W centrum Wiecznego Miasta wznosi się kościół polski pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika. Obok niego hospicjum, czyli hotel dla pielgrzymów. Mówi się, że na mapie Rzymu to taka „polska wyspa”.
Każdy wchodzący do świątyni noszącej imię patrona Polski, chcąc nie chcąc, staje się uczestnikiem upamiętnionych na tablicach i obrazach wydarzeń z historii kraju. – To też polskie sanktuarium Jana Pawła II – opowiada ks. prał. Jan Główczyk, od 2009 r. administrator świątyni i hospicjum, a od 2015 r. koordynator duszpasterstwa polskiego we Włoszech. Otwiera stojącą przy ołtarzu gablotę z białą sutanną. To jedna z ostatnich, jakie nosił Jan Paweł II. Jej tylna część jest wydłużona, bo papież był już wtedy mocno pochylony. W relikwiarzu znajduje się kawałek innej sutanny nasączony krwią świętego. – Spotykam tu Polaków z całego świata, przychodzących skorzystać z sakramentów, uregulować sprawy osobiste, szukających podpowiedzi, jak żyć. Wielu z nich przyznaje, że przeżyli nawrócenie i doświadczyli cudów za sprawą św. Jana Pawła II – mówi ks. Główczyk.
Świątynia jest rozpoznawalna przez rodaków na świecie, od kiedy jej rektor, legendarny już abp Szczepan Wesoły, ożywił istniejące tu centrum duszpasterstwa polskiej emigracji. Istnieje niepisana tradycja, że pary narzeczonych z różnych stron przyjeżdżają, żeby zawrzeć tu związek małżeński. Właśnie za chwilę Anastazja i Krzysztof z Manchesteru będą sobie ślubować miłość, wierność i uczciwość małżeńską.
Na czas pobytu w Rzymie zajmuję dawny apartament abp. Wesołego – skromną sypialnię połączoną z gabinetem i kaplicą. Przy klęczniku książka „O naśladowaniu Najświętszej Maryi Panny” ks. Aleksandra Derouville’a, która musiała służyć arcybiskupowi do modlitwy. „Życie jednej Maryi jest nauką dla wszystkich” – czytam rozpoczynające ją słowa św. Ambrożego. Jestem pewna, że abp Wesoły, podobnie jak Jan Paweł II, musiał swoje życie odnosić do Matki Bożej.
Własność „nacji”
Z kościoła i hospicjum jest blisko do ważnych rzymskich miejsc. 4 minuty spaceru dzielą od placu Weneckiego i schodów prowadzących na Kapitol. 5 minut trzeba iść do Largo di Torre Argentina, gdzie zatrzymują się autobusy jadące pod bazylikę św. Piotra. Z górnego tarasu hotelu widać anioły z pomnika Wiktora Emanuela II i wieżę kościoła Il Gesù. Jednak rozmowę o kościele zaczynamy nie w nim samym, ale za murami Watykanu. Przyszliśmy tu do ks. prał. Pawła Ptasznika, pracującego w watykańskim Sekretariacie Stanu, a od 2007 r. także rektora kościoła polskiego.
– Jest to najstarsza polska świątynia poza granicami kraju i jedyna, która z woli papieża jest własnością narodu polskiego – zwraca uwagę. – W zachowanej pergaminowej bulli papieża Grzegorza XIII z 15 października 1578 r. czytamy, że ofiaruje kościół „nacji polskiej”. Przez „nację” rozumiano przebywających w Rzymie Polaków.
Później w archiwum parafii ks. Główczyk wśród dokumentów, zgromadzonych od 1578 r. aż do czasów dzisiejszych, pokazuje nam oryginalną bullę fundacyjną. W oczy rzucają się zdobiące ją cynowe pieczęcie z wizerunkami apostołów Piotra i Pawła.
– Do powstania kościoła polskiego przyczynił się kard. Stanisław Hozjusz – opowiada ks. Ptasznik. – Sprawując funkcję wielkiego penitencjarza na dworze papieskim, zauważył, że licznie przybywający do Rzymu pielgrzymi z Polski nie mieli gdzie się zatrzymać i uzyskać pomocy materialnej i duchowej. Kiedy papież Grzegorz XIII polecił mu znaleźć odpowiednie miejsce, wybrał zaniedbany średniowieczny kościół Najświętszego Zbawiciela, który papież w 1578 r. przekazał Polakom.
