Fragment książki „Święte patrzenie. Kontemplacja, która uzdrawia”, autorstwa anglikanki Susan Pitchford.
Klara żyła w czasach społecznych niepokojów, musiała więc postawić fundamentalne pytanie o swoją własną tożsamość. Kim ma być i jakie jest jej miejsce w świecie? Kościół nalegał, by przyjęła stare odpowiedzi i podążyła starą drogą życia, z tychże odpowiedzi wynikającą. Droga benedyktyńska jest dobrym duktem, a jej wartości – umiar i równowaga – powodują, że lepiej sprawdza się w dłuższej perspektywie niż ekstremalna ścieżka wybrana pierwotnie przez Franciszka i Klarę. Lecz Klara nie chciała nią podążać, głęboko przekonana co do tego, kim jest i do czego została wezwana; dla niej być oblubienicą Chrystusa oznaczało, że jest poświęcona jednemu Małżonkowi i nie zamierza przyjmować darów od Jego rywali. To właśnie przekonanie sprawiło, że była w stanie sama przeciwstawić się Rzymowi i ustanowić zupełnie nową drogę dla pobożnych kobiet. To właśnie lustro-Ukrzyżowany ukazało Klarze dokładnie, kim jest i do Kogo należy.
Franciszek także zmagał się z tymi pytaniami. Wcześnie musiał zdecydować o swoim życiu: czy chce być jednym z majores, pnących się po szczeblach kariery klasy kupieckiej, ku której przeznaczył go jego odnoszący sukcesy ojciec. Nie bardzo jednak zainteresowany kupiectwem Franciszek próbował swoich sił jako żołnierz, myśląc, że stan „rycerski” będzie tożsamością, którą przyjmie z przyjemnością. W końcu nawrócenie poprowadziło go i jego towarzyszy do przyjęcia tożsamości minores, tych niższych, tych małych, braci wędrownych. Intryguje mnie jednak, że Franciszek na tym nie poprzestał, wciąż stawiał pytania o tożsamość w najważniejszych momentach swego intensywnego życia duchowego. Zgodnie z tradycyjnym przekazem dwa lata przed śmiercią Franciszek modlił się w pustelni na górze Alwernii. Miał się mu tam ukazać serafin o sześciu skrzydłach, który na jego ciele odcisnął rany Chrystusowej męki. Franciszek modlił się: „Ktoś Ty jest, najsłodszy Boże mój? I którzem ja, najpodlejszy robak i bezużyteczny sługa Twój?”.
Kim jestem? Franciszek porzucił bogactwo i przywileje, stracił rodzinę i poważanie i założył prężnie rozwijający się nowy zakon, ale i to stracił. Uznany świętym przez publiczną aklamację, lider odrzucony przez własną wspólnotę, ze zrujnowanym zdrowiem, dawno wyzbyty światowych ambicji, w duchowym kryzysie, Franciszek pyta: kim jestem? Stygmaty są Bożą odpowiedzią: „Jesteś alter Christus, «innym Chrystusem», tak blisko złączonym z Moim Synem, że twoje ciało jest zjednoczone z Jego męką”. Co zobaczył Franciszek w lustrze-Ukrzyżowanym: nie fałszywe „ja”, nie wyolbrzymione winy, nie napuszoną cnotliwość, ale po prostu uderzającą prawdę o swoim zjednoczeniu z Chrystusem.
W lustrze
A co z nami? Co my zobaczymy w lustrze? Prawdopodobnie mamy jakieś pojęcie o tym, jak świat odpowiada na nasze pytanie: „Kim jestem?”. Widzimy jego odpowiedź odzwierciedloną w innych osobach, z którymi współdziałamy, i w społecznie zdefiniowanych oczekiwaniach przekazywanych nam przez media i inne kanały komunikacji. Znamy też nasz zasób odpowiedzi, z którego możemy czerpać na różne sposoby w zależności od tego, co niesie dzień. Jednak fakt, że fraza: „Czy to nie pogrubia mojego tyłka?” stała się powszechnym kulturowym konceptem, zdradza naszą zasadniczą niepewność co do tego, jak widzą nas inni i czy przystajemy do norm społecznych. Wiemy, że „piękno leży w oku patrzącego”. Po prostu nie jesteśmy pewni, czyim oczom możemy zaufać.
Wszyscy potrzebujemy kogoś, kto widzi jasno i powie nam prawdę z miłością. Klara wiedziała, gdzie to odnaleźć: „Patrz w zwierciadło każdego dnia (...) i nie przestawaj przyglądać się swojej twarzy w nim”. Jeśli, jak mówią nam socjologowie, dowiadujemy się, kim jesteśmy, poprzez interakcję z innymi, musimy spędzać wiele czasu w interakcji z Tym Jedynym, z Tym, który widzi nas w pełnej jasności i doskonałym miłosierdziu, i oddał sam siebie, by nas przemienić w Jego wierny, niezniszczalny obraz.
Dlatego właśnie patrzenie jest takie ważne. Jeśli chcę uzyskać prawdziwą odpowiedź na pytanie: „Kim jestem?”, muszę przestać patrzeć na tych, którzy dają mi fałszywe odpowiedzi. Świat wokół nas i fałszywe „ja” w nas to gabinet krzywych luster, w których widać tylko zniekształcony obraz. Musimy się wyrwać z kręgu tych obrazów – fascynujących, bo i takie potrafią być – i przenieść się w spokojne miejsce, gdzie możemy wpatrywać się w prawdziwe Lustro bez przeszkód i bez rozproszenia. Franciszek znalazł swoją odpowiedź w samotności na górze Alwernii; Klara swoją w odcięciu się od świata w klasztorze. Zapraszała Agnieszkę do kontemplacji, bo to właśnie kontemplacyjne wpatrywanie się w twarz Chrystusa daje nam najprawdziwszą wiedzę o nas samych i najgłębsze uzdrowienie.
Może upłynąć sporo czasu, zanim to przyjmiemy, ale im bardziej poświęcimy się temu świętemu patrzeniu, tym pełniej nasze autentyczne „ja” będzie zastępować to fałszywe „ja” i tym lepiej nasze prawdziwe „ja” będzie przekształcać się w obraz Bożego umiłowanego Syna. To jest prawda, która nas wyzwoli z fałszywych programów samospełnienia opartych na zaspokajaniu swojego ego. I właśnie w ten sposób odnajdziemy głęboki, odporny na okoliczności zewnętrzne, tajemniczy pokój, który obiecał nam Jezus.
Na dalszych stronach tej książki odkryjemy uzdrawiającą moc kontemplacyjnego patrzenia oraz otrzymamy kilka praktycznych wskazówek, jak rozpocząć modlitwę kontemplacyjną i odnaleźć w niej uzdrowienie. Z nauczania Jezusa, z Jego posługi uzdrawiania i z Jego męki jasno wynika, że On głęboko pragnie naszego odrodzenia ku pełni. Jest wiele środków, które do tego prowadzą, od terapii po służbę wobec najuboższych członków ludzkiej rodziny, ale kontemplacja oblicza Chrystusa jest chyba najprostszą i najintensywniejszą formą prowadzącą do uzdrowienia. Ponadto, jak wspomniałam w innej swojej pracy, wpatrywanie się w Chrystusa motywuje do służenia innym, ponieważ gdy raz już zacznie się patrzeć w takie światło, widzi się je i kocha potem wszędzie, gdzie się spojrzy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).