Więź uwagi, wrażliwości, gotowości, czyli staroceltycka, monastyczna praktyka budowania zawierzenia.
Jeden z amerykańskich benedyktynów przygotowujących się do posługi duchowego towarzyszenia odkrył niedawno staroceltycką, monastyczną praktykę budowania zawierzenia. Nazywa się ona Anmcara (Anam cara) i łączy na swój sposób ojcostwo z braterstwem i przyjaźnią. Chodzi o stworzenie takich więzów, które w naturalny sposób owocują zaufaniem.
Celtycki starzec, gdy jego uczeń miał kłopoty, wychodził z nim na zewnątrz – tak, by być otoczony surowym i czułym pięknem przyrody, gdzie łagodne, kobiece linie pagórków współgrały z ostrością skalnych klifów a zieleń łąk przechodziła delikatnie i niepostrzeżenie w błękit i żółć drobnych kwiatów. Tam, w zwyczajnym byciu razem, pod przesuwającymi się na niebie obłokami, udającymi pasące się na łąkach owce, najtrudniejsze nawet problemy okazywały się możliwe do przejścia.
Wystarczał ten nawet tylko przedsionek zaufania – zwyczajna wierna obecność. I opowiadał dalej ów amerykański benedyktyn – już teraz z własnej praktyki, jak zadziwiająco wiele może pomóc zwykły kontakt – nawet tylko SMS–owy, czy whatsapp–owy.
W momencie krytycznym uczeń pisze do starca „Jest źle. Bądź ze mną!” I natychmiast dostaje odpowiedź. Prostą, zwyczajną: „Jestem. Dasz radę. Będzie dobrze”.
To działa. Materializuje wspólne rozmowy, może pod wędrującymi obłokami, może w czasie wędrówki po ujmujących kobiecymi kształtami pagórkach... Liczy się pozostająca więź – uwagi, wrażliwości, gotowości. Bez wielkich słów i deklaracji. Tylko taka dobra, współczująca aura dla samotności zawieszenia. Bo przecież, jeśli wpisać je w sieć – nie będzie upadku.
*
Bernard Sawicki OSB Selfie z Regułą. Benedyktyńskie motywy codzienności Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC
Odnotowano ofiary śmiertelne, ale konkretne liczby nie są jeszcze znane.
Biskup zachęca proboszczów do proponowania osobom świeckim tego rodzaju posługi.
Nauka patrzy na poczęte dziecko inaczej niż na zlepek komórek.