Wydaje się, że szkoły są przygotowane na nowy rok szkolny - twierdzi w rozmowie z poniedziałkową "Rzeczpospolitą" minister edukacji narodowej Dariusz Piontkowski.
"Czy szkoły są przygotowane na nowy rok szkolny w czasie pandemii?" - pyta gazeta szefa MEN.
"Wydaje się, że tak - na początku sierpnia wybraliśmy wytyczne, w których wyraźnie wskazaliśmy, jak ma być zorganizowana nauka w nowym roku szkolnym, tak, aby zachować bezpieczne warunki przy stacjonarnym nauczaniu. Stacjonarne nauczanie to typowy sposób nauczania, który funkcjonował przez setki lat" - mówi Piontkowski.
Dziennik pyta ministra, czy może zagwarantować bezpieczeństwo nauczycieli i uczniów w czasie nauczania stacjonarnego.
"To tak, jakby mnie pan zapytał, czy każdemu obywatelowi wychodzącemu na ulicę nic się nie stanie. Nie jestem wszechmocny, jestem tylko ministrem edukacji, który stara się stworzyć takie podstawy prawne, aby nauka w szkołach była jak najbardziej bezpieczna. Także przed okresem pandemii zdarzały się jakieś wypadki w szkołach. Nie możemy wykluczyć teraz, że pojawią się zakażenia. Aby zabezpieczyć się przed chorobą stworzyliśmy wyraźne reguły prawne, które pozwalają dyrektorom przygotować się do nowego roku szkolnego. Dyrektorzy mieli czas, żeby przedyskutować szczegóły regulaminów wewnętrznych z radą pedagogiczną, nauczycielami, a także rodzicami. Wiem, że większość dyrektorów takie regulaminy już stworzyła. Pomocne w tym miały być nie tylko wytyczne ogólnokrajowe, ale też spotkania kuratorów z dyrektorami, z powiatowymi inspektorami sanitarnymi" - odpowiedział.
"Rzeczpospolita" zauważa, że kiedy było 200 zachorowań rząd zamykał lasy, a kiedy jest 700, a nawet więcej, rząd otwiera szkoły. "Rz" pyta, czy to jest racjonalne.
"Równie dobrze można zapytać o racjonalność inne państwa. W wielu krajach, kiedy wybuchała epidemia były już tysiące zachorowań, wiele osób znalazło się w szpitalach, tysiące osób umierało. Nie znaliśmy siły tego wirusa, nie wiedzieliśmy, jak będzie się rozwijać epidemia. Obserwowaliśmy straszne obrazy z Włoch, gdzie były problemy z zapewnieniem ochrony lekarskiej chorym. Chcieliśmy uniknąć takiej sytuacji, dlatego rząd podejmował decyzje, które miały ograniczyć szybkie rozprzestrzenianie się wirusa i nie dopuścić do masowej epidemii i w dużej mierze się to udało. Liczba zachorowań w Polsce utrzymuje się na takim poziomie, że służba zdrowia jest w stanie podejmować leczenie wszystkich osób, które są w poważniejszym stanie" - mówi minister.
"U nas nie ma takiej sytuacji, że chorzy leżą na ulicach i lekarze nie są w stanie zająć się wszystkimi. Dlatego były poważniejsze restrykcje, ale kiedy okazało się, że jesteśmy w stanie zahamować gwałtowny rozmiar epidemii, to jako polski rząd zaczęliśmy je zmniejszać. To dotyczy także szkół, bo skoro w innych dziedzinach życia możemy w miarę normalnie funkcjonować, to nie ma powodu, by szkoły były zamknięte, same szkoły nie zarażają" - dodaje.
"Nie zamierza się pan podawać do dymisji?" - pyta dziennik.
"A z jakiego powodu?" - odpowiada Piontkowski.
"Czy prezes PiS Jarosław Kaczyński nie rozmawiał z panem o dymisjach i ewentualnej rekonstrukcji rządu? - dopytuje "Rzeczpospolita".
"Jest to decyzja pana premiera i kierownictwa partii i wszyscy ministrowie są w dyspozycji pana premiera. Spokojnie czekam na decyzję i na to, jak będzie wyglądał rząd po rekonstrukcji" - zapewnia szef MEN.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.