Krew, krew, wszędzie krew

Ojciec Pio zwany „małym chemikiem” polewał dłonie kwasem karbolowym. Takie rewelacje Sergia Luzzatto obiegły przed dwoma laty światowe media. Włoscy dziennikarze udowadniają: to stek bzdur.

Reklama

Ojciec Pio zadawał sobie rany kwasem, by stworzyć wrażenie, że ma stygmaty – teza historyka Sergia Luzzatto „zawisła” na internetowych portalach. Telewizja włoska poświęciła rewolucyjnej książce kilkadziesiąt programów, a brytyjski dziennik „The Independent” poszedł nawet krok dalej, nazywając świętego z Pietrelciny „kanonizowanym szarlatanem”. We Włoszech słowa: „bardziej niż zapach fiołków czy woń świętości wyczuwalne były wydobywające się z celi ojca Pio wyziewy kwasu i trucizny, woń obłudy i oszustwa” wywołały prawdziwe trzęsienie ziemi.

Nic dziwnego: w słonecznej Italii popularności o. Pio mogą pozazdrościć największe gwiazdy rocka. Doczekał się gazety, którą kupuje 150 tysięcy Włochów, a nawet własnej telewizji. Włoscy dziennikarze Saveria Gaeta i Andrea Tornielli zadali sobie sporo trudu. Postanowili wykazać absurdy zawarte w tezach Sergia Luzzatto. Prześledzili jego książkę krok po kroku, strona po stronie. Efektem ich pracy jest wydawnictwo „Ojciec Pio. Święty czy oszust?”, które ukazało się właśnie w Polsce. Na pytanie zadane w tytule dziennikarze odpowiadają bez zmrużenia oka: „Święty”.

Żywa rana
„Sądziliśmy, że wiemy już wszystko o Ojcu Pio, Natomiast przy bliższym poznaniu okazuje się, że nie wiedzieliśmy prawie nic” – pisał Luzzatto. Te słowa zdumiały postulatora procesu stygmatyka o. Paolino Rossiego: „Wszystko, co zostało sprzedane jako sensacyjne odkrycie, było już wcześniej szeroko naświetlone podczas procesu kanonizacji. W przeciwnym razie Ojciec Pio nie mógłby, co wydaje się oczywiste, dostąpić zaszczytu wyniesienia na ołtarze”. W książce Luzzatto, odrzucający nadprzyrodzone pochodzenie stygmatów, nazywał o. Pio „małym chemikiem”, „mistykiem z kliniki psychiatrycznej” i „latającym kapucynem”. Gaeta i Tornielli oddają na początku głos samemu zainteresowanemu.

W liście z 8 września 1911 roku o. Pio pisał do ojca Benedetto Nardelli z San Marco in Lamis: „Wczorajszego wieczoru zdarzyła mi się rzecz, której nie potrafię ani wyjaśnić, ani zrozumieć. Pośrodku dłoni pojawiło mi się coś czerwonego, co miało jakby kształt centyma. Towarzyszył temu silny i ostry ból w środku tego czerwonego. Ten ból był bardziej dotkliwy w środku lewej dłoni i trwa jeszcze do tej pory. Również pod stopami czułem niewielki ból. To zjawisko powtarza się prawie od roku, choć ostatnio był okres, kiedy nie pojawiały się nawroty. Proszę nie mieć mi za złe, że dopiero teraz piszę o tym wszystkim, ale do tej pory nie byłem w stanie przezwyciężyć nieznośnego wstydu. Gdyby tylko ojciec mógł wiedzieć, ile wysiłku kosztuje mnie teraz mówienie o tym”.

Podczas archiwizacji odzieży
o. Pio przez ręce współbrata stygmatyka, br. Modestino, przechodziły „namacalne dowody całego męczeńskiego cierpienia, spoczywającego na kochanym Ojcu w jego nieustającym stanie ofiary. Krew, krew, wszędzie krew! Niewyobrażalna liczba płóciennych opatrunków, które służyły do tamowania krwotoku z rany na boku. Dokonałem emocjonującego odkrycia, usiłując wytłumaczyć obecność pięciu chustek przesiąkniętych czerwienią: trzema z nich Ojciec Pio wycierał pot z czoła, kolejnymi dwiema osuszał łzy”. Potwierdzało to zeznanie załączone przez ojca Onorato Marcucciego, który 6 maja 1965 roku, po wytarciu czoła i twarzy Ojcu Pio, zauważył, że cieczą, którą otarł, była krew. Święty zakraplał swe oczy kwasem karbolowym? Bardzo śmiała teza. W książce „Święty czy oszust?” znajdziemy mnóstwo diagnoz lekarskich wykluczających to, że rany mogłyby powstać na skutek polewania jodyną czy kwasem.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama