Siądź spokojnie i posłuchaj Bożego milczenia. Nic nie „usłyszysz”: nie szkodzi. Przynajmniej uchronisz się od wszelkich prób oszukiwania własnej duszy i wmawiania sobie na siłę, że coś jednak „słyszysz”.
A Bóg milczy – latami – a Boga nie widać! Pustka. Bożki stoją w słońcu i zachwalają swoją dotykalność. To straszne, straszne: tak bardzo chcieć się modlić i tak nie umieć. Można załamać się i odejść do rzeczy bardziej odczuwalnych, postrzegalnych, uchwytnych, policzalnych. A można Bogu powiedzieć: Wybieram Ciebie raczej niż radość z Ciebie, Nieogarniony! Bo przecież to nie Bóg istnieje dla nas, ale my dla Niego. I modlitwa, podczas której sprawdzamy ciągle, czy się modlimy, jest tylko psią zabawą w kręcenie się za własnym ogonem. No dobrze, ale inna jest przecież niemożliwa, skoro Bóg jest dla naszego postrzegania nieuchwytny! Skoro postrzegamy tylko siebie! – To nic: zielony niedo-owoc powinien przyjąć prawdę o sobie i nie próbować wrócić do urody kwiatu. Ma sobie wyznaczoną drogę:
Milczeć. Nie mierzyć. Nie sprawdzać i nie liczyć. Zaufać. Wielbić.
Właśnie: Chciałam Cię przeżyć, a to nie trzeba przeżyć, tylko uwielbić.
Pytano mnie czasem:
Co czuje człowiek wierzący? Nic nie czuje. Po prostu służy.
Odrzucił swój Rzym z dykty, a wydaje mu się, że nic innego nie posiada. Miał stać się drzewem, ale wciąż jeszcze nim nie jest: ziarnko gorczycy (por. Mt 13,32) leży w ziemi; cień drzewa płacze wśród chwastów. Tapla się w tej swojej bezradności: klęska za klęską, zwątpienie za zwątpieniem, łaska za łaską. Bardzo źle: dobrze! Wszystko się łamie? Dobrze. Ty trwasz: wystarcza.
Służba? Przecież nam powiedziano, że jesteśmy "słudzy nieużyteczni", co to najwyżej spełniają swój obowiązek, nic więcej (por. Łk 17,10). Cóż z tego: Nieużyteczni, ale bardzo szczęśliwi, że służyć mogą. Że im wolno. I dlatego: dobrze jest, Panie, że tak źle i tak pusto; daj tylko wierność. Już nie tylko dekoracje z dykty, ale i prawdziwe skarby oddam za darmo, oddam tylko dlatego, że jesteś Bogiem.
Powoli nadchodzi pokój. Płakać i krzyczeć to mało, śmiesznie mało przed Majestatem! Wszystko już było wykrzyczane: zostają tylko psalmy i cisza. Pustka słoneczna, nędza bez niepokoju, nicość szczęśliwa…
Wiem. Nie wiem: wierzę. Może nie wierzę: ufam. Nie ufam: czekam. Chciałam Cię wielbić: i to jeszcze za mało. Trzeba Cię przyjąć.
Przyjąć, zaufać. Pokochać milczenie Boga. Z mojej strony i oziębłość, i miłość są równie pyłem, ale Jego miłość ten brak nadrobi: Mocą Twej łaski ufam Twej łasce, aby zdobyć Twą łaskę. Moje małe i wątłe zaufanie Bożemu milczeniu sprawia, że Bóg nawzajem mnie okazuje zaufanie: i milczy. Czeka, aż owoc dojrzeje. I ja też czekam. Cóż z tego, że Jego radość jest zbyt ogromna, żebym ją odczuła? Ona JEST.
Wolność, którą daje Duch Boży, to przede wszystkim wolność od złudzeń i wszelkich innych pułapek, które na siebie zastawiamy sami. Jeśli odrzekając się namiastek Boga, decydujemy się szukać Niewidzialnego i akceptować Jego niewidzialność, to co nam uchwytnego pozostaje? Przypomnijmy sobie, że nasz Pan tylko raz zaprowadził uczniów na górę Tabor; a przez resztę czasu pouczał ich ludzkimi słowami, i to najczęściej w przypowieściach, zmuszając ich ludzki umysł do wysiłku, do stopniowego odkrywania i przyswajania sobie Jego prawdy. Wystarczy i dla nas; na całe życie. Mamy Pismo Święte, mamy jego interpretację w nauce Kościoła. Ludzie, którzy tej nauki nie chcą nawet liznąć, mają zwyczaj reagować alergicznie na słowo „dogmat”, kojarząc je ze sztywnym ograniczeniem myśli ludzkiej; a naprawdę to jest godny radosnego podziwu przekład na język ludzki tego, co Bóg nam o Sobie objawia. Teologia nie jest intelektualną zabawą, ale umotywowaniem adoracji. Tym wypełniajmy naszą pustkę: wystarczy.
Od czasów Mojżesza wiadomo, że "Boga nie można zobaczyć i pozostać przy życiu" (Wj 33,20 i in.). Ten i ów gotów by całkiem szczerze zadeklarować, że za to widzenie chętnie odda życie, ale przecież Piotr deklarował coś bardzo podobnego… i wiemy, jak się skończyło (Mt 26,35 i in.). Lepiej zaczekać, aż Pan sam kiedyś po nas przyjdzie – i wtedy rzeczywiście obietnicę spełnić. "Kto miałby odwagę zbliżyć się do Pana nie wezwany?" (por. Jr 30,21). Ale kiedyś przecież to wezwanie przyjdzie: „Nic nie ma pewniejszego nad śmierć, a mniej pewnego nad jej godzinę” – tak nasi przodkowie mieli zwyczaj zaczynać swoje testamenty. Nic pewniejszego nad rzeczywiste – kiedyś – widzenie. Nad rzeczywiste – kiedyś – usłyszenie. Ale do tego trzeba iść przez wiarę, nie przez „przeżycia”: trzeba odrzucić niebo z dykty, szukanie doznań, życie emocjami, sensacjami. Trzeba znaleźć w sobie pewniejszy motyw, pewniejszą siłę: wierność.
O święta pustko, oblicze mego Pana! Kiedyż cię przyjmę?
Pokochać milczenie Boga.
*
Konferencja wygłoszona podczas III Kongresu Młodych Konsekrowanych / Kraków 2018 /
Fragment książki „Ryk Oślicy. Kolejny apel do duchownych panów”
Małgorzata (Anna) Borkowska OSB, ur. w 1939 r., benedyktynka, historyk życia zakonnego, tłumaczka. Studiowała filologię polską i filozofię na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, oraz teologię na KUL-u, gdzie w roku 2011 otrzymała tytuł doktora "honoris causa". Autorka wielu prac teologicznych i historycznych, felietonistka. Napisała m.in. nagrodzoną (KLIO) w 1997 roku monografię „Życie codzienne polskich klasztorów żeńskich w XVII do końca XVIII wieku”. Wielką popularność zyskała wydając „Oślicę Balaama. Apel do duchownych panów” (2018). Obecnie wygłasza konferencje w ramach Weekendowych Rekolekcji Benedyktyńskich w Opactwie w Żarnowcu na Pomorzu, w którym pełni funkcję przeoryszy.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).