresztą będę się nim opiekować z nieba.
Moja dusza szykowała się już do wieczności. Usiadłam nieruchomo i czekałam na własne odejście.
Minęła godzina, minęły dwie. Nogi mi zdrętwiały, pośladki bolały od twardego kamienia, na którym siedziałam, a w brzuchu zaczynało burczeć. Byłam zła na to wszystko – proste potrzeby mojego ciała przeszkadzały mi uwolnić duszę od doczesności. Próbowałam zlekceważyć głód, tak jak się tego nauczyłam podczas trzech miesięcy spędzonych w ukryciu, ale żołądek buntował się coraz głośniej. Chyba zdążyłam już na nowo przyzwyczaić się do jedzenia, bo nie mogłam przestać myśleć o kolacji. Znów pomyślałam o Sarze i jej bliskich siedzących przy stole i zaczęłam się zastanawiać, co dobrego przygotowała dziś jej mama. Och, jakie to upokarzające – moje wzniosłe postanowienia tak łatwo poddają się władzy żołądka! Postanowiłam jednak nie ulec potrzebom mojego ciała i nadal usiłowałam siedzieć nieruchomo z zamkniętymi oczami i umysłem oderwanym od rzeczywistości. Moje myśli powoli rozpływały się w nicość, aż zasnęłam. Nagle usłyszałam głos o anielskim brzmieniu:
– Wstań, Immaculée. Nie umarłaś i musisz się stąd ruszyć! Szukaj Boga we wszystkim i nie rozpaczaj, nawet kiedy twoje serce cierpi. Bóg zawsze będzie przy tobie i możesz prosić Go o wszelkie łaski – z Nim wszystko jest możliwe. A więc wstań!
Kiedy otworzyłam oczy, serce tańczyło mi w piersiach. Poderwałam się na równe nogi. Spojrzałam z zachwytem na wieczorne niebo nad Kigali mieniące się różowymi smugami i moja dusza napełniła się wdzięcznością. Panie, jakże piękny jest Twój świat! – wykrzyknęłam z głębi serca. – Przebacz mi moją rozpacz, ogrzej mi serce Swoją miłością i prowadź mnie Twoimi ścieżkami. Dziękuję, że posłałeś do mnie Swojego anioła. Zawsze podtrzymujesz mnie w potrzebie – jesteś takim dobrym Ojcem! (...)
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.