Wytrwać w godzinie próby to heroizm, zwłaszcza gdy próba jest tak straszna. Ponad 400 lat temu zwycięsko przeszli ją trzej duchowni.
Józef Eperjessy był zakrystianem kaplicy zamkowej w Koszycach. Widział, jak żołnierze rabują jej wyposażenie, ale nic nie mógł zrobić. Ukrył się w jednej z komnat i czekał, aż niebezpieczeństwo minie. Nie wiedział, że spędzi tam jeszcze wiele godzin, a to, co usłyszy, posłuży jako świadectwo świętości trzech mężczyzn, których napastnicy uwięzili w sąsiednich pokojach.
Żądza krwi
35-letni Melchior Grodziecki, Polak ze Śląska Cieszyńskiego, i Węgier Stefan Pongracz byli jezuitami. Pełnili w Koszycach funkcję kapelanów wojsk cesarskich i duszpasterzy tamtejszych katolików. Był z nimi też Chorwat ks. Marek Križ – kanonik katedry w Ostrzyhomiu.
To był trudny dzień dla miasta. Wreszcie dotarła do Koszyc trwająca od roku wojna, nazwana później trzydziestoletnią. Formalnie linią podziału tego demolującego Europę konfliktu były kwestie religijne, choć w istocie wyznanie stanowiło pretekst dla załatwiania porachunków politycznych między państwami. Niemniej starcie militarne wzmogło i utrwaliło wzajemną nienawiść między katolikami a protestantami.
5 września 1619 r. pod murami stanęło 18 tysięcy protestanckiego wojska Jerzego I Rakoczego, wysłanego przez księcia Siedmiogrodu Gábora Bethlena. Trasę korpusu znaczyły zgliszcza kościołów i klasztorów oraz trupy katolików, szczególnie duchownych. Najeźdźców wyprzedziła wieść o bestialskich torturach, jakim poddali franciszkanów w Sáros. Ludzie widzieli tam, jak przybity gwoździami do belki, z wyciętym na torsie wielkim krzyżem, kona ojciec Mikołaj Hermondy.
Wysłannicy Rakoczego zażądali otwarcia bram i wydania gubernatora, generała Andrzeja Dóczego. Obiecywali, że w takim wypadku mieszczanie nie ucierpią. W innym – nie będzie litości dla nikogo, nawet dla dzieci. Zdominowana przez kalwinów rada miejska postanowiła przystać na żądanie najeźdźców. Gubernator próbował bronić miasta, ale dowodzony przezeń garnizon przeszedł na stronę wroga. Dóczy został zakuty w kajdany. Jego los był przesądzony. Ale nie tylko jego – rajcy, uzyskawszy zapewnienie bezpieczeństwa dla mieszczan, uchwalili, że nie będą się sprzeciwiać zamordowaniu trzech kapłanów. Grodziecki, Pongracz i Križ mieli zaspokoić żądzę krwi najeźdźców. Radni nie wiedzieli, na jaką gehennę skazują duchownych.
Ci jednak czuli, na co się zanosi. Uwięzieni na zamku gubernatora w pokojach przylegających do kaplicy bezsilnie obserwowali jej profanację. Potem rabusie zażądali od kapłanów pieniędzy. U jezuitów znaleźli jednak jedynie znoszone ubrania, trochę książek i rękopisów. Kanonik Križ miał przy sobie niewielką kwotę, którą oddał żołnierzom. On pierwszy też został poddany pokusie zdrady. Posłaniec Rakoczego przekazał mu, że zostanie uwolniony i otrzyma w wieczyste posiadanie dobra opactwa Szeplak, jeśli przyjmie kalwinizm.
„Jestem gotów umrzeć tysiąc razy niż zdradzić wiarę” – usłyszał wysłannik.
„Przygotujcie się na śmierć” – usłyszeli z kolei więźniowie.
Róbcie, co chcecie
Byli gotowi. Ukryty za ścianą zakrystian słyszał, że wzajemnie się wyspowiadali, a potem modlili się długo w noc. Było już po północy, gdy do ich pokoi zaczęli się dobijać hajducy z pochodniami. Otworzył im Pongracz. Zaraz przy drzwiach otrzymał silny cios obuchem i padł na ziemię. Po chwili to samo spotkało Grodzieckiego. Nad zakonnikami rozpętało się piekło. Hajducy bili ich i kaleczyli jak wściekli. Eperjessy słyszał, jak zakonnicy bezustannie wzywają imion Jezusa i Maryi. Po chwili napastnicy wpadli do pokoju Križa. Sądząc, że widok tortur go zmiękczył, ponowili ofertę Rakoczego. Gdy odmówił, rzucili się na niego, bestialsko pobili i obcięli mu głowę.
Pongracz wydawał się już konać, więc oprawcy skupili się na Grodzieckim. On też usłyszał obietnicę uwolnienia w zamian za odstąpienie od wiary. Odpowiedzią było zdanie: „Róbcie ze mną, co chcecie, ja nigdy nie wyrzeknę się wiary”.
Zrobili, co chcieli. Przywiązali zakonnika za ręce do belki, a jego nogi obciążyli dużym kamieniem. Tak rozciągniętego kroili nożami i przypiekali ogniem z pochodni, a jakby tego było mało, ściskali mu głowę sznurami. Z ust ofiary wciąż jednak dobywały się tylko słowa „Jezus” i „Maryja”. Robiło się już szaro, gdy zakończyli męki Melchiora Grodzieckiego ciosem topora.
