Fragment książki „Święte patrzenie. Kontemplacja, która uzdrawia”, autorstwa anglikanki Susan Pitchford.
Fałszywe „ja” nie zna stanów pośrednich: albo to ja jestem centrum wszechświata, albo – jeśli odebrałem alternatywny przekaz – jestem w centrum tego wszechświata śmieciem. Albo jestem naprawdę dobrym człowiekiem, za którym inni powinni podążać i go naśladować, albo jestem „najgorszym grzesznikiem” i nikt nigdy nie rozczarował Boga tak dotkliwie jak ja. Tak przejawia się albo pycha, albo poniżanie siebie, które, jak już wspomniałam, jest tylko inną stroną pychy. Tym z nas, których największą winą jest poniżanie siebie, towarzyszą reakcje afektywne, które już znamy: wstyd, brak pewności siebie oraz głębokie poczucie grzeszności i niedoskonałości. Jakąkolwiek formę przyjmie fałszywe „ja”, jest iluzją; to kłamstwo.
Jezus ze współczuciem i uczciwie powiedział nam, że to nasze fałszywe „ja” musi umrzeć, jeśli chcemy żyć prawdziwie. To tajemnica paschalna: aby żyć wiecznie, trzeba najpierw umrzeć. Doskonałość możemy osiągnąć tylko wówczas, gdy staniemy się dojrzali i zmierzymy się z rzeczywistością naszego życia i z naszymi wyborami, zaś nasze fałszywe „ja” oznacza ucieczkę od rzeczywistości i przedłużanie naszego duchowego infantylizmu. To iluzja autonomii, samowystarczalności i ułudy bycia w centrum, i nieważne, czy czujemy się z tym dobrze, czy źle. Iluzje mogą być wygodne albo opresyjne, ale tylko prawda może nas wyzwolić.
Oto dlaczego Jezus nauczał, że musimy narodzić się na nowo. Jak powiedział Thomas Merton: „Narodzić się na nowo nie oznacza stać się kimś innym, ale stać się sobą”. Fałszywe „ja” to kłamca; wykrzywia to, kim jesteśmy. Obiecuje, że szczęście i spełnienie leży w rozpoznaniu naszych talentów, rozwijaniu naszych planów i w ciągłym poszerzaniu zainteresowań. Większość ludzi nie ma możliwości sprawdzenia w pełni tych obietnic, ponieważ życie nie daje im okazji, by dowiedzieć się, co znaczy „mieć to wszystko”. A przecież w mediach dzień po dniu oglądamy spektakl autodestrukcji tzw. ludzi sukcesu, którzy rzekomo wszystko osiągnęli, aż w końcu odkrywają, że ich fałszywe „ja” jest notorycznym kłamcą.
„Ja” zaatakowane
Pociechą dla tych z nas, którzy nie są sławni i bogaci, jest fakt, że na szczęście nasz pogrążony w emocjonalnym rozpadzie wizerunek nie znajdzie się na okładce poczytnego magazynu. Nie spowoduje to jednak, że frustracja związana z naszym „ja” i powiązane z nią poczucie wstydu, wyobcowania i załamania nie staną się mniej rzeczywiste. Spójrzmy, czym skutkuje wizerunek bardzo szczupłej (i dla większości z nas nieosiągalnej) sylwetki, funkcjonujący w społeczeństwie jako pożądany. Badania socjolożki Melissy Milkie pokazały, że nawet jeśli odrzucamy takie wizerunki jako nierealistyczne i traktujemy je jako nieistotne dla nas, to nadal oddziałują one na nas z ogromną siłą, jeśli wiemy, że inne ważne dla nas osoby im ulegają. Z tego powodu percepcja samych siebie przez niektóre osoby jest tak wypaczona, że nie są one w stanie zobaczyć w lustrze swojego realistycznego odbicia. Zjawisko to nazywa się to cielesnym zaburzeniem dysmorficznym (body dysmorphic disorder) i powoduje, że odsetek samobójstw wśród ludzi nim dotkniętych jest czterdzieści pięć razy wyższy niż w całej populacji. Podobny odsetek samobójstw odnotowuje się z powodu zaburzeń odżywiania, dotyczy to również zgonów w wyniku powikłań związanych z zabiegami chirurgii estetycznej.
