W 81. rocznicę prowokacji gliwickiej muzeum w tym mieście przypomniało postać Franza Honioka - śmiertelną ofiarę najgłośniejszego spośród działań podjętych przez niemieckie oddziały dywersyjne przy ówczesnej granicy z Polską tuż przed wybuchem II wojny światowej.
31 sierpnia 1939 r. grupa esesmanów w cywilnych ubraniach zaatakowała Radiostację w Gliwicach, należących wówczas do Niemiec. Podczas tej prowokacji bojówkarze zamordowali aresztowanego dzień wcześniej Franza Honioka. Jego śmierć miała być jednym z dowodów, że napad przeprowadzili Polacy - Honiok był obywatelem niemieckim, ale też powstańcem śląskim, który działał na rzecz polskości regionu.
Prowokacja gliwicka - w zamyśle Niemców - miała w oczach opinii międzynarodowej obarczyć Polskę odpowiedzialnością za wybuch wojny, stanowiąc alibi dla Hitlera, a także dać sojusznikom Polski pretekst do zaniechania wypełnienia ich zobowiązań.
Franz (Franciszek) Honiok uważany jest za pierwszą ofiarę rozpoczętej kilka godzin później II wojny światowej. Upamiętnia go wystawa w gliwickim muzeum, którego oddziałem jest dziś Radiostacja. Postać Honioka jest także przypominana w ramach tegorocznych obchodów 81. rocznicy prowokacji gliwickiej oraz wybuchu II wojny światowej.
"Franz Honiok powinien być jednym z najbardziej wyrazistych symboli II wojny światowej, podczas której mordowano ludzi za to, kim byli: za tożsamość, wyznanie, świadomość narodową, pochodzenie. Przypominając jego osobę podkreślamy, że ofiary nigdy nie są bezimienne. Przypominamy także o tragicznych losach mieszkańców górnośląskiego pogranicza. Franciszek Honiok działał bowiem na rzecz polskości Śląska i dlatego poniósł najwyższą ofiarę" - mówi dyrektor gliwickiego muzeum Grzegorz Krawczyk.
"O tym skromnym człowieku, po którym nie zostały prawie żadne pamiątki - nie tylko chcemy, ale mamy obowiązek przypomnieć każdego roku 31 sierpnia. Bo nie może być tak, że znamy nazwiska katów, a ofiary pozostają bezimienne. Dlatego nie niemieccy mordercy spod gliwickiej radiostacji, nie oficerowie SS, czy funkcjonariusze Gestapo, którzy po wojnie uniknęli odpowiedzialności za swoje czyny, będą bohaterami nowej, przygotowywanej przez Muzeum w Gliwicach stałej wystawy poświęconej tym tragicznym wydarzeniom. Będzie nim Franz Honiok" - dodaje dyrektor.
Postać Honioka przybliża wydana przed rokiem publikacja "Franz (Franciszek) Honiok 1899-1939. Pierwsza ofiara II wojny światowej", przygotowana przez uczniów Szkoły Podstawowej nr 8 w Gliwicach.
Prowokacja gliwicka była najgłośniejszym spośród działań podjętych przez niemieckie oddziały dywersyjne wzdłuż granicy z Polską tuż przed wybuchem II wojny światowej. Gliwice były wówczas miastem niemieckim, leżącym tuż przy granicy. W Gleiwitz, bo taką wówczas nosiły nazwę, działała stacja przekaźnikowa, której głównym zadaniem było rozszerzanie zasięgu wrocławskiej rozgłośni na wschodnie tereny niemieckiego Śląska oraz na zachodnie ziemie polskie.
Od 1935 r. gliwicka radiostacja składała się ze studia z profesjonalnymi mikrofonami spikerskimi przy ul. Radiowej oraz nowego obiektu z urządzeniami nadawczymi przy ul. Tarnogórskiej. Najbardziej charakterystycznym elementem nowego kompleksu przy Tarnogórskiej była 111-metrowa drewniana wieża nadawcza, skręcona tysiącami mosiężnych śrub - dziś jeden z symboli Gliwic.
W 1939 r. budynki radiostacji przy tej wieży stały się miejscem sfingowanego ataku niemieckiego oddziału specjalnego na niemiecką (a więc ich własną) placówkę. Przygotowaniem prowokacji we współpracy z Reichsfuehrerem SS i szefem policji, Heinrichem Himmlerem, zajął się zwierzchnik Policji Bezpieczeństwa (Sipo) i Służby Bezpieczeństwa (SD) - Gruppenfuehrer SS, Reinhard Heydrich oraz podległy mu Heinrich Mueller, późniejszy szef Gestapo. Bezpośrednio w Gliwicach akcją dowodził natomiast oficer SS Alfred Helmut Naujocks.
31 sierpnia 1939 r. około godz. 20. napastnicy w cywilnych ubraniach wtargnęli do sali nadajnika, gdzie znajdował się wzmacniacz sygnału i przekaźnik radiowy. W budynku radiostacji znajdowało się wówczas trzech pracowników obsługi technicznej. Dzisiaj historycy przyjmują, że z powodu warunków technicznych panujących w radiostacji, nieumiejętnego podłączenia mikrofonu lub interwencji jednego z pracowników rozgłośni, odezwa wygłoszona przez napastników była słyszalna jedynie w niewielkiej odległości od radiostacji, a w eter poszły tylko pierwsze jej słowa: "Uwaga, tu Gliwice. Radiostacja znajduje się w polskich rękach".
Z technicznego punktu widzenia operacja zakończyła się więc kompromitacją organizatorów. Hitlerowcy byli jednak na to przygotowani - napad na radiostację gliwicką stanowił zaledwie fragment szerzej zakrojonej akcji, koordynowanej przez SD przy pomocy Abwehry. Dwie godziny po zajściach w radiostacji, berlińskie radio nadało wcześniej przygotowaną audycję w języku niemieckim o "polskich prowokacjach" na granicy. Równocześnie informowano o kolejnych atakach na placówki niemieckie.
By akcji w Gliwicach przydać więcej pozorów prawdopodobieństwa, na miejscu zastrzelono aresztowanego dzień wcześniej przez gestapo Franza Honioka. Według propagandowego przekazu, jako jeden z napastników zginął on z ręki niemieckiej ochrony radiostacji.
Ostatecznie cel incydentów granicznych nie został osiągnięty. Hitlerowi nie udało się obarczyć Polski winą za wszczęcie wojny, ani uniknąć konfliktu zbrojnego z jej sojusznikami. Po wypowiedzeniu przez Francję i Wielką Brytanię wojny Niemcom w dniu 3 września, podnoszenie sprawy Gliwic na forum międzynarodowym straciło rację bytu. W lokalnej prasie pojawiły się niewielkie wzmianki o "polskim ataku na radiostację w Gliwicach", ale w obliczu toczących się już działań wojennych szybko zaginęły wśród nowych, ważniejszych informacji.
Akcja Naujocksa została zdemaskowana dopiero po klęsce III Rzeszy, podczas procesu nazistowskich liderów w Norymberdze w 1946 r. Dziś gliwicka radiostacja stanowi oddział Muzeum w Gliwicach i nie służy już do emisji programów. Sala nadajnika nie tylko należy do historycznych miejsc na mapie Polski, ale jest też unikatowym zabytkiem techniki z niemal kompletnie zachowanym wyposażeniem nadawczym z lat 30. XX wieku.
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).