Fragment książki „Święte patrzenie. Kontemplacja, która uzdrawia”, autorstwa anglikanki Susan Pitchford.
Bardzo poważnej presji poddani są też studenci odnoszący sukcesy w nauce, muszą się bowiem dodatkowo mierzyć ze stereotypem tych, którzy nie ponoszą porażek. Zmagają się więc nie tylko z wykreowanym przez siebie fałszywym „ja” (które przecież kreujemy sobie wszyscy), ale także z „kolektywnie fałszywym ja”, wytworzonym przez wrogą im i dyskredytującą ich kulturę. Psycholog społeczny Claude Steele wykazał w swoim badaniu, że te negatywne grupowe obrazy oraz związane z nimi oczekiwania i niepokój mogą doprowadzić do samospełniającej się przepowiedni, w której inteligentni i utalentowani ludzie nie wykorzystują swojego potencjału. Takie powtarzające się często sytuacje mogą prowadzić do tego, że znajdująca się w nich osoba nabiera przekonania, że uniwersytet nie jest bezpiecznym miejscem, w którym warto inwestować swoją energię, ponieważ ten wysiłek nie zostanie właściwie wynagrodzony. Prowadzi to ostatecznie do braku zaangażowania w naukę i w konsekwencji do pożegnania się z widokami na obiecującą karierę.
Socjologia badająca przestępczość i zachowania dewiacyjne wyróżnia inny sposób, w jaki procesy społeczne mogą prowadzić do atakowania naszej tożsamości. Zgodnie z teorią naznaczania społecznego czy inaczej teorią etykietowania (labeling theory) istnieją dwa rodzaje zachowań dewiacyjnych: dewiacja pierwotna i dewiacja wtórna. W dewiacji pierwotnej dochodzi do drobnych przekroczeń prawa, których od czasu do czasu dopuszczamy się wszyscy: przekroczenie prędkości, spożywanie alkoholu przez nieletnich albo ubranie się nieodpowiednio do okoliczności. Większość z nas przechodzi nad tym do porządku dziennego i nie narusza to zbytnio naszej tożsamości.
Zdarza się jednak, że nasza tożsamość ucierpi. Są czasami sytuacje, w których inni ludzie reagują tak negatywnie na zachowanie jakiejś osoby, że zostaje ona publicznie naznaczona jako „dewiant”: alkoholik, zboczeniec, kryminalista. Taka etykietka zaczyna kształtować tożsamość tej osoby, stając się samospełniającą się przepowiednią: skoro już przylgnęła do mnie etykieta „przestępcy”, zamiast temu zaprzeczyć, mogę pomyśleć, że nie mam nic do stracenia, i zacząć się z tym identyfikować i być jak inni przestępcy. Właśnie tego typu zachowania przestępcze, wynikające ze społecznego naznaczenia, tworzą wtórną dewiację.
Teoretycy naznaczania społecznego utrzymują, że nie wszyscy jesteśmy jednakowo podatni na procesy etykietowania, podobnie nie wszyscy jesteśmy tak samo skłonni etykietować innych. To kwestia wewnętrznej siły. Przykładowo sędziowie zajmujący się sprawami kryminalnymi dysponują potężną siłą etykietowania zarówno małoletnich, jak i dorosłych, a kolorowi czy ubodzy mają niewielką szansę, by się spod niego wyzwolić. Ktoś, czyje cechy czy zachowania są silnie odrzucane przez innych, jest stygmatyzowany; w terminologii Ervinga Goffmana tożsamość takiej osoby została „zraniona” (spoiled).
Jak widać, „ja” niektórych z nas są bardziej podatne na zranienia niż innych, podobnie niektórzy z nas zdrowieją szybciej niż inni. Każdy jednak nosi ślady ran po tej walce, choć mogą być one skrzętnie ukrywane. Zdarza się więc, że odczuwamy smutek, bo się starzejemy, lub też pogrążamy się w żałobie po tych, którym nigdy nie będzie dane dorosnąć. Smutkiem napawa nas lęk przed utratą dobrej sylwetki i atrakcyjności dla partnera spowodowaną wydaniem dziecka na świat, lub też powodem smutku jest fakt, że nie możemy mieć dzieci. Być może nasza kariera nie potoczyła się tak, jak zamierzaliśmy, lub też owszem, wszystko poszło zgodnie z planem, ale zastanawiamy, czy to właściwie to. Chcieliśmy przecież zmienić świat, a zamiast tego wiedziemy życie w cichej desperacji albo mdłej przyzwoitości. Albo też mamy wszystko, o czym marzyliśmy, ale towarzyszy nam świadomość, że wystarczy po prostu diagnoza lekarska albo mały błąd na autostradzie i wszystko przybierze inny obrót.
