Sześć lat seminaryjnej próby, sześć lat na zastanowienie się. To mało?
Fala wiosenno-letnich upałów połączyła się z tym roku z falą odejść z kapłaństwa. Nie nowość. Wakacje to czas, gdy szczególnie dużo duchownych wybiera „inne życie”. Tyle że trochę zmieniły się czasy. Więcej o tym w mediach społecznościowych, więcej też w innych mediach. Wszystko trochę w atmosferze „wybierają normalne, przyzwoite życie” Tak to też sugerują niektórzy z odchodzących. A w podtekście jest również trochę myślenia – tak mi się wydaje, może się mylę – „proszę, prawi opuszczają nieprawe szeregi”.
Nie chcę w tych sprawach sądzić. Choć z racji historii swojego życia byłbym do tego może bardziej od innych uprawniony. Dla mnie jest przede wszystkim bardzo smutne. Niezależnie od powodu czy pretekstu, który się dla usprawiedliwienia tej decyzji podaje. Bo...
Nie to, że deprecjonuję wartość małżeństwa i rodzicielstwa. Dać życie dziecku, przygotować go do samodzielnego życia, a do końca życia w modlitwie nad nim czuwać – to wspaniałe powołanie. Tyle że kapłaństwo to ojcostwo do potęgi entej. To nieraz towarzyszenie w zrodzeniu dla Chrystusa, to nieustająca troska o trwanie w Nim, to prowadzenie ku niebu, ku szczęśliwej wieczności. Jeśli przygotowanie do dorosłego życia to wielkie i wspaniałe zadanie, o ile większym i wspanialszym jest przygotowanie do życia, które nie kończy się nigdy? O nieporównywalności drogi kapłaństwa z każdą inną służbą dla społeczeństwa już nie mówiąc...
Myślę – przepraszam, że powiem to głośno – że niektórzy kapłani zapominają, jak ważnej poświęcili się służbie: służbie pośredników między Bogiem a człowiekiem. Dla takiej służby warto przecież poświęcić wszystkie swoje umiejętności, talenty, na bok odstawiając także swoje pragnienia. Wszak czas jest krótki – zaledwie kilkadziesiąt lat życia. Niektórzy zapomnieli, więc mozół związany z tą służbą i wszystkie związane z nią niedogodności zaczynają ciążyć. A zapomniawszy zaczynają pytać dlaczego. Dlaczego mają to wszystko znosić, dlaczego nie mogą się realizować, dlaczego nie mogą stać się ludźmi sukcesu, dlaczego nie mogą być szczęśliwi.
Samorealizacja – służba. Dwie różne, choć czasem mylone sprawy. Myślę, że głównie z tego pomieszania rodzi się przyzwolenie, by ulec pokusie porzucenia kapłaństwa. Kto wie, że jak Chrystus, jest sługą, zniesie wszelkie niedogodności.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.