Jak obronić się przed tsunami?

Tylko ludzkimi siłami to może się nie udać.

Reklama

9 października, epidemii w Polsce dzień 220. Wczorajsze dane na temat nowych, wykrytych zakażeń mogą budzić trwogę. Czy przed nami fala epidemicznego tsunami? Zobaczymy w najbliższych dniach. Trochę wiedzieć będziemy już i dzisiaj, koło 10.30, gdy zawsze podawane są nowe dane. Dziwi mnie jednak niekonsekwencja rządu. Dopóki przelicznik kwalifikowania do stref żółtej i czerwonej, uwzględniający jedynie liczbę chorych na ilość mieszkańców, a nie uwzględniający gęstości zaludnienia, pozwalał wielki miastom żyć spokojnie, wszystko było w porządku. Teraz, gdy ten błąd – który sygnalizowałem już dwa miesiące temu – pozwolił rozhulać się zarazie, nagle przeliczniki przestały się liczyć, a „wszyscy jesteśmy w żółtej strefie”. Nawet w powiecie gołdapskim, w którym wczoraj nie było żadnego zakażonego. Z szumnych zapowiedzi, że będziemy stosować ograniczenia lokalne został – jak widać – guzik z pętelką. Nie bardzo też wierzę, że poprawę sytuacji przyniesie noszenie maseczek na ulicach, parkach i na cmentarzach. No ale tak łatwo sprawić wrażenie, że coś się robi.

Nie, spokojnie! Wcale nie twierdzę, że rząd wiele w sytuacji epidemii może zrobić! Najwięcej zrobić możemy sami stosując się do zasady trzymania dystansu, noszenia maseczek (z zastrzeżeniem, że na wolnym powietrzu to mało sensowne i jak twierdzi wielu lekarzy, dla zdrowia szkodliwe) i „dokonywania ablucji kończyn górnych”. Czyli mycia rąk. Rząd może nas swoimi decyzjami dodatkowo mobilizować (czytaj: zmuszać) ale niewiele więcej. No, może zatroszczyć się o miejsca w szpitalach, ale jak fala epidemii będzie wielka, to i tak ich zabraknie.

Bo tej epidemii nie da się zatrzymać. To już wiemy. Można tylko podejmować takie działania, by chorowało nas jak najmniej i by jak najwięcej z nas doczekało lekarstwa albo bezpiecznej szczepionki. Odporność stadna... Proszę policzyć jaki procent Polaków zachoruje i nabierze lepszej czy gorszej odporności, jeśliby nawet przez cały rok codziennie przybywało i 10 tysięcy nowych zakażonych. Nie, na odporność stadną nie ma co liczyć. Chyba że liczba naprawdę zakażonych jest wielokrotnie większa niż tych, u których się zakażenie wykrywa. Ale po pierwszych doniesieniach, jeszcze z maja czy czerwca, że wykryci to ledwie 10 – 20 procent wszystkich zakażonych, badacze nabrali wody w usta. Nie wiadomo jak jest naprawdę. Zwłaszcza gdy w jednym miejscu prowadzi się badania przesiewowe ( i zamyka w czerwonej strefie), w innych nie.

Co nam prócz czekania na chorobę i być może śmierć zostało? Ano modlitwa. Mam wrażenie, że zapatrzeni w wysiłki naukowców poszukujących leku czy szczepionki i władz, starających się swoimi decyzjami ograniczyć rozwój epidemii, zapomnieliśmy o tym, że możemy wyprosić pomoc niebios. Zwłaszcza odkąd pierwszy szok wywołany epidemią minął, a możliwość zarażenia zaczęła się wydawać dość odległą perspektywą. Niestety, pokładamy nadzieję tylko w swojej zaradności. Zapominamy, że w tym wszystkim potrzebny jest też przypadek, szczęśliwy traf. Zarażę się czy nie?  Naukowcy wpadną na pomysł jak nas chronić czy nie? Zapominamy. Ilu z nas jeszcze regularnie się modli o ustanie pandemii?

A najgorsze jest chyba to, że kiedy patrzę na świat, to mam wrażenie, że pandemia nie tylko nie zbliżyła wielu do Boga, ale wręcz stała się okazją do ustanawiania nowych praw, przeciwnych prawu Bożemu. No bo jak traktować przepychane tu i ówdzie do prawodawstwa ułatwienia w aborcji? Jak traktować prawa ograniczające wolność religijną? A na naszym, polskim podwórku, w polskim Kościele.... Tyle kontestacji, zamiast większej miłości. A przecież gdzie dwaj albo trzej zgodnie prosić będą...

Nic ludzkości nie nauczyła obecna sytuacja. Choć mały wirus tak pokiereszował  plany mądremu człowiekowi, dalej uważamy się za panów i władców. I to do tego stopnia, że chcemy decydować nawet co jest dobre, a co złe. Patrząc na to nie widzę powodu, dla którego Bóg miałby tę walącą się nam na głowy epidemię zatrzymać. Na szczęście Bóg widzi lepiej i szerzej. I może dostrzega coś, czego ja nie widzę. Ale...

Nie zawadziłoby, gdyby w tej dzisiejszej Sodomie i Gomorze znalazło się więcej sprawiedliwych, prawda? Takich, którzy prosiliby Go o łaskę. Może choćby ze względu na nich Bóg by wszystkich ocalił.... Nawet jeden sprawiedliwy więcej, może przyczynić się do zbawienia całego świata.

 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama