„Przypisywanie władzom radzieckim przeprowadzonych przez Niemców w nieludzki sposób egzekucji na polskich oficerach” było jednym z powodów skazania Jánosa Esterházyego na 10 lat łagru.
Wielkiego skarbu naszego serca i ducha, naszej narodowej tożsamości i wiary w Pana Jezusa nie możemy stracić z oczu ani na moment – mówił Esterházy w 1940 r. – Dbajmy o nie i chrońmy je, bo to jest jedyna pozytywna wartość, której nikt nie może nam odebrać i której cudowna moc pomoże nam w najtrudniejszych doświadczeniach. Sam żył zasadą, którą głosił. Dla Węgrów jest bohaterem. Polski prezydent Lech Kaczyński odznaczył go pośmiertnie, Izrael przyznał mu tytuł Sprawiedliwego wśród Narodów Świata, a Archidiecezja Krakowska prowadzi jego proces beatyfikacyjny. Czesi do dziś uważają Esterházyego za zdrajcę.
Możnego rodu
„Zachcianki ma jak kobieta w ciąży” – notowała Maria Mycielska, siostra Esterházyego, po spotkaniu z nim w komunistycznym więzieniu. Jej umierający na gruźlicę, straszący swoim wyglądem innych osadzonych i roztrzęsiony psychicznie brat poprosił o... figi i daktyle. Dzięki staraniom rodziny udało się zdobyć porcję egzotycznych owoców, choć na co dzień walczono o każdą dawkę leków dla niego. Być może po latach łagru János stracił świadomość tego, co jest normą w komunistycznym kraju, a co rarytasem arystokracji, do której należał. Jego ród był jednym z najstarszych na Węgrzech. Genealogia Esterházych sięga XVI wieku. Sam János był gorliwym patriotą kilku narodów jednocześnie.
Urodził się w 1901 r. na należącej do Węgier Słowacji, w miejscowości nazywanej przez Węgrów Nyitraújlak, a przez Słowaków – Velk’ké Zálužie. Tytuł szlachecki odziedziczył zarówno po ojcu, jak i po matce, polskiej hrabinie Elżbiecie Tarnowskiej. Po wczesnej śmierci męża Tarnowska włożyła dużo pracy w katolickie wychowanie syna i dwóch córek. János był duchowo związany ze św. Teresą z Lisieux, a także ze sługą Bożym Istvánem Kaszapem, zmarłym w wieku 19 lat jezuickim nowicjuszem.
Mając 23 lata, János poślubił Livię Serényi, z którą miał dwoje dzieci.
Patron Międzymorza
W 1920 r. na mocy układu w Trianon przestały istnieć wielkie Węgry. Kraj o powierzchni 325 tys. km kw. okrojono do 93 tysięcy. Za granicą pozostało 3,5 mln osób narodowości węgierskiej, czyli jedna trzecia populacji. Zawarty po I wojnie światowej układ do dziś jest wspominany nad Balatonem jako olbrzymia historyczna krzywda. Słowaków nie martwił jednak smutek Węgrów, których pamiętali jako niezwykle brutalnych zaborców.
W tej skomplikowanej sytuacji młody Esterházy zajął się działalnością na rzecz mniejszości węgierskiej w Czechosłowacji. Miał zaledwie 31 lat, kiedy objął kierownictwo Krajowej Partii Chrześcijańsko-Społecznej, działającego w Czechosłowacji węgierskiego ugrupowania, z którym współpracował od lat 20. Objeżdżał kraj z przemówieniami, w których apelował do Węgrów o jedność i wysokie morale oraz krytykował prezydenta Tomáša Masaryka za dyskryminowanie tej mniejszości narodowej. Snuł nieco utopijną wizję utworzenia Słowacczyzny jako regionu, w którym wszystkie grupy etniczne miałyby równe prawa. Praga nie chciała jednak nawet poszerzenia autonomii Słowacji.
Postawa władz sprawiła, że János Esterházy, który od 1935 r. zasiadał w parlamencie, odrzucił kilkukrotne propozycje wejścia do rządu. Coraz ostrzej atakował władze, które wolały pertraktować z Sowietami, niż tworzyć regionalne porozumienie, na którym zależało m.in. Polsce. Esterházy, który był spokrewniony z dyplomatą Janem Szembekiem i mógł bez zapowiedzi odwiedzać ministra Józefa Becka, uważał, że środkowoeuropejski sojusz ochroniłby jego członków przed zagrożeniem ze strony Związku Sowieckiego i III Rzeszy. W wizji węgierskiego działacza do paktu należałyby Polska, Czechosłowacja, Węgry, Jugosławia i Włochy.