Okazało się, że Pongracz jeszcze żyje, więc hajducy zadali mu dwa ciosy szablą, po czym ciała obydwu zakonników wywlekli i wrzucili do kloaki, gdzie były już zwłoki kanonika.
Odwrócona Salome
Gdy po mieście rozniosła się wieść o losie duchownych, oburzeni byli nie tylko katolicy. Wielu protestantów uważało, że bestialstwo żołnierzy zhańbiło całe miasto. W reakcji na powszechny gniew rada miejska poleciła katowi wyciągnąć zwłoki z szamba i pochować w przyzwoitym miejscu. Ten, widząc, w jakim stanie są ciała, miał powiedzieć, nie wiadomo, czy z naganą, czy z uznaniem: „Jestem katem, ale tego, co zrobili hajducy, nie byłbym w stanie zrobić”.
Ciała męczenników pół roku leżały w prowizorycznym grobie. Książę Gábor Bethlen, który sprowadził się do Koszyc, nie zgadzał się na ich pogrzeb i pochówek na cmentarzu. Jak podaje jezuita Jan Poplatek w książce „Św. Melchior Grodziecki”, sytuację zmieniła wizyta w Koszycach cesarskiego posła hrabiego Zygmunta Forgacsa i jego żony Katarzyny. Bethlen, w czasie wydanego na cześć katolickich gości przyjęcia, poprosił hrabinę do tańca. Ta, świadoma, że książę odpowiada za zbrodnię na kapłanach, próbowała się wykręcić. Gdy ten nalegał, nagle zmieniła front. Obiecała mu taniec, jeśli… wyda jej ciała męczenników i pozwoli z nimi postąpić według jej uznania. Zaskoczony Bethlen zgodził się, prosił tylko, żeby ekshumacja odbyła się potajemnie, pod osłoną mroku.
Znaki łaski
W ten sposób zwłoki pomordowanych księży trafiły do franciszkanów w miejscowości Alsó-Sebes, należącej do dóbr hrabiny. Na wieść o tym z okolicznych wsi zaczęli napływać ludzie. Zakonników z tamtejszego klasztoru uderzyła jedna rzecz: wielu z przybyszów z nadzwyczajną skruchą prosiło o spowiedź. Co więcej – wyglądało na to, że ci ludzie po spowiedzi naprawdę się nawracają i radykalnie zmieniają swoje życie. Pytani o to, co ich skłoniło do skorzystania z sakramentu, odpowiadali często, że zrobili to pod wpływem zabitych kapłanów z Koszyc, którzy im się śnili lub ukazywali w inny sposób. Męczennicy polecali im udać się do Sebes, aby tam pomodlić się na ich grobie i szczerze się wyspowiadać. Pojawiały się też świadectwa innych łask.
Po piętnastu latach hrabina, w obawie o bezpieczeństwo relikwii, przeniosła je wraz z sarkofagiem do Trnawy, powierzając je opiece tamtejszych klarysek.
Niebawem zakonnice doświadczyły związanej z obecnością relikwii łaski. Klaryska Zofia Partinger była chroma od urodzenia. Z trudem się poruszała, a z upływem lat zupełnie przestała chodzić. Gdy leżała przykuta do łóżka, do klasztoru przywieziono relikwie. Zakonnica, wiedziona wewnętrznym nakazem, poprosiła siostry o pomoc w dostaniu się przed sarkofag, po czym powiedziała, żeby ją przy nim położyły. Gdy leżąc, modliła się żarliwie o zdrowie, poczuła wstępującą w jej organizm nadzwyczajną siłę. Wracała tam przez kilka dni i za każdym razem czuła się zdrowsza. Wreszcie ustał ból, który wcześniej stale odczuwała, i znikła nawet krzywizna, z którą się urodziła.
Świadectwo o tym cudzie potwierdziło swoimi podpisami 12 klarysek wraz z ówczesną przełożoną s. Anną Czópoii.
Z czasem relikwie męczenników przeniesiono do nowego kościoła jezuitów w Trnawie, a jeszcze później do tamtejszego klasztoru urszulanek.
Woleli umrzeć
Mimo powszechnego i wzmagającego się kultu męczenników koszyckich wojny i inne okoliczności spowodowały, że ich beatyfikacja nastąpiła dopiero w 1905 roku. To było wielkie wydarzenie także dla Śląska Cieszyńskiego. Ziemia ta zyskiwała nowego błogosławionego.
2 lipca 1995 roku Melchior Grodziecki, Stefan Pongracz i Marek Križ zostali kanonizowani w Koszycach przez Jana Pawła II. „Dzisiaj wspominamy z wdzięcznością i podziwem tych trzech odważnych świadków Ewangelii. W godzinie próby wytrwali oni w obliczu pokus i tortur i woleli raczej umrzeć niż zaprzeć się wiary i wierności Chrystusowi i Kościołowi. To ich najwyższe świadectwo jaśnieje przed nami jako świetlany przykład ewangelicznej wytrwałości, który powinniśmy mieć przed oczyma, gdy stoimy wobec trudnych i ryzykownych wyborów, jakich nie brak także dzisiaj” – powiedział papież.
Melchior Grodziecki urodził się w 1584 r. w Grodźcu k. Cieszyna w polskiej rodzinie szlacheckiej. W 1603 r. wstąpił do jezuitów w Brnie. Święcenia kapłańskie przyjął w 1614 r. w Pradze. W 1619 r. został wysłany do Koszyc w charakterze kapelana wojskowego. Tam 7 września 1619 r. został zamordowany wraz z dwoma towarzyszami przez żołnierzy Rakoczego. Beatyfikowany w 1905 r., kanonizowany w 1995 r.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.