Kandydaci do wrocławskiego seminarium zdobywają tatrzańskie szczyty podczas wędrownego obozu. To rekolekcje na dużej wysokości nad poziomem morza i nad poziomem codzienności.
O tym, że Boga można odnaleźć, czy jeszcze lepiej poznać w górach, przekonało się już wielu. Metropolitalne Wyższe Seminarium Duchowne regularnie w każde wakacje organizuje tatrzańskie rekolekcje w drodze pt. "Wznoszę swe oczy ku górom" dla ewentualnych kandydatów do seminarium, którzy szukają odpowiedzi na pytanie o dalszą życiową drogę.
Tegoroczny obóz odbywa się w dniach 11-18 lipca pod hasłem z Księgi Amosa: "On to jest, który tworzy góry i stwarza wichry". Wrocławska ekipa nie pojechała jednak do Zakopanego, żeby obserwować Tatry z okna, czy perspektywy Krupówek. Mężczyźni realizowali ambitne plany wędrownicze. Stanęli na szczycie Nosala, Kościelca, przeszli Czerwone Wierchy, a także zdobyli Wrota Chałubińskiego.
Każdego dnia oprócz tekstu biblijnego uczestnicy rekolekcji pochylają się nad papieskimi refleksjami o górach odwołujących się do omawianych wartości. Czerpią także z książki "Mistyka gór" ks. Romana Rogowskiego.
- Codziennie zastanawiamy się nad dwoma wartościami-cnotami, które góry pomagają rozwijać. W niedzielę były to pokora i godność, w poniedziałek szczerość i autentyczność, we wtorek szlachetność i wierność, w środę miłość i przyjaźń, w czwartek niezależność i honor, a w piątek radość i wdzięczność. Patronem naszego wędrowania jest św. Jan Paweł II - mówi ks. Marcin Werczyński, prefekt wrocławskiego seminarium.
Przypomina słowa świętego papieża Polaka:
Pilnujcie mi tych szlaków, ja tu jeszcze przyjadę w spokojniejszym czasie.
- Pojechałem w góry, by upewnić się i rozważyć powołanie, a te okoliczności przyrody bardzo mi w tym bardzo pomagają. To wysiłek połączony z modlitwą, Lepiej mi się modli, kiedy wędruję, bardziej się wtedy skupiam. Przed rokiem też uczestniczyłem w takim obozie i chciałem tu wrócić. Proszę Boga o odpowiedź na pytanie, czy podejmuję dobrą decyzję o pójściu do seminarium - mówi Krzysztof Leśniewicz, tegoroczny maturzysta.
Podkreśla, że górskie wyprawy okazały się wymagające, trzeba się przełamywać, ale wszyscy są w dobrej kondycji. Jego ulubioną modlitwą dnia jest jutrznia, w której może podziękować Bogu za otwarcie oczu rano i prosić o dobre spożytkowanie swoich następnych chwil.
27-letni Mateusz pojechał w Tatry pierwszy raz. Cieszy go, że obóz odbywa się w zupełnie innych warunkach niż jego codzienność. Nie jest to miasto, a górskie szczyty z dala od domu, które robią na nim duże wrażenie.
- Naprawdę można odpocząć, a tatrzański klimat wpływa na modlitwę. Człowiek wędruje pośród ogromnych szczytów i w ten sposób widzi potęgę stworzenia Boga, czuje się malutki w obliczu tych wielkich gór. Dla mnie nasze wypady są wymagające fizycznie, muszę się z tym mierzyć i przełamywać siebie, ale ogromną satysfakcję daje mi moment wejścia na szczyt. To nagroda za cały wysiłek - opisuje Mateusz.
Na tego typu obóz wybrał się pierwszy raz. Dowiedział się o nim z internetu. Wcześniej nie znał osobiście nikogo, kto chciałby wstąpić do seminarium, ani żadnego kleryka. Kontakt z tym środowiskiem jest zatem dla niego nowością.
Po Tatrach wędruje także dk Mateusz Smaza, który dzieli się swoim doświadczeniem powołania, przeżyciem seminarium. Cieszy się, że może spędzać czas z kandydatami, odpowiadać na ich pytania.
- Cztery dni z rzędu chodziliśmy po górach bez żadnego odpoczynku. Motywuje nas pogoda. Wieczorami wracamy bardzo zmęczeni i mówimy zgodnie, że jutro nie wyruszamy na szlak, a rano się okazuje, że mamy ładną pogodę więc... wstajemy i idziemy. Dopiero czwartkowy deszcz nas nieco powstrzymał - opisuje dk M. Smaza.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).