Mamy naturalne piękno, które daje nam Pan Bóg i mamy prawo je podkreślać – mówi Weronika Kostrzewa, szef publicystyki Radia Plus, żona Jana, mama Józefa i Klary.
Z drugiej strony – nie chce nikogo obrazić, bo mam wielu wspaniały przyjaciół z oazy – ale jest coś takiego, jak oazowy wygląd. (To nie musi dotyczyć wyłącznie dziewczyn, będących w oazie.) Czyli: brzydzę się kosmetykami; brzydzę się tym, co modne; zakładam ubrania, które podkreślają moje mankamenty, a nie moje walory. A przecież mamy prawo być piękne. Chodzi o to, żebyśmy były piękne dla siebie, a nie o to, żebyśmy równały do poziomu billboardów i żeby ta seksualność przenikała każdą sferę naszego życia.
To brzmi jak damska wersja słów Chesterstona o tym, że w katolicyzmie krzyż, kufel i fajka pasują do siebie.
Tak. Na szczęście coraz więcej mamy kobiet, o których nigdy byśmy nie powiedzieli – w tym stereotypowym myśleniu – że są "kościołowe". A one są bardzo Boże i bardzo z Kościołem związane. Nie chce mówić po nazwiskach, ale to są aktorki, kobiety mediów. I o to chodzi.
Mamy naturalne piękno, które daje nam Pan Bóg i mamy prawo je podkreślać. Gdzie jest granica? To kwestia sumienia. Jeśli wszystko mamy poukładane, to wiemy, jak wypada się ubrać; jak rozpoczynać związek; jak budować relację. To wszystko wynika z tego, że hierarchia wartości jest odpowiednio poukładana. Wtedy nie ulegamy temu, co krzyczy świat.
A co krzyczy?
Widziałam kiedyś taką reklamę w komunikacji miejskiej: "Trzecia randka - na Chmielnej". (Na Chmielnej w Warszawie jest miejsce, gdzie się bada na obecność wirusa HIV. Czyli wiadomo, że jak trzecia randka, to idziemy do łóżka.) Jak mamy wszystko poukładane, to nie ulegamy czemuś takiemu.
W Skandynawii panuje swobodne podejście do seksu. Spytałem Polkę mieszkającą w Norwegii, czy panowała tam dawniej jakaś opresywna wersja moralności seksualnej, że nastąpiło takie silne odbicie w drugą stronę. I dowiedziałem się, że... tak. Że to się nazywało pietyzmem i oznaczało, że człowiek mógł robić właściwie tylko trzy rzeczy: spać, pracować i modlić się.
Taaak, słodkie życie...
Myślę, że to jest reakcja na ograniczanie naszej wolności. Jeśli ktoś to robi w sposób drastyczny, to rodzi się chęć, żeby to sobie odbić. A wiara katolików jest wolnością. Sumienie i zdrowy rozsądek dyktują nam jej granice.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.