Podwózka dla gen. Sosnkowskiego
Esterházy nie był zachwycony arbitrażem wiedeńskim z listopada 1938 r., w wyniku którego Węgry zajęły jedną trzecią terytorium Słowacji. Uroczyście powitał wojska Miklósa Horthyego, ale przypomniał im, że prawa mniejszości narodowych muszą być respektowane. Sam zamieszkał po czechosłowackiej stronie nowej granicy. W ten sposób stał się wrogiem dla obu stron – Czesi i Słowacy uznali go za zdrajcę, a Węgrzy za nadmiernego pacyfistę.
Także późniejsza aneksja Czechosłowacji przez Niemcy i utworzenie słowackiego państwa nie okazały się spełnieniem marzeń Jánosa Esterházyego. Kraj rządzony przez ks. Jozefa Tiso z biegiem czasu wprowadzał coraz więcej represji wobec swoich obywateli. Od początku istnienia dyskryminował osoby pochodzenia żydowskiego. Już w grudniu 1939 r. słowackie MSW uznało Żydów za wrogów narodu. Rozpoczęły się konfiskaty majątków i wprowadzanie kolejnych antyżydowskich praw. Esterházy nie pogodził się z tym i choć znajdował się pod nadzorem policyjnym, zaczął organizować pomoc dla prześladowanych. Załatwiał Żydom fałszywe dokumenty, pomagał przerzucać ich na Węgry, gdzie byli bezpieczniejsi, ukrywał ich nawet w swoich majątkach. Pomagał także Polakom, w tym gen. Kazimierzowi Sosnkowskiemu, którego osobiście przewiózł samochodem z Użgorodu do Budapesztu.
W 1942 r. jako jedyny członek słowackiego parlamentu nie poparł zmiany konstytucji, która umożliwiała deportację Żydów. Jego zasługi docenił po latach instytut Yad Vashem, który przyznał mu tytuł Sprawiedliwego wśród Narodów Świata.
Zwycięstwo nad materią
Postępowanie Esterházyego nie uszło mu na sucho. Został na krótko aresztowany w Budapeszcie, a potem w Słowacji pozbawiony stanowiska poselskiego i skazany za zniesławienie państwa. Szukało go też gestapo. Byłemu politykowi udało się ukryć, ale po zainstalowaniu komunizmu w Czechosłowacji trafił w końcu do więzienia – w kwietniu 1945 r. został zaproszony do siedziby MSW, a tam Gustáv Husák, późniejszy prezydent kraju, kazał go aresztować. Polsko-węgierski arystokrata został przekazany NKWD i przewieziony do Moskwy. Tam skazano go na 10 lat więzienia za spiskowanie przeciwko władzy sowieckiej, w tym za rozpowszechnianie informacji o mordzie w Katyniu. Trafił do łagru w Republice Komi, a potem do kolejnego, w miejscowości Rokpost. Już na początku został okradziony ze wszystkiego przez współwięźniów. Później, podczas pracy przy budowie magistrali kolejowej, zachorował na gruźlicę. Położono go w nieogrzewanym baraku szpitala więziennego.
W 1947 r. czechosłowackie władze wystąpiły o wydanie więźnia, którego zamierzały stracić za zdradę. Esterházy trafił do Czechosłowacji, gdzie wyrok zamieniono na dożywocie. Był w strasznym stanie. Mając ponad 185 cm wzrostu, ważył 42 kg. W więzieniu nie miał szans na leczenie, choć jego siostra interweniowała w ambasadach i nuncjaturze apostolskiej. Nie udało się nawet przenieść chorego do cywilnego szpitala. János Esterházy prosił o pomoc, ale przyjmował z godnością cierpienie. Zapytany, czy nienawidzi swoich oprawców, odparł: – Wszystko jest dobrze tak, jak Bóg chce. Kim ja jestem, aby sprzeciwiać się woli dobrego Boga?
W jednym z listów stwierdził z kolei, że „myśli” za jedną z osób z rodziny. Siostra wiedziała, że nie może napisać wprost, iż się modli. „Patrząc na niego, widzi się absolutne zwycięstwo ducha nad materią” – notowała. Jej brat zmarł 8 marca 1957 r. w więzieniu w Mirovie. Naczelnik zakładu karnego odmówił wydania jego ciała. Poza okularami nie zwrócił nawet rzeczy osobistych, w tym prywatnej korespondencji. Dopiero w 2007 r. ustalono, że urna z prochami Esterházyego znajdowała się przez prawie 20 lat w więzieniu Pankrác, a potem złożono ją w zbiorowej mogile.
Podczas pisania tekstu korzystałem z książki Marii Mycielskiej „Ułaskawiony na śmierć” oraz tekstu Imre Molnára „Kierować się głosem sumienia i przykazaniem miłości bliźniego”, zamieszczonego w czasopiśmie „Wieki Stare i Nowe”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.