Czyli eschatologia według Hollywood.
Ów nakręcony w 1998 roku przez Vincenta Warda film, to jeden z tych „metafizyczno-hollywoodzkich” obrazów, które w ostatniej dekadzie XX wieku masowo zaczęły pojawiać się na ekranach kin. Z perspektywy czasu widać, iż był swego rodzaju nurt, nowy podgatunek, który (w melodramatycznej najczęściej formie), próbował odpowiedzieć na pytania i niepokoje ludzkości, wyczekującej roku 2000.
„Joe Black”, „Adwokat diabła”, „Miasto aniołów”… - któż nie zna tych hitów, które, choć powstały w amerykańskiej Fabryce Snów, najwięcej miały jednak wspólnego ze… średniowiecznymi moralitetami. Ich bohaterowie bowiem stawali twarzą twarz ze Śmiercią, aniołami, bądź postaciami szatańskimi.
Podobnie jest w „Między piekłem a niebem”, gdzie grany przez Robina Williamsa doktor Chris Nielsen, po tym jak zginął w nieszczęśliwym wypadku, trafia w zaświaty. Tam najpierw próbuje odnaleźć swoje dzieci (zmarły kilka lat wcześniej), a następnie także i żonę, która po utracie najbliższych popełniła samobójstwo i teraz grozi jej wieczne potępienie.
Nielsen rusza więc z raju do piekielnej krainy umarłych, by uratować małżonkę. Jest niczym współczesny Gilgamesz, Orfeusz, czy Dante, czego twórcy filmu nie kryją. Ba, nieustannie to akcentują, raz po raz odwołując się także m.in. do Biblii, wierzeń starożytnych Greków, przede wszystkim zaś do ikonograficznej tradycji – obrazów Caspra Davida Friedricha, klasycznego malarstwa włoskiego, a nawet kina (Max von Sydow chyba nie przypadkiem wciela się tu w rolę nielękającego się Śmierci przewodnika. Wszak miał z nią już swoje konszachty w „Siódmej pieczęci” Bergmana).
Cóż, strona wizualna to bez wątpienia największa zaleta tego filmu. Tak jakby twórcy filmu chcieli podkreślić, że jeśli już, to tylko sztuka jest w stanie ewentualnie przewidzieć, jak może wyglądać życie/świat po śmierci i przez wieki wyłącznie artystom udawało się (?) tego dokonywać.
Udało się i Wardowi, choć przecież nie jemu samemu. Na szczególne wyrazy uznania zasłużył operator Eduardo Serra (fantastyczne zdjęcia), nominowani do Oscara twórcy imponującej scenografii (Cindy Carr i Eugenio Zanetti), a także nagrodzeni tą statuetką Stuart Robertson, Joel Hynek, Kevin Scott Mack i Nicholas Brooks – autorzy niezwykle pomysłowych, zaskakujących, malarskich efektów specjalnych, które mimo upływy tylu lat, wciąż robią na widzach wrażenie. I chociażby dla nich warto obejrzeć ten nietypowy i niezwykle oryginalny film, który jest dostępny online. Gdzie? Sprawdzić można np. na upflix.pl
Tekst z cyklu Filmy wszech czasów
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.