Kiedy ktoś w dyskusji posługuje się półprawdą, wiem już na pewno: chce mną manipulować.
Negacjonizm klimatyczny. Kiedy pierwszy raz zetknąłem się z tym terminem, chciałem najpierw przetrzeć okulary. Może mam brudne i niedokładnie przeczytałem? Negacjonizm kojarzył mi się przez długi czas jedynie z tzw. kłamstwem oświęcimskim, czyli negowaniem Holocaustu. Dodanie przymiotnika „klimatyczny” niby jasno pokazuje, o jaką dziedzinę chodzi. Już na starcie definiuje jednak tych, którzy chcieliby z obowiązującymi poglądami polemizować, jako ludzi w najlepszym razie oderwanych od rzeczywistości. Czyli oszołomów. A być może także – w gorszym wypadku – jako płatnych kłamców na usługach branż emitujących najwięcej CO2. No cóż, pomyślałem sobie, kiedy oponent z założenia jest oszołomem albo płatnym lobbystą, dyskutować z nim nie trzeba. I można pisać o zgodnej opinii naukowców. Przecież oszołom czy lobbysta naukowcami mogą być tylko z nazwy, prawda?
Cóż, nie pierwszy raz w ten sposób rzeczową dyskusję próbuje się zastąpić przylepieniem etykietek. Z homofobami na ten przykład też nie ma co dyskutować, prawda? Są chorzy (fobia), powinni pójść do psychologa albo nawet psychiatry. Mój niesmak odnośnie do pojęcia „negacjonizm klimatyczny” wzrósł jeszcze bardziej, gdy zapoznałem się z jego definicją. Otóż – napisał autor (autorzy) artykułu w Wikipedii:
Na denializm klimatyczny składają się bezzasadne wątpliwości lub poglądy negujące fakty naukowe o zmianach klimatu – włączając w to podważanie działalności ludzkiej jako podstawowej przyczyny zmian klimatycznych oraz konsekwencji globalnego ocieplenia dla przyrody i ludzkości.
To nie przesada? Naprawdę nie wolno podważać tezy, że PODSTAWOWĄ przyczyną obserwowanych zmian klimatycznych jest działalność człowieka? Choć akurat człowiek odpowiada za niewielki procent emisji gazów cieplarnianych? Który naukowiec podpisał się pod tezą, że dwutlenek węgla uwolniony na gnijących bagnach nie ma wpływu na klimat, a ten wytworzony przez spalanie drewna w kominku już ma? Który pod tezą, że tę akurat zmianę ciągle zmieniającego się na przestrzeni wieków klimatu zainicjowała działalność człowieka, a nie jest to wynik splotu kilku czynników, w tym także od człowieka niezależnych?
Zasadniczo skłonny jestem naukowcom wierzyć. Sęk w tym, że nie zawsze potrafię odróżnić naukową tezę od zacietrzewionej ideologii. Ot, kwestia „płuc świata”, Amazonii. Parę dni temu Tomasz Rożek na swoim wideoblogu „Nauka. To lubię” pokazał, jak bardzo nasze poglądy, kształtowane przez propagandystów, dalekie są nie tylko od wyników specjalistycznych badań naukowych, ale i podstawowych faktów. Wczoraj usłyszeliśmy od naukowców z PAN, że „dzisiejsi 30- i 40-latkowie mogą dożyć czasów, gdy z polskich lasów zniknie 75 proc. drzew, a wraz z nimi setki gatunków innych roślin, a także grzybów i zwierząt”, co specjalista od ekologii lasów, prof. Jan Holeksa uznał za „publicystyczną przesadę”: owszem, może zmienić się skład drzewostanu, ale same z siebie lasy nie znikną. A jako człowiek już niemłody pamiętam jeszcze alarmistyczny Raport Klubu Rzymskiego - a jakże, poparty badaniami naukowców - wedle którego nasza cywilizacja już dawno powinna konać w bolesnych konwulsjach. A jakoś istniejemy i mamy się całkiem dobrze. Dlatego i ostatnie alarmistyczne tezy o zagrożeniu europejskiego rolnictwa traktuję dość nieufnie.
Nie byłby to problem, gdyby były to jedynie rozważania akademickie, które można potraktować jak ciekawostkę. Jak choćby te dotyczące życia poza ziemią. Tymczasem różne pomysły na ochronę przyrody coraz wyraźniej mają też powiązania z ekonomią. Jednych zmuszają do hamowania własnego rozwoju, innym, bardziej technologicznie zaawansowanym, otwierają nowe rynki zbytu. A to już jest problem także moralny. Zwłaszcza gdy po dokładniejszym zbadaniu sprawy okazuje się, że to, co niby chroni przyrodę, tak naprawę jeszcze bardziej ją obciąża (vide poruszony przez Tomasza Rożka problem produkcji biopaliw).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.