Kto tu silniejszy?

O medaliku św. Benedykta, gorliwych tropicielach masonów i nie tylko…

Reklama

Rozmowa telefoniczna.

Starszy człowiek chce się dowiedzieć od zakonnic, jak należy „zutylizować”, a mówiąc po ludzku: zniszczyć, medalik św. Benedykta, zakupiony w Tyńcu, a mający na sobie… symbole masońskie. Zrozumiałam, że chciał się po prostu dowiedzieć, jaki egzorcyzm należy odmawiać, wrzucając coś takiego do pieca w kotłowni, oczywiście po pokropieniu tego pieca wodą święconą. I jak potem sprawdzić, czy się roztopiło i czy straciło swoją wrogą moc.

Ale nie dowiedział się tego, czego chciał (i nie omieszkał zaznaczyć swojego rozczarowania). Przede wszystkim na masonerii nie znam się zupełnie ani się nią nie interesuję, więc najpierw musiał mi tłumaczyć, gdzie widzi te symbole. Okazuje się, że znalazł dwa: po pierwsze, na awersie nad krzyżykiem widnieją litery PAX (nie zaś IHS), a po drugie na rewersie jest postać św. Benedykta między „filarami”, a to przecież jawna masoneria. Usiłowałam mu wyjaśnić, że słowo pax znaczy po łacinie „pokój” i jest od wieków hasłem naszego zakonu, a już sam krzyżyk, zajmujący większość powierzchni medalika, symbolizuje Chrystusa i wzywa Jego łaski. Mój rozmówca widocznie w łacinie nie był za silny, więc ten temat wolał w dalszej dyskusji pominąć, a za to rozwodził się długo nad tymi filarami. I znowu próbowałam mu wyjaśnić, że św. Benedykt jest tam przedstawiony na tle zarysu kościoła albo może portalu: są boczne kreski na oznaczenie ścian lub może kolumn, oraz zarys dwuspadowego dachu i centralnie umieszczonej kopułki (lub łuku nadproża), w której mieści się głowa postaci. Medalik jest zresztą znany w kilku wersjach artystycznych i ten kościół jest nie zawsze równie wyraźny; czasem zarys kopułki zlewa się z łukiem wpisanym w margines rysunku, co można sprawdzić nawet w Google’u. Pytałam, czy gdziekolwiek się znajdą dwie równoległe kreski, tam już na pewno masoneria działa. On jednak upierał się w kółko, że to masońskie filary; i jak to zniszczyć, żeby diabeł przez to nie wlazł do domu. Zakonnice przecież powinny wiedzieć!

Rozpacz. I już nawet nie chodzi mi o to, że ten wizerunek ma za sobą liczne wzory średniowiecznych miniatur, których jakoś dotąd o masoństwo nie podejrzewano; ani że dopatrywanie się wszędzie satanistycznej symboliki prowadzi prędzej do obsesji i fascynacji, niż do wolności dzieci Bożych. Ani że w praktyce to jest właściwie próba działania czarami przeciw czarom. Ale chodzi mi o to, że taki paniczny lęk przed ukrytym wszędzie złem, na które w dodatku nie ma rady, chyba że się zna jakieś stosowne zaklęcia – przed złem, które bez naszego przyzwolenia wygrywa z nami – świadczy, że taki człowiek o wiele silniej lęka się diabła niż ufa Bogu. I to jest właśnie tragiczne. Bo kto właściwie rządzi światem? Jeżeli Bóg, to mamy przecież Jego naukę, że nikt i nic nam na trwałe nie może zaszkodzić oprócz naszych własnych złych decyzji. Nikt i nic nie może nas wyrwać z ręki Boga wbrew naszej woli. Chrystus, kiedy go oskarżano, że szatańską mocą wyrzuca szatana, odpowiedział przypowieścią o zbrojnym mocarzu, którego pokonać i ograbić może tylko ktoś jeszcze mocniejszy (Łk 11,21): i tak właśnie On sam góruje mocą nad przeciwnikiem. Okazuje się jednak, że nawet On, Stwórca i Zbawiciel, nie może liczyć na ludzkie zaufanie, jeśli człowiek wpadnie w obsesyjny strach przed szatanem i jego niedostrzegalnym a wszechpotężnym działaniem. Rzekomo wygrywa ono nawet z działaniem Bożym, bo mu się skutecznie przeciwstawia…

Z tego strachu wynikają rzeczy tak absurdalne, że byłyby śmieszne, gdyby nie świadczyły o takiej nieufności do Boga. Grupa modlitewna na przykład odmawia zbierania się w mieszkaniu kobiety, której mąż jest marynarzem i na ścianach wiszą tam różne pamiątki z jego podróży, w tym jakaś afrykańska maska. Bałwochwalstwo, szamaństwo, uciekać! A przecież nawet jeśli jakaś maska czy figurka w swojej ojczyźnie służyła bałwochwalstwu, to teraz jest już tylko egzotycznym curiosum: czy ktokolwiek otacza ją czcią? Albo chciałby otaczać? Niedługo zobaczymy pewnie grupy demonstrantów domagające się zamykania muzeów etnograficznych.

Nasi gorliwi tropiciele zagrożeń chodzą po świecie tak, jakby każdy krok groził śmiertelną pułapką. Chyba nie czytali: Będziesz stąpał po wężach i żmijach… (Ps 91,13). Przecież w tym psalmie nie chodzi o hodowlę gadów. Chodzi o ufność dziecka Bożego, które wie i nie wątpi, że Bóg rządzi światem i że nawet jeśli dopuszcza cierpienie, to do czasu i dla tym większego naszego dobra trwałego. I naprawdę należy się Mu ta ufność. Ci, którzy tak się bezustannie rozglądają za szatanem, czuliby się bezpieczniejsi i szczęśliwsi, gdyby ten sam czas zużyli na zajmowanie się Bogiem.

Fragment książki „Okruchy”

Małgorzata (Anna) Borkowska OSB, ur. w 1939 r., benedyktynka, historyk życia zakonnego, tłumaczka. Studiowała filologię polską i filozofię na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, oraz teologię na KUL-u, gdzie w roku 2011 otrzymała tytuł doktora honoris causa. Autorka wielu prac teologicznych i historycznych, felietonistka. Napisała m.in. nagrodzoną (KLIO) w 1997 roku monografię „Życie codzienne polskich klasztorów żeńskich w XVII do końca XVIII wieku”. Wielką popularność zyskała wydając „Oślicę Balaama. Apel do duchownych panów” (2018). Obecnie wygłasza konferencje w ramach Weekendowych Rekolekcji Benedyktyńskich w Opactwie w Żarnowcu na Pomorzu, w którym pełni funkcję przeoryszy.

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7