Nasza tożsamość jest atakowana z każdej strony. Zaskoczyła mnie liczba młodych ludzi, nierzadko nastolatków, którzy popełnili samobójstwo w rezultacie mobbingu ze strony rówieśników, przeważnie dlatego, że byli określani jako w jakiś sposób „inni”. Na przykład Ryan Halligan, który miał trudności w nauce, był dręczony przez grupę rówieśników przez wiele lat, od piątej klasy szkoły podstawowej do gimnazjum. W ostatnim z wielu takich epizodów został podstępnie skłoniony do zwierzeń wobec dziewczynki, którą lubił, ona zaś publicznie nazwała go nieudacznikiem (loser). Ryan popełnił samobójstwo w wieku lat trzynastu. Podobnym przypadkiem jest historia Megan Meier, dziewczynki cierpiącej na zaburzenie koncentracji uwagi (attention deficit disorder), depresję i autoagresję z powodu nadwagi. Stała się ona obiektem cybermobbingu ze strony byłej przyjaciółki i jej matki, która utworzyła fałszywe konto na portalu MySpace pod nazwiskiem „Josh Evans”. Megan zaufała „Joshowi” i zamieściła swoje zwierzenia na jego koncie, a kobieta razem ze swoją córką użyły tych wiadomości, aby publicznie upokorzyć byłą przyjaciółkę. Megan powiesiła się tuż przed swoimi czternastymi urodzinami.
A oto kolejny przykład, że dostęp do nowoczesnych technik komunikacji dostarcza nam nowych sposobów niszczenia innych i siebie. Osiemnastoletnia Jesse Logan i trzynastoletnia Hope Witsell zabiły się po tym, jak ich zdjęcia zawierające treści związane z seksualnością, które wysłały swoim chłopakom, zostały upublicznione. Wyzywana miesiącami od „dziwek” i „kurew” Hope przywiązała różowy szalik do baldachimu nad swoim łóżkiem i powiesiła się. Różowy szalik i baldachim nad łóżkiem – czy coś mogłoby powiedzieć „niewinna dziewczęcość” bardziej wyraziście? To ich użyła dziewczynka o imieniu Hope [po angielsku „nadzieja” – przyp. tłum.], aby uciec od zdewastowanej tożsamości, która według niej była już nie do naprawienia.
To są niezwykle dramatyczne przypadki, ale ilu z nas codziennie zmaga się z obciążającym poczuciem, że nie są dość atrakcyjni, dość bystrzy, dość efektywni, dość opanowani i stanowczy, by czuć się dobrze we własnej skórze? Takie wątpliwości bolą, tym bardziej że podkopują niejednokrotnie mocne przecież poczucie własnej wartości i czujemy się jakbyśmy znienacka „rąbnęli grzywką o beton”. Bóg wie, że wielu moich kolegów akademików zostało obdarowanych obfitością tego, co możemy życzliwie określić jako poczucie własnej wartości. Wiem też jednak, że wielu z nich trawi skrywany lęk, iż pewnego dnia zostaną zdemaskowani jako oszuści, którym brak wiedzy, jakiej należałoby się po nich spodziewać. Czasami przybiera to zabawne formy, na przykład snu, w którym ktoś wykazuje ci, że z jakichś formalnych powodów nigdy nie ukończyłeś piątej klasy podstawówki, co oznacza przecież, że wszystkie późniejsze stopnie naukowe – włączając w to doktorat – są nieważne i musisz opuścić uniwersytet, zwrócić wszystkie granty i zatrudnić się w McDonald’s.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.