Kardynał od razu przystąpił do jego gruntownej przebudowy. Wzniósł też przylegające do niego budynki hospicjum, żeby pielgrzymi mieli gdzie się zatrzymać. Na pewien czas zmieniono je w bursę dla tych, którzy przyjeżdżali do Rzymu, aby studiować zwłaszcza sztuki piękne i muzykę. Ksiądz Główczyk czytał znajdujące się w archiwum listy artystów, którzy byli malarzami nadwornymi króla i zostali zaproszeni do upiększenia kościoła. Ich dzieła można podziwiać w czterech bocznych ołtarzach. Oprócz obrazu Włocha Salvatore Monosilia, przedstawiającego św. Jana Kantego, widać dzieła polskich artystów: św. Jadwigę Śląską pędzla Szymona Czechowicza, św. Stanisława Tadeusza Kuntzego, św. Kazimierza, ukazującego się podczas bitwy pod Połockiem, autorstwa Franciszka Smuglewicza.
Zabrany przez cara
Za jeden z najpiękniejszych w kościołach Rzymu uznaje się późnobarokowy fresk sklepienny „Gloria św. Stanisława” zdobiący właśnie polski kościół.
– Nie wiem, jakim cudem zachowały się obrazy z czasów Stanisława Augusta – zastanawia się ks. Główczyk. Stawia to pytanie nie bez powodu. Jest świadomy, że na kościele, będącym polską placówką na obczyźnie, odbijała się sytuacja ojczyzny.
– Najbardziej dramatyczne było 90 lat po powstaniu listopadowym, kiedy kościół i hospicjum przejął carat – opowiada ks. Ptasznik. – Na mocy traktatu wiedeńskiego car, będący królem Polski, poczuł się jego właścicielem i zamienił ośrodek polski na rosyjski. Kościół pomalowano na zielono i zamieniono w cerkiew. Rozsprzedano najcenniejsze przedmioty wyposażenia, zniszczono polichromie. Na szczęście niewielki ich fragment zachował się za ołtarzem i dlatego udało się je odtworzyć. Zdewastowano też podziemną nekropolię. W jednym z grobów spoczywały szczątki bł. Ludowiki z Kęt, tercjarki franciszkańskiej. Dzisiaj o jej pochówku przypomina jedynie pamiątkowa tablica.
5 maja 1920 r. świątynia i hospicjum wróciły do Polaków. – W przyszłym roku będziemy świętować 100. rocznicę odzyskania kościoła razem z 100. urodzinami Jana Pawła II – mówi ks. Główczyk. Przypomina, że świątynia była ważnym miejscem w Rzymie, bo odwiedzali ją papieże: Aleksander VII, Klemens IX, Klemens X i Klemens XI, Innocenty XI i – jeszcze jako nuncjusz w Polsce – późniejszy Pius XII. Ale najczęściej bywał tu Jan Paweł II.
– Kardynał Wojtyła pamiętał, że nasz kościół przez postać św. Stanisława BM jest połączony z Kościołem krakowskim – opowiada ks. Ptasznik. – Poczuwał się do odpowiedzialności za niego, bo w obowiązującym do dziś statucie z XVIII w. zapisano, że biskup krakowski jest protektorem naszego kościoła. Udokumentowano, że był u nas 84 razy właśnie jako biskup krakowski. Trzykrotnie odwiedził nas jako papież. Po raz pierwszy w 1979 r., kiedy nie mógł pojechać do Polski na 900. rocznicę śmierci św. Stanisława BM, przyszedł świętować w naszym kościele. W 1992 r. celebrował 400. rocznicę konsekracji kościoła, a w 2000 r. przyjechał prywatnie na imieniny posługującego tu abp. Szczepana Wesołego.
Zarówno ks. Ptasznik, jak i ks. Główczyk, do dziś przejęci pontyfikatem papieża z Polski, zajmowali się opracowaniem jego spuścizny. Ksiądz Główczyk jest współautorem i redaktorem zbioru homilii: „Idźcie i głoście”, a ks. Ptasznik serii „Dzieła zebrane Jana Pawła II”. – 10 lat, które przeżyłem u boku Jana Pawła II, to niesamowite, niezasłużone doświadczenie – wspomina. – Brałem wtedy udział w codziennym życiu papieża i Kościoła. Ojciec Święty każdego dnia dyktował mi to, co przygotowywał do wygłoszenia czy wydania. Zawsze potem pytał: „Co o tym myślisz?”.
W każdy czwartek w polskim kościele wspomina się św. Jana Pawła II. Podczas wieczornej Mszy św. zebrani zanoszą modlitwy przez jego wstawiennictwo. Odmawiają Różaniec, polecając intencje, które pielgrzymi zostawiają na kartkach.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).