Nie są to stwierdzenia nowe ani odkrywcze. Ludzka natura i kondycja nie zmieniają się tak bardzo i zawsze istnieli ludzie, którzy budowali własne „ja”, pomniejszając innych. Przypowieść Jezusa o faryzeuszu i celniku mówi nam, że ten schemat trwa co najmniej od dwóch tysięcy lat. Faryzeusz dziękuje Bogu, że jest lepszy niż ten wyrzutek, ten zaś z kolei nie śmie podnieść wzroku ku niebu, lecz spuszcza głowę i błaga Boga o miłosierdzie. Jednak to on właśnie modlił się uczciwie; gdyby pozwolił zwyciężyć swojemu fałszywemu „ja”, uznałby zapewne, że nie jest godny miłosierdzia i poddałby się jak Judasz. Podobnie opowieść o rywalizacji między Sarą, żoną Abrahama, a jego nałożnicą Hagar pokazuje, że zazdrość i zabieganie o różne dobra też istnieją od ponad dwóch tysięcy lat. Możemy założyć, że prawdopodobnie towarzyszą nam od zarania.
Zmiany społeczne i poszukiwanie własnego „ja”
Pewne rzeczy jednak się zmieniły. Jak już wcześniej pisałam, technologia i mass media umożliwiają szybkie i szerokie rozpowszechnianie wysokich standardów, w które wpasowujemy ludzi, jak również porażek, przez pryzmat których potem ich oceniamy. Na dodatek odejście od homogenicznych, zżytych ze sobą, tradycyjnych społeczności do multikulturowych, miejskich, industrialnych i postindustrialnych społeczeństw (które socjologowie opisują jako przejście od gemeinschaft do gesellschaft) spowodowało wytworzenie postawy skrajnego indywidualizmu. Nasze tożsamości, definiowane kiedyś przez przynależność plemienną, teraz konstruujemy sami i gdy upadamy, idziemy na dno samotnie.
Te same czynniki oddziaływały także w czasach św. Klary: urbanizacja, rosnąca klasa średnia, która zastępowała starą szlachtę (z której pochodziła sama Klara) i pogłębiająca się przepaść między posiadaczami i tymi, którzy nie posiadają, powodowały wiele niepokojów w tamtym okresie. Znajdowało to swój wyraz w nowych ruchach religijnych. Niektóre, jak katarzy, zostały uznane za heretyckie; inne, jak beginki i begardzi, były w istocie ortodoksyjne, ale postrzegano je jako podejrzane; jeszcze inne, jak zakony żebracze (dominikanie, franciszkanie) były ściśle ortodoksyjne – tak ściśle, że w późniejszym czasie wywodzili się z nich przełożeni Świętej Inkwizycji. Cóż, nikt nie jest doskonały.
Niepokoje społeczne rzeczywiście generują nowe ruchy religijne i nie inaczej działo się zarówno w trzynastowiecznej Europie, jak i w latach sześćdziesiątych XX w. w Ameryce46. W niepewnych czasach wydaje się, że stare odpowiedzi już nie przystają do rzeczywistości i ludzie szukają nowych. Gdy więc Klara wyruszyła, by znaleźć swoje odpowiedzi, przyłączyła się do Franciszka z Asyżu, aby wspólnie budować ruch franciszkański. Kościół był wtedy, jaki był: Franciszek niemal natychmiast otrzymał zgodę na swoją nową drogę życia, podczas gdy Klara musiała walczyć do ostatniego tchu o Regułę, którą opracowała dla swojej wspólnoty. Kościół przez lata starał się uczynić z Klary benedyktynkę: oznaczało to raczej utrzymywanie wspólnego majątku niż życie według głoszonego przez nią „przywileju ubóstwa” zmuszającego jej wspólnotę do codziennego powierzania się jedynie wsparciu Boga.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).